środa, 26 marca 2014

Przed finałem 6 Ligi - 83% Orderu, a wygrywa Destro

Kolejny zaległy wpis, tym razem z poniedziałku. Rozegraliśmy wtedy bowiem przedostatni turniej szóstej edycji Ligi. Frekwencja nie powalała, ale cóż, takie jest życie i trzeba sobie z tym radzić.

Postanowiłem, w ramach zdobywania wszystkich znaczków ras na Galakcie, zagrać HE. Mają dużo ciekawych mechanik, łatwo zrobić niestandardowy build. A właśnie takimi staram się ostatnio grać. Wyszło coś takiego: http://deckbox.org/sets/644045

Jak widać, talia opiera się na Zaklęciach i Dodatkach. Szału nie robi, ale to coś nowego. Wiadomo, łatwiej by było z Sally Forth. Ale chciałem zagrać właśnie czymś takim. Spodziewałem się, że wszystko przegram, a okazało się, że aż tak źle nie było. Ale po kolei:

Runda 1
vs Wojt, HE 0:2
Ponieważ na turnieju były dwa inne HE, musiałem na chociaż jedne trafić. Wojt grał deckiem na Eltharionie, zaś jako restrykcję miał Innowację. W obu grach nie miałem dużo do powiedzenia. Oczywiście nie doświadczyłem prawie kontroli (ani nic na supporty, brak Drewna, jedynie Reprymenda). To nie zmieniało faktu, że udało mi się spalić tylko jedną strefę. W pierwszej Wojt obronił się jednostkami, po czym Eltharion i spółka zasypali mnie indirectami. W drugiej znowu - jedna spalona, atak w drugą. Tym razem sprawę rozwiązała Valaya. Tak jak potem policzyliśmy, Wojt mógł mi wbić pod koniec chyba z 50 indirectów. Gratki za dobre miejsce ostatnio dosyć zapomnianym deckiem Wysokich.

Runda 2
vs Wujtrator, HE 1:1
Kolejne HE, tym razem znane przeze mnie bardzo dobrze - Wujtrator gra tym od ponad miesiąca, miał to także w Warszawie. W pierwszej Mag Loeca powstrzymał w kluczowym momencie moje zapędy, a przy okazji Celestian wybił mi to, co akurat miałem w Polu Bitwy. Druga gra. Zaczynam, przez przypadek wystawiłem najpierw Lion Standarda, ale zaraz ogarnąłem, że on ma przecież dwie lojalki, zatem najpierw muszę zagrać tego Dreamera. Wojtkowi się to nie spodobało, ale, że podobne spiny mamy zawsze podczas gier, to i tak postawiłem na swoim. W końcu to pierwsza tura, nie ma nawet lojalek na Asuryana ani nic, to w jego grę nie ingeruje. Gra idzie dalej, rushuję, udaje mi się zgromadzić napór, zanim Wojtek wystawił to, co mu potrzebne. W tej chyba grze była kolejna niezbyt przyjemna sytuacja, Wojtek coś zagrywa, a ja akurat nie patrzyłem na karty. Chwilę później się ogarnąłem, żeby zagrać Asuryana, ale Wojtek oponował, że za późno. Ale mniejsza już z tym. Zaczynamy trzecią. Specjalnie wolno tasuję, co denerwuje przeciwnika. Oczywiście teksty w stylu: "Żałosne, Kubala". Ale wiadomo, on robił tak samo podczas innych turniejów. Nic nowego, zwykłe małe spiny. Próbuję rushować, ale nie wychodzi, chociaż Wujtrator nie pali mnie jeszcze. Koniec czasu. Ma turę na zabicie mnie. Zagrywa Dreamera, ma jeszcze dwa kasy. Mówię, akcja Wiatrów, Asuryan. A nie, to ja inaczej zagram. Mówię, że nie, bo karta zagrana. I zaczęła się spina, że ja cofnąłem, a on nie. Wiadomo, z jednej strony ma rację, bo nie powinienem wcale zmieniać ruchów, ale jednak mój był na samym starcie i wynikał ze złej kolejności wykładania kart. A Asuryan tylko na tym polega, żeby zagrać wtedy, kiedy przeciwnik zostawił kasę: tak, żeby nie mógł zmienić. Ale to kłótnia, którą wg zasad ja przegrywam, a wg życia Wujtrator. Mecz skończył się remisem. Mimo tej spiny dzięki za grę, ale zmień wreszcie talię. Już nudą zawiewa.

Runda 3
vs Organek, IMP 1:2
Gra numero Uno, Asuryan w pierwszej turze, potem chyba drewno, generalnie szybki napór, kiedy przeciwnik próbuje się rozbudować, po czym udaje się na styk spalić. Druga przeciąga się, Piekłomioty w końcu zaczynają palić, mnie powstrzymuje Wybraniec Imperatora. Udaje się przecisnąć. W trzeciej ja napieram, Organek heroicznie się broni, kontroluje mi questa, ja staram się jemu, jego obrońcy raz po raz padają pod ciosami elfickich kling, ale jego zastępy nie maleją. A on też się odgryza, w końcu dobiera Helblastera, pali mi jedną. Drewno jednak go nie powstrzymuje, nafeedowany Wybraniec ostatecznie mnie dobija. Dzięki za gry.

Runda 4
vs źleX, DE 1:1
Pierwsza gra to długie męczenie się przeciwnika, aby wreszcie mnie zabić. Udało mi się spalić jedną strefę, ale potem Shattered, Hekarti i spółka ograniczyli moje możliwości, przez co nie miałem szans. W drugiej udało mi się zrushować, szybko spaliłem jedną, zaś brak kontroli u przeciwnika pozwolił mi na dojechanie drugiej. No i trzecia gra. Wystawiłem dużo kart, zaś mój przeciwnik miał dużo w queście. Kończyły mi się karty na ręce, a gdy straciłem mój atak, nie miałem innych opcji, jak tylko liczyć na przewinięcie. Dobierałem po jednej karcie, którą rzucałem na devkę (jedno obrażenie do spalenia więcej). ŹleX zaś wycinał sobie dociąg, jak mógł, ale kontroli supportów nie miał. Przez co nie skrócił sobie dociągu. Nie wygenerował odpowiedniego naporu, w finalnym ataku zabrakło mu kilku młotków. W następnej by się przewinął. Ale skończył się czas, zatem to ja dogrywałem turę. No i remis. Zabrakło minuty. No trudno, mogę się chełpić, że jako jedyny tego wieczoru nie przegrałem ze DE.

Zająłem ostatnie miejsce, co niespodzianką nie było. A wygrał właśnie źleX. Na 6 talii 5 to były Ordery (VER GRAŁ ORDEREM IMBA!!!1111ONEONE NA RESTRYKCJĘ). I co? I nic, wygrały DE. Ale cóż, turniej dobry, szkoda spiny z Wujtratorem, ale mniejsza, to tylko karty, jak to nasz przyjaciel ocenił. Było, minęło, jedziemy dalej. Bo w poniedziałek FINAŁ! Do zobaczenia!

wtorek, 25 marca 2014

Przed finałem 6 Ligi - SKAVEN IMBA

Zbliża się zakończenie kolejnej Ligi Trójmiasta, a ja porobiłem trochę zaległości na blogu. Ale spokojnie, postaram się to odrobić. Najpierw zatem relacja zaległa, z turnieju ósmego.

Turniej o jakże trafnej nazwie "Gdańsk świętuje sukces" odbywał się w czwartek po Warszawie. Mój deck powstał de facto jeszcze podczas testów w pociągu powrotnym ze stolicy. Później tylko dokonałem kosmetycznych zmian, wyszło coś takiego:

http://deckbox.org/sets/638593

Założenie było proste: palić, palić, palić. Innowacja za restrykcję, bo odciąża Królestwo, zaś Horda Questa. Więc można grać prawie wszystko do przodu. Lying in Wait jako tech, w końcu posiadanie aż 6 zerówek sprawia, że jak jedna czy dwie staną się devkami nie boli. A dodatkowa kasa się przydaje. No i Misja, która przy takiej liczbie tanich jednostek robi rzeź. Talia zabijała albo konwencjonalnym atakiem, albo podpakowanym Night Runnerem. Nie ma żadnej kontroli supportów, ale mniejsza. Tu boli nas tylko Arka. Odpowiedzią na Hekarti jest wspomniany wyżej Lying.

Na turnieju zjawiło się niestety tylko 6 osób. Trochę słabo, mając w pamięci dwudziestki w poprzedniej edycji.

Runda 1
vs Wojt, IMP 2:1
Skaczące Smerfy na rycerzach. W pierwszej grze byłem bardzo szybki i zdążyłem. W drugiej byłem dobrze kontrolowany przez Wybrańca Imperatora, a następnie palony. Trzecia gra ponownie dla mnie, dobrałem Hordy, dzięki czemu miałem odpowiednie karty i mogłem przejść do szybkiego palenia.

Runda 2
vs źleX, ORC 2:1
Wurrzagowy deck, w pierwszej ŹleX długo nie może dobrać Rzyga, a ja przebijam się przez Śledzie. Później Mały Rzyg zostaje zagrany w złym momencie. Suma sumarum udaje mi się zajechać. W następnej szaman jest, pali, w kluczowym momencie Śledzie mnie zatrzymują, po czym jestem atakowany tak, że przeżywam o devkę. Dostaję ripa. W ostatniej palę szybko jedną strefę, następnie wchodzi Polybog, mówi Śledzie - zajeżdżam drugą.

Runda 3
vs Wujtrator, HE 2:1
Pierwsza gra to moje szybkie wyjście, ale potem Wujtrator wystawił do przodu Celestiana i wszystko mi zabił. Chwilę później mnie spalił. W drugiej bardzo szybko spaliłem Questa, po czym atakowałem Pole Bitwy. Opponent bronił się, jak mógł, ale Misje+Clanleaderzy przepchnęli się przez obronę. W trzeciej Wujtrator zaczyna, gra Vaula, ja wychodzę chyba z Dystryktu i devki. W mojej następnej turze zagrywam łącznie 3 Hordy (pomocne Innowacje z Zerówkami i Lyingiem), po czym wrzucam Misje, zerówki na nie, Night Runnera i jakieś inne rzeczy do przodu... Palę dowolną strefę, po czym zadaje ~18 indirectów. W następnej Wujtrator musi dołożyć 2 i spłonąć na styk. Druga tura...

Runda 4
vs Ver, DE 2:0
Match-up, którego się obawiałem. Wiadomo, Hekarti, Arka. Ver grał wersją naporową, z m.in. Batami. W pierwszej grze wymieniamy ciosy, wiadomo, jak to napory. Staramy się nawet nawzajem kontrolować. Co z tego, że zabijam baty, skoro one wracają? Udaje mi się jednak wykrzesać więcej młotków (ach te Misje...) i spalić szybciej (bodajże Corb Polybog zginął w między czasie, ratując mi Questa). W drugiej Ver zaczyna, ja wychodzę bodajże z 10 kart (chyba Horda, Devka, Zerówka, Lying, Innowacja, Quest, jeszcze 3x Zerówka, Thanquol). Palę Ci strefę w pierwszej, grasz. W drugiej dodałem jeszcze kilka młotków i było po grze.

Udało mi się wygrać turniej najgłupszym deckiem, jaki może być. To jest chore, co robi ta talia. Problemem jest chyba Horda i Misje, które robią z Zerówkami IMBA ataki nawet w pierwszej turze. FAQ Team musi coś z tym zrobić.

Dzięki za gry, turniej generalnie w miłej atmosferze.

Aha, prawie zapomniałem dodać: SKAVEN IMBA!

niedziela, 23 marca 2014

Warszawa 2014 - Historia na naszych oczach

Stało się! To, na co wielu czekało całe lata. Marzenia bardzo licznej grupy osób w końcu się ziściły.

Pierwszy Regionals w Warszawie stał się faktem!

Jeszcze na wstępie chciałbym pogratulować i podziękować Wilkowi oraz całej ekipie, która mu pomagała. To naprawdę ciężki kawałek chleba, ale daliście radę!

Jak to zwykle bywa, przed Regio mam bardzo ważny dylemat: czym grać? Nie miałem zbytnio pomysłów: po epizodzie grania WE szukałem innego niestandardowego decku. Jeszcze przed Krakowem myślałem nad deckiem na Leśnym Smoku, teraz ten projekt do mnie wrócił. Ustaliłem, że do robienia kasy najlepsza jest Innowacja, do tego zapętlona. Do tego idealny są Fragmenty. Reszta jakoś sama poszła (posiłkowałem się trochę deckami Jaszczura na w/w Artefakcie). Wziąłem tą talię na Ligę, udało się wygrać turniej. Tydzień później następny, tym razem trzecie miejsce, ale w ostatniej grze miałem wygraną, tylko źle policzyłem. Szkoda, ale to była przestroga na przyszłość. Uznałem, że talia daje radę, a nic innego nie wymyślę i nie wytestuję w tak krótkim czasie. Jeszcze na kilka dni przed dorzuciłem Pioruny i Wyprawę, po czym byłem gotowy. W międzyczasie zrobiłem zarys decku na Kataklizm, także Imperium. Ale o tym później.

Ostatecznie mój deck na turniej główny wyglądał tak: http://deckbox.org/sets/639694

Szczegółowo opisałem ją na forum: http://whinvasion.pl/viewtopic.php?f=5&t=3588

Sam wyjazd zaczął się oczywiście od kupienia biletów, co uczyniliśmy już w lutym, rezerwując sobie wszystkie 6 miejsc w jednym przedziale. Bilety sukcesywnie trafiały do właścicieli, zatem w dniu wyjazdu wszyscy byli zwarci i gotowi do drogi.

Ja, Wujtrator, Ver, Wojt, Zygi i Tobol. Zacna ekipa. O podróży do Warszawy można by wiele powiedzieć. Ale nie wiem, czy trzeba. My wiemy o co chodzi, a opowiadanie średnio ma sens. Było śmiesznie, czasem przesadnie głupio, ale suma sumarum w bardzo dobrych nastrojach dojechaliśmy do Stolicy. Tak już czekali na nas Dykta i Nilis. Rozdzieliliśmy się (ja, Ver i Wujtrator spaliśmy u Dykty, Wojt i Zygi u Nilisa, zaś Tobolewscy w Dexa), porozjeżdżaliśmy, ale finalnie wszyscy  siedzieliśmy u Dykty.

W tym miejscu chciałbym bardzo podziękować naszemu gospodarzowi za przenocowanie nas, za odebranie z dworca, za wszystko tak naprawdę. Wielkie dzięki, mamy nadzieję, że nie sprawialiśmy dużych problemów. No i zapraszamy do Gdańska.

W piątek najpierw ruszyliśmy konkretną ekipą na Pizzę oraz do Galerii, po niezbędne zakupy, a następnie w zacnym, 13 osobowym gronie, integrowaliśmy się u Dykty, rozprawiając na tematy przeróżne (od decków, przez największe gafy, aż po LoL-a lub inne gry). Ogólnie było świetnie, kogo zabrakło, niech żałuje. Super spotkać znajome twarze, a także zobaczyć i poznać nowe osoby.

Rano ogarnęliśmy się i wyruszyliśmy na miejsce. Obyło się bez jakichś problemów: finalnie dojechaliśmy na Plac Wilsona, stamtąd weszliśmy do Parku, spotkaliśmy ekipę z Krakowa, potem przybyli również Cyganie, śpiący u Nilisa. Naszym oczom ukazał się Fort, w całej swojej okazałości. Robił wrażenie. Chwilę później byliśmy już w środku.

I to, co powtarzam zawsze: uwielbiam ten moment, kiedy wchodzi się na salę i spotyka tych wszystkich ludzi. Kiedy się z nimi wita, wymienia na szybko zdania, komentarze... Świetna atmosfera. Zapisaliśmy się, po czym można było ruszać.

Runda 1
vs Dykta, CHA 1:1
Znów musiałem w pierwszej rundzie na mojego gospodarza, znów musiałem zremisować. Pierwsza gra to mój szybki rozwój, po czym zabicie Smokiem: Dykta na początku próbował coś robić, potem nie miał już co. W drugiej zagrałem jak leszcz, ponieważ, mając około 40 kasy, wystawiłem z jednostek tylko Smoka, mając bardzo mało kart w decku. Zamiast wstawiać dwójki i mieć pewność, że bez Smoka wypełnię wyprawę, całkowicie zawiodłem. Pielgrzymka i w następnej się przewinąłem. Trzeciej nie skończyliśmy, ale byłoby ciężko, Świątynie pozbawiały mnie devek pod Innowację. Ale cóż, nie przegrałem. Dzięki za grę (i jeszcze raz za gościnę).

Runda 2
vs Radaner, DE 1:1
Niedaleko nas siedział Wojt, zatem trzech największych stalerów Inwazji blisko siebie. Do tego mój przeciwnik w pierwszej dostał BYE (znowu), zatem zaczęło się podobnie jak w Gdańsku. Mistrz Europy grał na kontroli ręki. W pierwszej coś tam próbowałem, ale finalnie Radaner wyrzucał mi potrzebne karty, po czym dopalił mnie Konwentami i atakiem. W drugiej oboje się rozwijaliśmy, wiadomo, ja traciłem karty, a czas zbliżał się do końca. Skontrolowałem go, dzięki czemu nie miał dużo opcji. Minuta do końca, jego tura. Zachował się bardzo honorowo i nie przestalował, zatem mogłem dograć turę (Radaner zaczynał). Początek tury, dokładam devkę z City Gates, po czym koniec czasu. Zdążyłem zacząć, zatem dogram. Udaje mi się zebrać dużo kasy i spalić! 1:1. Uf, dzięki wielkie, gratulacje za topkę i za nie przeciąganie swojej tury.

Runda 3
vs Yogi, CHA 2:0
Musiałem trafić na kogoś swojego, w końcu prócz mnie z Gdańska było 10 osób. Udało mi się dwa razy dosyć szybko odpalić, ale dlatego, że miałem dobre ręce startowe. Yogi wychodził z Monastyru, co mnie cieszyło, gdyż miałem dodatkową turę na rozwój. Raz chyba kluczowo anulowałem Bombę Dyscypliną. Chaos, kiedy nie ma Świątyń, ma ciężko, a tutaj nie przyszły. Ale dzięki za grę.

Runda 4
vs Sobczas, HE 1:2
Moja jedyna porażka, ale przeciwnik w pełni zasłużył na zwycięstwo. W pierwszej grze położyłem Long Wintera na devkę - chwilę później Drewno i Alith Anar. Grr... No trudno, pierwsza w plecy, była kontrola, a ja nie dałem rady się rozwinąć. Spłonąłem od indirectów. W drugiej byłem kontrolowany, ale udało mi się (mając chyba tylko City Gates i Milicję na stole) odpalić Smoka. Bardzo mnie to ucieszyło, pokazując, że talia może wyjść prawie z niczego. W ostatniej jednak klasa przeciwnika, dobre zagrania oraz Mag Loeca zabili mnie. Ale wielkie dzięki, bardzo miło się grało. I gratulacje, dobrze, że to ty doszedłeś do topki (po grze powiedziałem Ci, że mało kto tym gra, zatem topka by mnie ucieszyła). No i mogę mówić, że przegrałem tylko z trzecim miejscem.

Runda 5
vs Kowal, DWA 1:2
Tym razem Białystok - chyba jeszcze z nikim z tego miasta nie miałem okazji grać. W pierwszej grze Kowal rozwijał się dosyć szybko, ale wiedziałem, że będę po prostu szybszy - ten deck tak ma. Udało mi się odpalić. W drugiej szybki Kazador i chyba w piątej turze mogłem zbierać karty. Trzecia tym razem spokojniejsza, miałem trochę więcej czasu, zatem dobrałem, co trzeba było, Corb chyba zablokował My Life'a, no i do przodu. Dzięki wielkie, miło się grało.

W tym momencie wybraliśmy się na zachwalanego przez wielu lokalu "Amrit". Mimo dużych kolejek, obsługiwano nas szybko i sprawnie. Musieliśmy tylko długo czekać (my, znaczy ja i Wujtrator). Ale sam kebab, wbrew temu, co niektórzy mówią, był bardzo dobry, do tego miał genialny sos (jak zamawiam ostry sos, to chcę coś takiego, a nie pomidorową). A żadnych problemów potem nie miałem. Pogadałem chwilę z Metatronem, po czym ruszyłem do Fortu. Ostatnie dwie rundy, trzeba się zebrać w sobie.

Runda 6
vs Nilis, DWA 1:1
Kolejne Dwarfy, kolejny przedstawiciel gospodarzy. Grało się dosyć wolno, gdyż Nilis dekoncentrował mnie swoim zabójczym uśmiechem. W pierwszej pozbierałem wszystko i zaatakowałem. Czekałem na My Life'a, ale nie było. W drugiej znowu Kazador był moim katem, byłem za wolny, zatem gramy trzecią. Nie zdążyliśmy niestety, zabrakło może jednej tury, ale w drugą stronę mogłoby też być różnie. Dzięki za grę. Ani ty nie przegrałeś, ani Imperium, więc chyba możesz być zadowolony.

Runda 7
vs Organek, DWA 2:0
Kolejne Dwarfy. Z Organkiem dużo graliśmy na Lidze, zatem znaliśmy swoje decki. Żaden z nas nie był szczęśliwy z tego paringu, ale, niestety, trzeba grać. Dwa razy udało mi się odpalić, w drugiej grze kluczowy był Heroic Task, który bronił przed Dezercją. Corb na Moje życie za Twierdzę znowu się przydał. Dzięki wielkie. Jak mus, to mus. Ale ligowe sprawy ciągle niedokończone.

Z wynikiem 3-3-1 (razem z Nilisem najwięcej remisów) zająłem 24 miejsce. Trochę zabrakło, ale i tak jestem zadowolony. Szkoda natomiast Wujtratora, który zajął najgorsze, 18 miejsce (17 dostało matę chociaż). Ale wszystkim się nie dogodzi. Punkt zaważył, de facto była opcja, ale cóż, mówi się trudno. I jedziemy dalej.

Potem przyszła topka, podczas której dopingowałem Króla Cyganów (on i Tobol trzymali poziom, dzięki nim Północ zachowała twarz). Udało mu się pokonać Czarnego, potem także Majesty'ego (dziki fart na Inwokacji w obu pojedynkach). W półfinale uległ Jaszczurowi, ale to nie jest żadną hańbą. O trzecie zwyciężył mojego pogromcę, zajmując Undeadami trzecie miejsce. W zwyciężył (znowu) Virgo. Tym samym deckiem. Gratulacje. No cóż, błędów nie popełniłeś, zrobiłeś swoje. Pierwszy na Regio, pierwszy w ilości postów na forum, pierwszy najczęściej hejtowany. Gratulacje.


Przyszło rozdanie nagród. Virgo - zacny puchar, "większy od Smoka", potem Jaszczur, i wreszcie - Wojt. Kilkadziesiąt osób zaczyna śpiewać "Ore ore szabadabada" i tańczyć. Trwa to dobrą chwilę. Świetny moment, kto nie widział, niech żałuje. Potem poszło dalej - Sobczas, Majesty, Dashi, Ostry, Boreas, Drumdaar, Czarny, Michnik, Selverin, Tobol, Radaner, GilGalad, Ziggy, potem "szczęście w nieszczęściu", czyli miejsce 17 - Raskoks. I reszta, zaczynając od Wujtratora.

Nagrody były syte (masa gier,tokeny dla wszystkich, a ponad trzydziestka miała jeszcze coś). Wiadomo, dużo kasy poszło na miejscówkę. Ale i tak wporzo, sporo mat, stolic, ogólnie zacnie.

Potem przyszła integracja - można pogadać z ludźmi o wszystkim, było możliwość pośpiewania z O'Jerry, zrobienia sobie zdjęcia z Makabrysiem... Dzięki, dzięki, dzięki wszystkim, że byliście. Po jakimś czasie wraz z Dyktą zawinęliśmy się, ogarnęliśmy i w kimę. Koło 5 ja i Wujtrator próbowaliśmy wstać do kościoła, ale nie wyszło (ja wstałem, zacząłem budzić Wojtka, ale on nie był skłonny wstawać. Sam jakoś nie dałem rady się podnieść, po chwili znowu wpadłem w objęcia Morfeusza). Rano ogarnęliśmy się, po czym ruszyliśmy na Kataklizm. Dykta spał, ale obudził się przed naszym wyjściem, po czym pożegnaliśmy się. Dziękujemy jeszcze raz, bardzo dobrze się spało, warunki przyzwoite, zapraszamy do Gdańska. Bez trudności dotarliśmy na miejsce, gdzie złożyliśmy Zygiemu talię i można było zaczynać.

Grałem czymś takim: http://deckbox.org/sets/643822

W pierwszej rundzie: Wojt i ALAN. Same Imperia... No cóż, udało się wyjść dobrze ekonomicznie, grę ustawiły Kościoły (w pierwszej turze jeden, w drugiej drugi). Byłem przez to trudny do skontrolowania (Wojt mając spaczający Fulcrum wydawał ciągle dwa kasy na mojego Wilhelma - a miałem masę innych jednostek). Najpierw spaliłem wraz z ALAN-em strefę Wojtowi, potem sam zabrałem mu Fulcru, przez co końcówka to dwóch na jednego. Udało mi się obronić dzięki taktykom i masie jednostek. No i dzięki kościołom. No i stolik wygrany.

W drugiej grze trafiłem na Raskoksa i Majesty'ego. Odpowiednio Imperium i Skaveny. Wykorzystałem spaczający Fulcrum, aby pozbawić Sniktcha możliwości zabicia moich jednostek (Mogę channelować? Tak. Okej, channeluje: Sniktch spaczony. ... Niech to!). Później próbowali mnie atakować, ale moje Ambushe działały i odpierały ataki. Znowu pomogły Kościoły. No i kolejny stolik dla mnie.

Trzecia gra Valathron i Ziggy, DE i Dwarfy. Sacrafice to Khaine bolał,  ale udało mi się wystawić dużo Ambushów, w kluczowym momencie dwóch Rogue Warriorów zabiło Wampira i Raidera. Miałem dwa fulcrumy, oni musieli mi je zabrać, ale trzymałem kasę na Ambushe i taktyki, dzięki czemu (pomimo Kultów) dałem radę.

Ostatnia gra zasadniczej, Przemo z DE oraz znowu Raskoks. Co to była za gra? Jednostki z Crap Boxa, cuda wianki, umiawianie się, no i EPIC SPELL DE! Przemo grał na Innowacji, zabrał nam nasze jednostki z BF, było ciężko: u niego z 6 jednostek, oraz Luthor Huss(!). Zdołałem się jednak obronić, finalnie w ostatniej turze popełniłem błąd, bo nie użyłem wszystkich akcji: miałbym wtedy 2 fulcrumy, nawet straciwszy jeden, wygrałbym stolik samotnie. Tak to mieliśmy remis z Raskoksem (po moim ostatnim ataku odbił mi Fulcrum, cwaniak).  Ale dzięki wielkie, to było coś.

I tak udało mi się wejść do finału, gdzie... trafiłem na sam Gdańsk. Woohoo! Trójmiasto! Trójmiasto! Zamietliśmy Kataklizm! Ja, Zygi i Wujtrator. Finał to jednak gra bez historii, Wujtrator (grający na 72 kartach) w pierwszej turze wyszedł z Tarczownika (jedynego w talii), po czym z Syga wstawił Duregana. Masakra, zwłaszcza, że wziął Fulcrum od indirectów. Po chwili dodał drugi. Nie mieliśmy nic do powiedzenia. Gratulacje, udało Ci się wygrać! I to takim deckiem! Wczoraj byłeś największym przegranym, dzisiaj tryumfujesz.

Potem przyszedł czas na pojedynek Przema z GilGaladem. Świetna inicjatywa, przyjemnie się oglądało (jak to ktoś określił: taka drużynówka, ale w jedną osobę). Przemo wygrał, decydującą grę zwyciężając WE (IMBA!!!11oneonejeden!11! na restrykcję). Dostali w nagrodę pamiątkowe miecze, bardzo zacne. Gdy Makabrysio się do nich dorwał... W sumie dobrze, że dzisiaj, a nie wczoraj, podczas integracji. Zatem obyło się bez problemów. Finalnie pożegnaliśmy się i ruszyliśmy na metro. Potem pół godziny krążyliśmy po Dworcu Głównym, szukając jakiegoś sklepu (czułem się, jakby Wojt nas prowadził). Finalnie, kupiliśmy zapasy w osiedlowym sklepiku, po czym wsiedliśmy do pociągu. Tym razem mieliśmy cały przedział dla siebie, który upłynął przede wszystkim na grze w Inwazję (Skaven IMBA, wiadomo). Po 22 dojechaliśmy. Kolejny świetny Regionals zakończył się.

Wielkie dzięki wszystkim i każdemu z osobna. Za podróż, za turniej, za rozmowy, za Kataklizm, za nocleg, za integrację, za wszystko. Kto nie jeździ, niech żałuje! Pierwsze Regio w Wawie przeszło do historii! Inwazja żyje! Do zobaczenia!

PS. Zdjęcia będą na dniach, muszę je przerzucić z mojego telefonu, co jest dosyć czasochłonne.

wtorek, 11 marca 2014

Gracz Miesiąca - Luty 2014

Kolejny raz została wręczona nagroda za najlepszego (najrówniejszego) gracza danego miesiącu. Podczas przeglądania wyników zauważyłem, że mniej się grało w lutym (może brak Regio to spowodował). Nie było też gracza, który na 3 turniejach (o czterech nie wspomnę) prezentował równy poziom. Farba był blisko, wygrał dwa turnieje, ale w trzecim trochę się pogubił. Zatem wybrałem osobę, która rozegrała tylko 2 turnieje, ale w jakim stylu!

Marcin "Filku" Filański - 8 gier, 7 zwycięstw, 1 remis, 0 (!) porażek, 2 wygrane turnieje

Małe wyjaśnienie, wyniki jednego turnieju z Wrocławia pojawiły się niedawno, bez nich Farba miał statystyki 8-0-2 i minimalnie z Filkiem przegrywał (miałem dylemat, kogo wybrać). Teraz to już 10-1-4, zatem wybór był prostszy. Ale gratulacje dla Farby, zabrakło niewiele.

Filku - tego gracza nie trzeba przedstawiać. Zapraszam na wywiad:

Kubala: Witam!

Filku: Cześć!

Kubala: Po pierwsze, gratuluję wyniki. W lutym zagrałeś na tylko dwóch turniejach, ale ani razu nie przegrałeś. Odniosłeś 7 zwycięstw i tylko raz zremisowałeś. Grałeś raz Chaosem i raz Dark Elfami. Dlaczego akurat te rasy? Na czym były to decki? Czy było to coś bardzo zaskakującego, czy też oklepany, działający schemat?

Filku: Jestem mistrzem oklepanych schematów :)
Co do Chaosu to chciałem sprawdzić czy kontrola z Czarnoksiężnikiem Tzeentcha w obecnym 3miejskim meta sobie poradzi. Od pewnego czasu jak już biorę Chaos to staram się grać na Inkruzji. Zmiana na małego ptaka okazała się całkiem dobrym posunięciem. Wygrał mi wiele gier strzelając jak karabin maszynowy. Poza tym nie było tam raczej nic odkrywczego, chyba że za odkrywcze uznamy Grube Szczury . Od dawna wrzucam je do Chaosu aby szybko przechodzić po kontroli do ataku. I jakoś tak zawsze mi się sprawdzają. Z mniej lub bardziej ciekawych „ciekawostek” to pamiętam , że UTS, karta na której swego czasu bardzo polegałem grając Chaosem tym razem w ogóle mi się nie przydawał.
Co do DE to przed turniejem napisałem do Tobola czy pożyczy mi jakiś deck, bo nie chce mi się drugi raz z rzędu grać tym samym. Przyniósł mi kontrolkę DE zrobioną przez Zygiego. Talie poznałem w pierwszej grze właśnie grając z nim :) Świetna, skuteczna talia, którą grało mi się bardzo przyjemnie. Nie chcę jej zdradzać, bo ma kilka fajnych tajnych techów a wiem, że Zygi pewnie weźmie ją do Warszawy na Regio.

Kubala: Jaki masz sposób na składanie decków? Budujesz je wokół jakiejś karty, chcesz wykorzystać synergię, czy może zaczynasz od kart ekonomicznych?

Filku: Uważam siebie za raczej przeciętnego deckbuildera, więc moje „sposoby” nie wywrócą idei deckbuldingu do góry nogami. Mniej więcej u mnie wygląda to tak, że na początku jest pomysł co chciałbym osiągnąć. Potem biorę kilka kart, które wg mnie ładnie ze sobą będą działać w obrębie moich założeń. Potem zastanawiam się czy to ma sens. Jak ma to wypełniam ekonomią. Dodatkowo staram się wrzucić co najmniej jedną kartę w ramach „magicznego” techu, ale nie zawsze to wychodzi. A potem testuję w ogniu walki na naszych turniejach.

Kubala: Jaki jest twój ulubiony typ decku? Jaką talią w tym sezonie najprzyjemniej Ci się grało?

Filku: Mój ulubiony archetyp to kontrola. Zwłaszcza w wydaniu DE lub Chaosu. Wszelkie kontrolki polegające na niszczeniu jednostek, wsparć, rozwinięć czy marzeń drugiego gracza to talie którymi najlepiej się mi się gra. Ale szczególnie lubię talie kontrolujące rękę. To chyba najbardziej wkurza przeciwnika . Moje Shade’y zawsze zrzucają wartościowe karty :)
W tym sezonie grałem wieloma taliami i w różnych układach. Najlepiej grało mi się wszelkimi kontrolującymi DE.

Kubala: Od jakiego czasu grasz w Inwazję? Czy to twoja pierwsza karcianka kolekcjonerska, czy grałeś może w jakieś inne? Czy sądzisz, że doświadczenie daje pewną przewagę?

Filku: W WHI gram od 2011. Na początku grałem z żoną. Potem poszukałem lokalnego „elementu” :) Scena wtedy raczkowała a organizacją zajmował się Fortep. W miarę szybko jak zacząłem grać w scenę zaczął organizować Mamut. I tak jakoś się wciągnąłem.
Właściwie na poważnie to moja pierwsza karcianka. Kiedyś dawno dawno temu kupiłem podstawkę do Doom Troopera. Ale że było to CCG i że byłem w podstawówce to nie miałem za bardzo kasy aby się w to bawić. Skończyło się na kilku tygodniach grania w zamkniętym gronie z trzema kumplami.
W tego typu grach doświadczenie na pewno daje przewagę. Sam tego doświadczam grając w kolejne karcianki, zarówno na etapie składania decku jak i już w samej rozgrywce :)

Kubala: Czy zetknąłeś się wcześniej ze światem Warhammera? Jak ocenisz cały to uniwersum?

Filku: Ze światem Warhammera zetknąłem się około 19 lat temu. Byłem wtedy w szóstej klasie podstawówki i kumpel zaprosił mnie na sesję RPG. Pamiętam, że opis trafień krytycznych zrobił na mnie duże wrażenie :) Od tego czasu wciągnąłem się w RPG i przez wiele lat grałem w nie mniej lub bardziej regularnie. Z czego często właśnie w WFRP.
Jestem fanem uniwersum i jego mrocznego klimatu. M.in. dlatego Inwazja tak mi się podoba. Poza tym, że to świetna gierka to ma właśnie niesamowity klimat czego wg mnie np. brakuje Netrunnerowi.

Kubala: Jak ocenisz scenę w swoim mieście? Czy turnieje rozgrywane są na wysokim poziomie? Inni gracze pomagają Ci w składaniu talii lub sprawiają, że dostrzegasz nowe zastosowanie jakiejś karty?

Filku: To trudne pytanie :) Nie chcę się narażać więc powiem, że u nas jest najwyższy poziom w Polsce :) A tak na poważnie to scena 3city wiele przeszła. Z ekipy jak ja zaczynałem gra została tylko garstka osób. Ale całe szczęście za każdym razem jak odchodzi ktoś , to na jego miejsce pojawia się ktoś inny. Dlatego cały czas jest ponad 20 osób grających mniej lub bardziej regularnie.
Najbardziej z tego żałuję „Schizmy starwarsowej”. Wtedy zarzuciło scenę czterech bardzo mocnych, być może najmocniejszych wtedy u nas graczy, którzy byli świetnymi deckbuilderami, mieli mnóstwo pomysłów, często dzięki nim powstawały nowe archetypy w których pokazywali zastosowanie dla kart nie tak często używanych. Chodzi o Fortepa, Teokratę, Manowara i Vikinga. Mimo tego scena trwa i daje radę, przyszli nowi ludziei i 3miejska Inwazja jest dalej silna :)

Kubala: Co sprawiło, że grasz ostatnio mniej turniejowo?

Filku: Tak naprawdę do końca lutego grałem dość regularnie. Ale czym bliżej do porodu drugiego dziecka to moja turniejowa aktywność zaczęła spadać. Prawdopodobnie cały marzec i kwiecień odpuszczę. Chyba że mnie żona wypuści z domu :D

Kubala: Jak oceniasz przyszłość Inwazji za, powiedzmy, rok? Czy gra "umrze", jak niektórzy spekulują, czy też będzie dalej grana turniejowo?

Filku: Ciężko powiedzieć. Scenę turniejową tworzą ludzie. Do momentu jak nam się będzie chciało grać, to gra nie umrze. Ludzie chcą grać dalej, regio są rozgrywane, jest boom na tworzenie fanowskich dodatków, Star Warsy i Netrunner jako alternatywa jakoś tak mocno się u nas nie przyjęły. Inwazja żyje co widać cały czas po tym jak żywe jest forum. Mam nadzieję że szybko się to nie zmieni :)
A jak się zmieni to ja i tak kart nie sprzedam, najwyżej za kilka lat będę grał z moimi dziećmi jak podrosną :)

Kubala: Skąd się wzięła twoja ksywka (a właściwie dwie - "Filku" i "Magiczny Marcin")?

Filku: Filku od nazwiska. Magiczny Marcin powstał niedawno. Z tego co pamiętam, to jakoś Tobol i Zygi nabijali się z moich dziwnych i niedziałających techów w taliach. Sam nazywałem je „magicznymi”. I tak jakoś wyszło że jestem cały „Magiczny”.

Kubala: Dzięki wielkie za udzielenie wywiadu. Jeszcze raz gratulacje i powodzenia. Czy chciałbyś coś powiedzieć od siebie, kogoś pozdrowić?

Filku: Dzięki za wyróżnienie mnie tytułem gracza miesiąca. Teraz osiągnąłem już wszystko co chciałem w Inwazji, chowam klasery do piwnicy i odchodzę :)
A tak na poważnie to chciałem pozdrowić moją żonę, podziękować jej za cierpliwość i za fakt, że daje mi wychodne raz na tydzień abym mógł sobie pograć. Chciałem pozdrowić również całą naszą polską scenę Inwazji a w szczególności graczy z 3city. Dzięki nam Inwazja będzie trwać:)

Do zobaczenia w Wawie!