sobota, 25 października 2014

Powrót do Iławy - ciągle jeszcze gramy!

Nie oszukujmy się - Inwazja, jaką znaliśmy i kochaliśmy przeminęła. Co jednak nie znaczy, że nie możemy się nią nadal cieszyć. W Trójmieście turniejów już nie ma. Mimo moich szczerych chęci - albo ktoś mówi, że woli grać tylko Conquesta, albo, że niby mógłby. Tak czy siak - kiedy rzucam temat na forum, nastaje cisza. A ponieważ chcę nadal grać w Inwazję, trzeba chyba szukać nieco dalej.

W Iławie już raz byłem na turnieju - i postanowiłem wybrać się ponownie. Poza ochotą gry turniejowej zdecydowałem się na wyjazd również (a może przede wszystkim) z innych powodów. Po pierwsze, bardzo lubię ekipę z Iławy. Po drugie, na ostatni turniej nie pojechałem, chociaż mogłem - dlatego postawiłem sobie za punkt honoru, by tym razem nie zawieść. No i po trzecie - trzeba chyba trochę pograć przed Regio.

Zebrałem się zatem i wczesnym rankiem w niedzielę wyruszyłem pociągiem nad jezioro o wdzięcznej nazwie Jeziorak. Pokręciwszy się trochę po Iławie, wybrałem się do kościoła. Wspominam o tym, ponieważ wtedy to spotkałem Wojta i Melomana. Dobrze wybrałem świątynię. Potem wybraliśmy się do nich do domu, gdzie zostałem przyjęty przepysznym, stawiającym na nogi śniadaniem. Tutaj podziękowania dla państwa Strychalskich - jestem ogromnie wdzięczny (za łącznie 3 wspaniałe posiłki). Przed 11 ruszyliśmy na turniej. Zapisy, ogarnięcie talii. I można zaczynać.

Runda 1
vs...

STOP! Co jest? Kubala nie opowiada, jak to nie wiedział, czym grać? Jak to grał czymś nietestowanym? Mili państwo - przed turniejem wiedziałem, czym będę prowadził zmagania. Co prawda mało myślałem nad taliami (brak czasu, możliwości testowania, Podbój...), ale miałem złożony deck na... Voice of Command. Wyglądał on tak: https://deckbox.org/sets/819478

Pierwszą wersję złożyłem, kiedy Jaszczur wspomniał o tym w wywiadzie. Po OMP-kach, kiedy miałem okazję porozmawiać z vice-Mistrzem Świata, dokonałem zmian. Wyszło to, co widzicie powyżej. Talia miała zabijać Mistrzem Ziemi. Wcześniej mogła w sumie skontrolować przeciwnika. Poza tym karty do eko. I tak, nie ma jednostek. Bo i po co? Nie trzeba brać Dyscyplin, Kościołów... Same korzyści.

Runda 1
vs Jimmy, EMP 2:0
Jedyni gracze Imperium na tym turnieju - spotkaliśmy się już na początku. Ukryty gaj przystopował Monety przeciwnika. Mój przeciwnik miał napór Imperialny - zaskoczył mnie, raniąc moje strefy dopakowanymi Piratami. Na szczęście doszła Milicja, udało mi się uratować strefę Dance'em. Potem wystawiłem Kurta i zacząłem kręcić Innowacjami i innymi taktykami - udało się! Uf. W drugiej było podobnie - przeciwnik wystawił nawet Hemmlera, ale nie zdążył mnie zabić. Dzięki za gry - tym razem nie udało Ci się odpłacić za poprzednie spotkanie (kiedy wcześniej byłem w Iławie).

Runda 2
vs Meloman, DE 0:2
Jeden z moich gospodarzy miał deck, który idealnie mnie kontrował - kontrola ręki bardzo mi przeszkadzała. Co prawda może mogłem potem jakoś się odbić, ale brakowało kart do wygrania. Shade'y, Wiedźmy, Informatorki - nie dało rady się przebić. Nie lubię DE - psują większość fajnych talii. W drugiej grze miałem na ręce masę kart, ale nie miałem jak zabić Melomana - zabrakło mi dwóch obrażeń, żeby wygrać. Gdybym miał Długą Zimę - mógłbym cofnąć sobie Mistrza Ziemi. A tak - przegrana. Ale dzięki za gry i gratuluję wyniku!

Runda 3
vs WOJT, ORC 1:2
Król Cyganów grał talią na Squigach - niestety, albo skutecznie mnie palił (Pająki, Eksperymenty, inne takie), albo niszczył Grimgorem. Nawet Hidden Grove nie pomógł - w końcu skończyły się Long Wintery. Może wcisnąłem Verenę, ale potem nie zdążyłem się odbudować. Jedną urwałem, ale ogólnie WOJT był lepszy w całym spotkaniu. Dzięki za grę, za gościnę, za karty, za wszystko.

Runda 4
vs Unclean, HE 2:0
Wysokich Elfów trochę się bałem (anulowanie taktyk), na szczęście nie było tam Maga Loeca. Alith Anar atakował mnie i zadawał dużo obrażeń - na szczęście w obu grach wystawiłem Kurta, po czym kręciłem, dobierałem, wystawiałem - aż miałem, co potrzeba. W drugiej grze przeciwnikowi zabrakło kilku niebezpośrednich, żeby mnie zabić - na szczęście obrażeń nie wystarczyło, a ja w następnej odpaliłem swoje indirecty.

Runda 5
BYE

Z wynikiem 3-0-2 udało mi się wskoczyć na 3 miejsce. Wygrał, z kompletem punktów, Meloman. Na drugim miejscu Wojt. Wielkie dzięki dla wszystkich, gratulacje dla zwycięzców. To był dobry turniej.

A co do mojej talii - jest może bardziej dla zabawy, ale gdybym miał ją zmieniać, to wrzuciłbym trzeciego Longa Wintera, może trzeciego AP. Nie wiem, czy by nie zredukować Orderów do dwóch. Na razie i tak nie planuję tym grać, więc nieważne.

Potem udaliśmy się ponownie do Wojta i Melomana, gdzie zagraliśmy z Królem w Discwarsy. Mimo iż nie lubię bitewniaków, to gra mi się spodobała. Nie sądzę jednak, bym planował kupować - wolę karcianki i planszówki. Ale dzięki za możliwość zagrania i pokazania mi, o co chodzi.

Całe TOP 3 turnieju jechało razem do Gdańska, zatem było jeszcze trochę rozmów - trochę odnośnie koszykówki, ale większość to były wspomnienia z grania w Inwazję. Dzięki wielkie, fajnie sobie przypomnieć te wspaniałe turnieje.

Uprzedzając pytanie - tak, napiszę obiecane wspomnienia z całego grania. Ale dajcie mi czas, ostatnio niezbyt mogę się zabrać do pisania.

No cóż, jeszcze raz dzięki wszystkim - mam nadzieję, że się jeszcze zobaczymy.

Trzymajcie się! Do Warszawy!

środa, 1 października 2014

OMP 2014 - brak mi słów

Na wstępie, ba, nawet przed wstępem, chciałbym Was przeprosić, że musieliście dosyć długo czekać. Chociaż w sumie Przemo też jeszcze nie napisał relacji... Dobra, zostawmy to. Mam nadzieję, że uda mi się zrekompensuję wam ten czas oczekiwania. I że relacja nie będzie tak słaba, że zaraz usuniecie ją z historii przeglądania.

Teraz, już we wstępie, chciałbym (tak, na początku) powiedzieć: SERDECZNIE DZIĘKUJĘ! Naprawdę, wielu osobom chciałbym podziękować. Kolejność nie ma znaczenia. Zatem, dziękuję: Wojtowi, za pożyczenie kart oraz wspieranie mnie podczas turnieju, Wujtratormówi, za całokształt w sumie, Drumdaarowi z małżonką Alicją, za przenocowanie mnie, Rodzynowi, Raskoksowi, Drumdaarowi i Przemowi za grę w kosza (Przemo, w sumie ze sobą nie zagraliśmy, ale mam nadzieję, że okazja jeszcze będzie), wszystkim, którzy byli wtedy u Borina i Rodzyna (pamiętam, że był Virgo, Ptaszek, Kowal, Morphine, Wilkoo, Mielona, wspomniani gospodarze, Drumdaar, Przemo, a także pewnie jeszcze kilka osób, których nie pamiętam). Naprawdę fajnie było sobie wtedy pogadać na rozmaite tematy. Dalej, dziękuję wszystkim, którzy byli na turnieju, Stachowi i ekipie z Galakty za bardzo dobrą organizację, możliwość dogrania Topki pierwszego dnia. No i wszystkim, z którymi grałem, wszystkim, którzy byli na integracji (prócz już wymienionych, to tych, co pamiętam - Germanus, Metatron, Czarny, Jaszczur, SoS-u, Farba, cała reszta). Dzięki za Kataklizm. I ogólnie dziękuję wszystkim, którzy w jakiś sposób mieli wpływ na to, że wyjazd był tak udany pod niemal wszystkimi względami (o tym za chwilę).

Jeśli ciągle tu jesteście, to znaczy, że nie zanudziłem was na śmierć. Przejdę do konkretów.
Oczywiście, standardowo, cofamy się w czasie.

Wakacje 2014 roku
Hm... Czym by tu zagrać... Zrobię deck na Wielkiej Księdze Uraz. O, i jeszcze talię na Voice of Command. No i Rush Chaosu, żeby sprawdzać, czy nie za wolne te decki. Kilka startowych rąk, parę rozgrywek tymi taliami... Dwa razy testowałem z Wojtem. Raz - czysto for fun, kiedy on grał deckiem na Thorku. Następnie, już nieco poważniej, cisnął Wurrzagiem. Mówiąc krótko, tymi Orkami mnie zmasakrował. Żaden mój deck na to nie działał... Hm... Trzeba coś zmienić.
Burza mózgów. Kilka rozmów z Wujtratorem, typu:
- Ej, może zrobisz mi deck, który działa?
- Weź moje HE z Wawy. Mają potencjał, ale miałem pecha.

Złożyłem ten deck, ale tam w między czasie pomyślałem sobie mniej więcej tak: "Chwila, przecież Imperium na skakaniu jest mocne." Zrobiłem taką talię, chwilę potestowałem. Świetnie śmiga, niemal zapomniałem, jakie to przyjemne. Dobra, trzeba dodać jeszcze coś, żeby to szybsze było. A, no tak! Doubling the Guard! Hm... Kurt? Nie... Karl! Tak! Karl! Potem była już tylko kwestia kosmetycznych zmian.

Powyższe dwa decki oraz, standardowo, Rush Chaosu, wziąłem ze sobą do Norwegii. Tak trochę testowałem. I doszedłem do wniosku, że Imperium śmiga świetnie. Biorę!

I tak oto powstała moja talia. Wyglądała ona tak: https://deckbox.org/sets/777194


No i nadszedł czas wyjazdu. Karty miał mi pożyczyć Wojt, już na miejscu. Zatem w piątek, wczesnym rankiem, wsiadłem w Polskiego Busa. Toruń, Lodz, Katowice, bardzo dobrze się jedzie. Autostradą do Krakowa, niedługo powinniśmy być... A tu nagle - stop. Korek. Czekamy pół godziny (jak nie więcej), aż wreszcie mijamy bramki. Kraków!

Potem już tylko szybka podróż komunikacją miejską, zostawienie rzeczy w Drumdaara i można iść grać w kosza.

Trochę pograliśmy w 4 osoby (ja, Drumdaar, Rodzyn i Raskoks), pogadaliśmy z Borinem i ekipą z Białego, którzy to zjawili się na boisku. Potem wróciliśmy do kosza, ale, niestety, nie mogłem dłużej kontynuować gry. Miałem złe buty, przez co zjechałem sobie stopy. Patrzyłem zatem, jak pozostali (powyższa trójka oraz Przemo, który właśnie dojechał) biegają i rzucają. Dzięki wielkie za to granie. Mi się bardzo podobało.

Po odnowie biologicznej ruszyliśmy na integrację. Dom Borina i Rodzyna zaraz za Krakowem - pełen wypas. Do tego zacni ludzie, kiełbaski, chleb (z tego co pamiętam osobiście wypiekany przez Wilkaa i Mieloną). Świetne spotkanie, możliwość porozmawiania z dawno nie widzianymi ludźmi - jeden z moich ulubionych momentów podczas Regionalsów.

O którejś tam godzinie wróciliśmy do Drumdaara. Szybkie ogarnięcie się i do łóżek. Chwilę jeszcze porozmawialiśmy z Przemem o deckach. Na pytanie jaka talia wygra, odpowiedziałem trochę pysznie, że "moja", ale potem dodałem, całkiem szczerze, że jak dla mnie Chaos lub DE, może jakieś Orki. Że generalnie stawiam na Destro. Tak naprawdę nie myślałem nawet, że ta pierwsza odpowiedź może się ziścić - ale cóż, życie zweryfikowało moje przekonania.

W dzień turnieju ruszyliśmy do słynnej już szkoły, gdzie kolejny rok mieliśmy walczyć o tytuł Mistrza Polski. Tym razem nie graliśmy w głównej sali, ale w jednej z bocznych - na szczęście na tyle dużej, by pomieścić wszystkich 42 uczestników.

I ten wspaniały moment - przychodzisz, witasz te wszystkie znajome osoby z całej Polski. Zazwyczaj samo to spotkanie jest tym, po co jeżdżę na Regionalsy. Dla ludzi, dla tej ekipy - gra jest mniej ważna. Chociaż nie twierdzę, że nie ma żadnego znaczenia - nie wiem, ile osób by przyjechało na Filary Ziemi.

Zapisy, decklisty, identyfikator, przypinka (nowość), stolice (neutralne z legendami), tak, tak, Stachu ogłasza rundy, okej, startujemy. Czas na opis gier. Z góry przepraszam, jeśli się gdzieś pomyliłem - poprawcie mnie w razie czego:

Runda 1
vs Farba, CHA 2:1
Nie ma lekko - Farba to dobry, kontrolny gracz. Pamiętam, że graliśmy w Łodzi, kiedy przegrałem z nim w TOP 16 (ogólnie wygrał cały turniej). Nie było lekko, zwłaszcza, że w drugiej turze dostałem synergią, na którą mój deck niemal nie miał odpowiedzi - Corb mówi Osterknacht + Ptasior. Nie mam jak tego zdjąć. Na szczęście w porę dochodzą Kościoły, Dyscypliny, Rodrik pozbywa się większości supportów. Przechodzę do ofensywy - udało się. Druga gra to niestety świetne wyjście Farby z Wampira w drugiej turze. Nie miałem w sumie co zrobić - Farba niszczył mi wszystko w Queście. W ostatniej grze musiałem się mocno skoncentrować. Rodriki, Osterknachty, Wezwania, Wybrańcy - sporo tego było. Udało mi się przejąć kontrolę nad stołem i wygrać. Kluczowy był moment, kiedy w odpowiedzi na Ptasiora rzuciłem Dyscyplinę, na co Farba zareagował Bombą. Miałem na szczęście drugą Żelazną. Dzięki wielkie za wymagające gry.

Runda 2
vs Rodzyn, EMP 2:1
Talia Imperium na Volkmarze. W sumie nigdy nie mogłem się przekonać do tej legendy. Ale kiedy chciałem użyć Osterknachta, musiałem sobie zawijać jednostki na dół. Smutne... Na szczęście udało mi się w dwóch grach zabijać Ponurasa za czas, zaś potem atakować masą. Udało się. Tak czy siak wygrały Smerfy - Imperator się cieszy. Dzięki wielkie za gry - jak zawsze na wysokim poziomie, do tego miło sobie pogadać.

Runda 3
vs Repek, ORC 2:0
Kolejny pojedynek z krakowskim graczem. Tym razem to, czego niebiescy nie lubią - Orki. Starałem się kontrolować dociąg, niestety, kiedy doszedł Scrap, przeciwnik nagle zapełnił sobie rękę. Ale, chwila. Zaświtało światełko nadziei. Mam przecież po coś Verenę w talii. Zacząłem na różne sposoby dobierać coraz więcej kart. Repek kładł rozwinięcia, po czym zaraz je poświęcał. W którejś turze postąpił inaczej - zatrzymał sobie devkę. Moja tura, dobieram... Verenę. Hm. Na dwie strefy okej, ale Monastyr zostanie. Zagrałem chyba Posąg, żeby dobrać kartę z Misji (miałem 5+ kasy). Repek w odpowiedzi poświęcił rozwinięcie. Czułem się, jakby święta przyszły o te kilka miesięcy wcześniej. Osąd Vereny. Bum. Potem spalenie nie było już problemem. W drugiej grze udało mi się skontrolować i zajechać. Dzięki za grę i gratuluję świetnego wyniku!

Runda 4
vs Miłosz, HE 2:0
Pierwszy stół... Naprzeciwko mnie kolejny problem dla mojej talii. Wysokie Elfy mogą anulować moje kluczowe akcje. Na szczęście, jeśli nie ma Maga Loeca, to można trochę poszaleć. W pierwszej grze udało mi się wcisnąć Verenę. Przeciwnik nie kładł rozwinięć, ale miał zostawioną kasę. Myślę sobie - ma Disdaina/Draina, albo nie. Zaryzykowałem. Udało się. Chwile potem było 1-0. Potem udało się skutecznie kontrolować: Infiltracje, Rodriki, Osterknachci. Kilka małych ataków, kilka dużych - i mamy to! Ale gratuluję wysokiego i dziękuję za miłą atmosferę podczas gier.

Hm... Na razie 4-0. We Wrocławiu też tak było. Teraz niby mniej osób, ale nie byłem pewny, czy wystarczy. Musiałem jeszcze wygrać. No to jedziemy.

Runda 5
vs Dashi, EMP 1:0
Kolejny mirror. W Krakowie również graliśmy - wtedy było pamiętne 0-0. Teraz również gra szła wolno - ale pojedynki dwóch Imperiów zazwyczaj wygląda tak: Simcity, Simcity, okej, próbujmy się atakować, hm, okej, to kto się pierwszy przewinie? U nas było podobnie. Infiltracje latały z obu stron, ekonomia była świetna po obu stronach. Ale, kiedy wszedł Karl, Dashi poddał. Nie wiem, czy musiał, może nie widział szans na zabicie Imperatora, a chciał powalczyć w drugiej. A walczył, nie powiem.Rushował mnie, ale, na szczęście, podeszło kilka kart obronnych - dzięki czemu spokojnie dowiozłem korzystny wynik. Dzięki za ten pojedynek - do trzech razy sztuka, może jak zagramy następnym razem, to skończymy chociaż 2 gry?

Czyli mam Top 8. Uf. Przerwa na obiad - czyli znany wszystkim Bar w okolicy. Wybraliśmy się razem z Wojtem i Metatronem. Oczywiście na miejscu była ponad połowa graczy, ale to nie żadna niespodzianka. Ale dobrze, odpuszczę wam opis obiadu. Kotlet nie miał szans - tyle powiem, nie pomogłaby mu nawet Żelazna Dyscyplina.

Runda 6
vs SoS, DE 0:2
Tutaj nie ma w sumie co opisywać. A nie, przepraszam. Jest. Zaczynam. SoS-u: Hate, Hate, Wiatr Ostrzy, graj. Hm... Wystawiłem Taxi. Chyba w drugiej turze dostałem Raideroscoutem za 4. W drugiej co prawda miałem kasę, ale zaraz potem potraciłem większość kart. Nie było co zbierać. Wielkie szacun za tę grę - po prostu nic dodać, nic ując, klasa sama w sobie.

Runda 7
vs Dex, EMP 1:0
Kolejny bratobójczy pojedynek. No i zemsta za Wrocław (za singla, za Kataklizm, zależny, kto chce się mścić). Warszawski gracz miał talię podobną do mojej, ale Kurta w decku. No cóż, mirror jak mirror. Kto osiągnie przewagę, o, Karl, jakieś tury, jakaś kontrola. Miałem trochę więcej, miałem legendę - Dex poddał grę. Drugiej nie skończyliśmy, ale była podobna. Niestety, takie mirrory rzadko są ciekawe. Ale szacun Dexiu za dobry wynik Imperium, którym często nie grywasz (z tego co wiem).

I tak, z wynikiem 6-0-1, udało mi się skończyć rundę zasadniczą na pierwszym miejscu. Klątwa Metatrona... Hm, ale SoS-u w trakcie którejś rundy przypomniał, że przecież przełamał ją we Wrocławiu. A no tak... No to walczymy!

1/4 finału
vs Jaszczur, EMP 1:0
Taaaaak... Z tym legendarnym graczem nigdy jeszcze nie wygrałem. Pamiętam, że w Toruniu pokonał mnie w pierwszej rundzie topki. Łatwo nie będzie. Gramy, jak to Imperia - ekonomia, ekonomia, trochę Cię przytrzymam. Jaszczur miał przewagę, ale dużo z tego nie wynikało. Ciągle odcinał mnie od 6 pieniędzy. W końcu je miałem, ale nie wystawiłem legendy, tylko jakieś ekonomiczne karty. Karl przybył ze dwie tury później. Jaszczur trochę atakował, ale, gdy przybył Imperator, to ja nacierałem. Czas powoli się kończył. Nasze decki również. Infiltracje nie były już potrzebne. W końcu Jaszczur dobrał karty, tak, że została mu jedna. Coś tam zagrał, ale nie spalił mnie. Moja tura. Dobieram - zostały mi chyba 2 albo 3 karty. Doublingiem dociągam tak, że mam jedną - i tak ciągnę 2 za Karola, a on nie zginie. Atakuję moimi siłami, ale nie przebijam się. Jaszczur ma prawie pół talii na ręce. Musi dobrać karty. Czy ma Ordera i wygra? Został mu jeden kasy. Rzuca... Doubling the Guard i się przewija. Do końca czasu z 5 minut. Uf... Gramy następną, ale nie starcza czasu. Dzięki wielkie, naprawdę, to mega ciekawy, mega wymagający i mega męczący mecz. No i bardzo kulturalny, a jakże. Szacun za kolejną topkę.

1/2 finału
vs Keil, CHA 2:1
Od razu siadam do gry. W pierwszej jestem atakowany i uderzany Ptasiorami i innymi takimi. Spaczone jednostki z Dyskami i Khorvakami zaczynają mnie palić. Na szczęście dobra kontrola, przejście do ofensywy - i udaje się spalić. W drugiej niby pod kontrolą, niby mam ekonomię, ale Keil atakował mnie, atakował, ja nie wystawiałem obrońców, a on zagrał w końcu Unleasha - na styk. 1:1, nerwowa końcówka. On atakuje. Ja atakuje. Ogólnie skontrolowałem dociąg. W kluczowym momencie  pospieszył się z Unleashem - prowadził w obrażeniach, zostało mało czasu, ale nie miał prawie kart, ani rozwinięc.  Udało mi się chyba wcisnął Verenę.Przeszedłem do kontrofensywy. Kolejnym ważnym momentem było wystawienie Raidera do obrony Kingdoma - a nie do Questa, by dobrał karty. Udało mi się spalić, uzyskać przewagę w obrażeniach - i uf, udało się! Od razu wspomnę, że może się denerwowałem i popędzałem Cię, ale wtedy, kiedy miałeś jedną kartę na ręce. Ja zaś zazwyczaj miałem 5+. Ale ogromne podziękowania za kolejną świetną i emocjonującą grę.

FINAŁ OMP 2014
vs SoS-u, DE 2:1
Znowu SoS. Będzie ciężko. Wygrał kość. Coś tam zagrał. Dostałem dwa hejty. Ale wyszedłem bodajże z 4 kart: Wioska, Powóz, Misja, czy tam dwie misje. Kontrolowałem, Dyscypliną zabroniłem Eksperymentów na Ofiarę. Kiedy osiągnąłem znaczniejszą przewagę, SoS-u poddał. W drugiej walczyłem, ale nagle prawie nie miałem kart. Verena w Kingdom niewiele pomogła. 1:1. Ostatnia gra tych Mistrzostw. Nawet niezłe podejście, wysypuję się powoli. Infiltracja, Rodrik, Osterknacht. Tym razem bez fajerwerków, tylko pewna kontrola. SoS-u poddał.

.
.
.

WOOOOOHOOOOOO! Jestem Mistrzem Polski! O rany! Jak dzisiaj o tym piszę, to widzę to jak przez mgłę. Kilka telefonów, wybór maty, no i JEST! Bon, Puchar, o rany, to rzeczywistość. Ciągle ciężko mi coś powiedzieć. I, jak w tytule, brak mi słów. Wcześniej nie wygrałem dużego turnieju - byłem jedynie trzeci w Bydgoszczy. A tu proszę. Taki sukces. Wybaczcie, ze tak nieskładnie pisze, ale, naprawdę, ciężko mi o tym mówić. Nawet teraz czuje tak ogromne emocje.

Dobra, my tu gadu gadu, a przyszedł czas na integrację. W drodze nocny kebab - naprawdę konkretny, do tego piekielnie ostry sos. Ale dobrze, takie lubię. Puchar zostawiłem u Stacha, co to by go nie nosić do Pubu - i wybraliśmy się ponownie do "Rogu Brackiej i Reformackiej". Jak zwykle - świetnie pogadać z innymi na rozmaite tematy. Podbój, Inwazja, Hearthstone, ale nie tylko. Kto nie był - niech żałuje. Była chwila kłótni Mileny z SoS-em, ale zostawiamy to za sobą. Pod koniec integracji odwiedził nas... Mag Loeca. Wyczyniał nieprawdopodobne sztuczki. Serio, byliśmy wszyscy zaszokowani. Nic dziwnego, że potem jego pudełko do kart wypełniło się monetami. Tutaj macie tego gościa - ale uwierzcie, na żywo jest jeszcze lepszy: https://www.youtube.com/watch?v=LGHevs_Df5A.

Po skończonej integracji przeszliśmy z Przemem, Jaszczurem i Drumdaarem kawałek Krakowa - aż w końcu nocnym tramwajem dotarliśmy na miejsce. Kąpiel i czas chociaż trochę wyspać się przez kolejnym dniem zmagań.

Rano pyszne śniadanie (kolejne, w sobotę rano również mieliśmy możliwość zjedzenia w kuchni Alicji - dziękuję ponownie, jestem ogromnie wdzięczny).

W niedzielę - TOP rankingu, któremu się nie przyglądałem. I Kataklizm, który organizowałem. Punktacja Krakowska na kartce i system znany z Ligi Trójmiasta: Kubala 2.5.22.142536.77 . Ostatnio poszedł update, ale ciągle ścina.

Talią grałem taką: http://deckbox.org/sets/778127

W pierwszej rundzie, niestety, Dashi i Drumdaar zdołali mnie powstrzymać. Krasnoludy mojego aktualnego gospodarze miały za mało mocy - a drugi z Imperialistów przy stole zdołał zabrać mi Fullcrumy, po czym dosyć łatwo je utrzymał. W następnej, grając z Mieloną, Johnym i Raskoksem, udało mi się lepiej rozegrać grę - trochę blefu, odpowiednia ekonomia - i 10 punktów. W finałowych stoliku zmierzyłem się z: Czarnym (wygrał poprzednie dwa stoliki), Dashim oraz Rodzynem. Trzy Imperia, jeden WE z Wrocławia. Ponieważ prowadził, to niemal wszyscy ruszyli na niego. Udało mi się zabrać Fillcrumy, po czym, mając Rozkazy Odwrotu, Dekrety oraz odpowiednią ilość jednostek z przodu udało mi się dowieść zwycięstwo. I wyprzedziłem o jeden punkt Czarnego w klasyfikacji ogólnej - tym samym udało mi się wygrać Kataklizm! Bransoleta Ricardo zostaje w Trójmieście! Gdańska Szkoła Kataklizmu, hej, hej! Wojt mnie "ukoronował", po czym przyszedł powoli czas, żeby się zebrać. Dowiedziałem się, że Farba wygrał Top 16 Rankingu - gratulacje, pokazałeś klasę.

Pożegnania - niby smutne, ale mają coś w sobie. Plany na ewentualne następne Regio. Podziękowania. Wymiana zdań ze Stachem odnośnie Bonu, Puchar w łapę - i wychodzimy. Na dworzec, wraz z Wojtem, spokojnie zdążyliśmy, po drodze zakupując prowiant na drogę. Wsiadamy do przedziału, ruszamy... Aż tu nagle dziewczyna siedząca obok Wojta wita się z nim. Wojt zaskoczony, ja zaskoczony, wszyscy zaskoczeni. Kraków - miasto spotkań. Dwa lata temu Wojt spotkał kumpla, rok temu ciocię i wujka, teraz znajomą. Zatem kolejny pozytywny akcent tego wyjazdu.

Podróż, jak to podróż - może trochę się dłużyło, ale summa summarum dotarliśmy na miejsce. Zamieniam ostatnich zdań z Wojtem, po czym ruszam do domu. O rany.

To był wyjazd, który zapamiętam na zawsze. Już dziękowałem, ale powiem to jeszcze raz - dzięki wszystkim! Cóż mogę powiedzieć, nie mogłem sobie wymarzyć lepszego zakończenia przygody z Inwazją. Może jeszcze będzie granie na Regio Conquesta w drugi dzień, ale czy będą następne OMP? Wątpliwe, ale nie uprzedzajmy faktów. Najwyżej zostanę Mistrzem na zawsze. Obie opcje są spoko.

Zatem, cóż mogę rzecz na koniec. Dziękuje za te wszystkie lata - i do zobaczenia na Podboju, albo przy innych okazjach!

PS. Woohoo! Jestem Mistrzem! Ciągle nie wierzę... Dzięki, że dobrnęliście aż tutaj. Cześć!