Stało się! To, na co wielu czekało całe lata. Marzenia bardzo licznej grupy osób w końcu się ziściły.
Pierwszy Regionals w Warszawie stał się faktem!
Jeszcze na wstępie chciałbym pogratulować i podziękować Wilkowi oraz całej ekipie, która mu pomagała. To naprawdę ciężki kawałek chleba, ale daliście radę!
Jak to zwykle bywa, przed Regio mam bardzo ważny dylemat: czym grać? Nie miałem zbytnio pomysłów: po epizodzie grania WE szukałem innego niestandardowego decku. Jeszcze przed Krakowem myślałem nad deckiem na Leśnym Smoku, teraz ten projekt do mnie wrócił. Ustaliłem, że do robienia kasy najlepsza jest Innowacja, do tego zapętlona. Do tego idealny są Fragmenty. Reszta jakoś sama poszła (posiłkowałem się trochę deckami Jaszczura na w/w Artefakcie). Wziąłem tą talię na Ligę, udało się wygrać turniej. Tydzień później następny, tym razem trzecie miejsce, ale w ostatniej grze miałem wygraną, tylko źle policzyłem. Szkoda, ale to była przestroga na przyszłość. Uznałem, że talia daje radę, a nic innego nie wymyślę i nie wytestuję w tak krótkim czasie. Jeszcze na kilka dni przed dorzuciłem Pioruny i Wyprawę, po czym byłem gotowy. W międzyczasie zrobiłem zarys decku na Kataklizm, także Imperium. Ale o tym później.
Ostatecznie mój deck na turniej główny wyglądał tak: http://deckbox.org/sets/639694
Szczegółowo opisałem ją na forum: http://whinvasion.pl/viewtopic.php?f=5&t=3588
Sam wyjazd zaczął się oczywiście od kupienia biletów, co uczyniliśmy już w lutym, rezerwując sobie wszystkie 6 miejsc w jednym przedziale. Bilety sukcesywnie trafiały do właścicieli, zatem w dniu wyjazdu wszyscy byli zwarci i gotowi do drogi.
Ja, Wujtrator, Ver, Wojt, Zygi i Tobol. Zacna ekipa. O podróży do Warszawy można by wiele powiedzieć. Ale nie wiem, czy trzeba. My wiemy o co chodzi, a opowiadanie średnio ma sens. Było śmiesznie, czasem przesadnie głupio, ale suma sumarum w bardzo dobrych nastrojach dojechaliśmy do Stolicy. Tak już czekali na nas Dykta i Nilis. Rozdzieliliśmy się (ja, Ver i Wujtrator spaliśmy u Dykty, Wojt i Zygi u Nilisa, zaś Tobolewscy w Dexa), porozjeżdżaliśmy, ale finalnie wszyscy siedzieliśmy u Dykty.
W tym miejscu chciałbym bardzo podziękować naszemu gospodarzowi za przenocowanie nas, za odebranie z dworca, za wszystko tak naprawdę. Wielkie dzięki, mamy nadzieję, że nie sprawialiśmy dużych problemów. No i zapraszamy do Gdańska.
W piątek najpierw ruszyliśmy konkretną ekipą na Pizzę oraz do Galerii, po niezbędne zakupy, a następnie w zacnym, 13 osobowym gronie, integrowaliśmy się u Dykty, rozprawiając na tematy przeróżne (od decków, przez największe gafy, aż po LoL-a lub inne gry). Ogólnie było świetnie, kogo zabrakło, niech żałuje. Super spotkać znajome twarze, a także zobaczyć i poznać nowe osoby.
Rano ogarnęliśmy się i wyruszyliśmy na miejsce. Obyło się bez jakichś problemów: finalnie dojechaliśmy na Plac Wilsona, stamtąd weszliśmy do Parku, spotkaliśmy ekipę z Krakowa, potem przybyli również Cyganie, śpiący u Nilisa. Naszym oczom ukazał się Fort, w całej swojej okazałości. Robił wrażenie. Chwilę później byliśmy już w środku.
I to, co powtarzam zawsze: uwielbiam ten moment, kiedy wchodzi się na salę i spotyka tych wszystkich ludzi. Kiedy się z nimi wita, wymienia na szybko zdania, komentarze... Świetna atmosfera. Zapisaliśmy się, po czym można było ruszać.
Runda 1
vs Dykta, CHA 1:1
Znów musiałem w pierwszej rundzie na mojego gospodarza, znów musiałem zremisować. Pierwsza gra to mój szybki rozwój, po czym zabicie Smokiem: Dykta na początku próbował coś robić, potem nie miał już co. W drugiej zagrałem jak leszcz, ponieważ, mając około 40 kasy, wystawiłem z jednostek tylko Smoka, mając bardzo mało kart w decku. Zamiast wstawiać dwójki i mieć pewność, że bez Smoka wypełnię wyprawę, całkowicie zawiodłem. Pielgrzymka i w następnej się przewinąłem. Trzeciej nie skończyliśmy, ale byłoby ciężko, Świątynie pozbawiały mnie devek pod Innowację. Ale cóż, nie przegrałem. Dzięki za grę (i jeszcze raz za gościnę).
Runda 2
vs Radaner, DE 1:1
Niedaleko nas siedział Wojt, zatem trzech największych stalerów Inwazji blisko siebie. Do tego mój przeciwnik w pierwszej dostał BYE (znowu), zatem zaczęło się podobnie jak w Gdańsku. Mistrz Europy grał na kontroli ręki. W pierwszej coś tam próbowałem, ale finalnie Radaner wyrzucał mi potrzebne karty, po czym dopalił mnie Konwentami i atakiem. W drugiej oboje się rozwijaliśmy, wiadomo, ja traciłem karty, a czas zbliżał się do końca. Skontrolowałem go, dzięki czemu nie miał dużo opcji. Minuta do końca, jego tura. Zachował się bardzo honorowo i nie przestalował, zatem mogłem dograć turę (Radaner zaczynał). Początek tury, dokładam devkę z City Gates, po czym koniec czasu. Zdążyłem zacząć, zatem dogram. Udaje mi się zebrać dużo kasy i spalić! 1:1. Uf, dzięki wielkie, gratulacje za topkę i za nie przeciąganie swojej tury.
Runda 3
vs Yogi, CHA 2:0
Musiałem trafić na kogoś swojego, w końcu prócz mnie z Gdańska było 10 osób. Udało mi się dwa razy dosyć szybko odpalić, ale dlatego, że miałem dobre ręce startowe. Yogi wychodził z Monastyru, co mnie cieszyło, gdyż miałem dodatkową turę na rozwój. Raz chyba kluczowo anulowałem Bombę Dyscypliną. Chaos, kiedy nie ma Świątyń, ma ciężko, a tutaj nie przyszły. Ale dzięki za grę.
Runda 4
vs Sobczas, HE 1:2
Moja jedyna porażka, ale przeciwnik w pełni zasłużył na zwycięstwo. W pierwszej grze położyłem Long Wintera na devkę - chwilę później Drewno i Alith Anar. Grr... No trudno, pierwsza w plecy, była kontrola, a ja nie dałem rady się rozwinąć. Spłonąłem od indirectów. W drugiej byłem kontrolowany, ale udało mi się (mając chyba tylko City Gates i Milicję na stole) odpalić Smoka. Bardzo mnie to ucieszyło, pokazując, że talia może wyjść prawie z niczego. W ostatniej jednak klasa przeciwnika, dobre zagrania oraz Mag Loeca zabili mnie. Ale wielkie dzięki, bardzo miło się grało. I gratulacje, dobrze, że to ty doszedłeś do topki (po grze powiedziałem Ci, że mało kto tym gra, zatem topka by mnie ucieszyła). No i mogę mówić, że przegrałem tylko z trzecim miejscem.
Runda 5
vs Kowal, DWA 1:2
Tym razem Białystok - chyba jeszcze z nikim z tego miasta nie miałem okazji grać. W pierwszej grze Kowal rozwijał się dosyć szybko, ale wiedziałem, że będę po prostu szybszy - ten deck tak ma. Udało mi się odpalić. W drugiej szybki Kazador i chyba w piątej turze mogłem zbierać karty. Trzecia tym razem spokojniejsza, miałem trochę więcej czasu, zatem dobrałem, co trzeba było, Corb chyba zablokował My Life'a, no i do przodu. Dzięki wielkie, miło się grało.
W tym momencie wybraliśmy się na zachwalanego przez wielu lokalu "Amrit". Mimo dużych kolejek, obsługiwano nas szybko i sprawnie. Musieliśmy tylko długo czekać (my, znaczy ja i Wujtrator). Ale sam kebab, wbrew temu, co niektórzy mówią, był bardzo dobry, do tego miał genialny sos (jak zamawiam ostry sos, to chcę coś takiego, a nie pomidorową). A żadnych problemów potem nie miałem. Pogadałem chwilę z Metatronem, po czym ruszyłem do Fortu. Ostatnie dwie rundy, trzeba się zebrać w sobie.
Runda 6
vs Nilis, DWA 1:1
Kolejne Dwarfy, kolejny przedstawiciel gospodarzy. Grało się dosyć wolno, gdyż Nilis dekoncentrował mnie swoim zabójczym uśmiechem. W pierwszej pozbierałem wszystko i zaatakowałem. Czekałem na My Life'a, ale nie było. W drugiej znowu Kazador był moim katem, byłem za wolny, zatem gramy trzecią. Nie zdążyliśmy niestety, zabrakło może jednej tury, ale w drugą stronę mogłoby też być różnie. Dzięki za grę. Ani ty nie przegrałeś, ani Imperium, więc chyba możesz być zadowolony.
Runda 7
vs Organek, DWA 2:0
Kolejne Dwarfy. Z Organkiem dużo graliśmy na Lidze, zatem znaliśmy swoje decki. Żaden z nas nie był szczęśliwy z tego paringu, ale, niestety, trzeba grać. Dwa razy udało mi się odpalić, w drugiej grze kluczowy był Heroic Task, który bronił przed Dezercją. Corb na Moje życie za Twierdzę znowu się przydał. Dzięki wielkie. Jak mus, to mus. Ale ligowe sprawy ciągle niedokończone.
Z wynikiem 3-3-1 (razem z Nilisem najwięcej remisów) zająłem 24 miejsce. Trochę zabrakło, ale i tak jestem zadowolony. Szkoda natomiast Wujtratora, który zajął najgorsze, 18 miejsce (17 dostało matę chociaż). Ale wszystkim się nie dogodzi. Punkt zaważył, de facto była opcja, ale cóż, mówi się trudno. I jedziemy dalej.
Potem przyszła topka, podczas której dopingowałem Króla Cyganów (on i Tobol trzymali poziom, dzięki nim Północ zachowała twarz). Udało mu się pokonać Czarnego, potem także Majesty'ego (dziki fart na Inwokacji w obu pojedynkach). W półfinale uległ Jaszczurowi, ale to nie jest żadną hańbą. O trzecie zwyciężył mojego pogromcę, zajmując Undeadami trzecie miejsce. W zwyciężył (znowu) Virgo. Tym samym deckiem. Gratulacje. No cóż, błędów nie popełniłeś, zrobiłeś swoje. Pierwszy na Regio, pierwszy w ilości postów na forum, pierwszy najczęściej hejtowany. Gratulacje.
Przyszło rozdanie nagród. Virgo - zacny puchar, "większy od Smoka", potem Jaszczur, i wreszcie - Wojt. Kilkadziesiąt osób zaczyna śpiewać "Ore ore szabadabada" i tańczyć. Trwa to dobrą chwilę. Świetny moment, kto nie widział, niech żałuje. Potem poszło dalej - Sobczas, Majesty, Dashi, Ostry, Boreas, Drumdaar, Czarny, Michnik, Selverin, Tobol, Radaner, GilGalad, Ziggy, potem "szczęście w nieszczęściu", czyli miejsce 17 - Raskoks. I reszta, zaczynając od Wujtratora.
Nagrody były syte (masa gier,tokeny dla wszystkich, a ponad trzydziestka miała jeszcze coś). Wiadomo, dużo kasy poszło na miejscówkę. Ale i tak wporzo, sporo mat, stolic, ogólnie zacnie.
Potem przyszła integracja - można pogadać z ludźmi o wszystkim, było możliwość pośpiewania z O'Jerry, zrobienia sobie zdjęcia z Makabrysiem... Dzięki, dzięki, dzięki wszystkim, że byliście. Po jakimś czasie wraz z Dyktą zawinęliśmy się, ogarnęliśmy i w kimę. Koło 5 ja i Wujtrator próbowaliśmy wstać do kościoła, ale nie wyszło (ja wstałem, zacząłem budzić Wojtka, ale on nie był skłonny wstawać. Sam jakoś nie dałem rady się podnieść, po chwili znowu wpadłem w objęcia Morfeusza). Rano ogarnęliśmy się, po czym ruszyliśmy na Kataklizm. Dykta spał, ale obudził się przed naszym wyjściem, po czym pożegnaliśmy się. Dziękujemy jeszcze raz, bardzo dobrze się spało, warunki przyzwoite, zapraszamy do Gdańska. Bez trudności dotarliśmy na miejsce, gdzie złożyliśmy Zygiemu talię i można było zaczynać.
Grałem czymś takim: http://deckbox.org/sets/643822
W pierwszej rundzie: Wojt i ALAN. Same Imperia... No cóż, udało się wyjść dobrze ekonomicznie, grę ustawiły Kościoły (w pierwszej turze jeden, w drugiej drugi). Byłem przez to trudny do skontrolowania (Wojt mając spaczający Fulcrum wydawał ciągle dwa kasy na mojego Wilhelma - a miałem masę innych jednostek). Najpierw spaliłem wraz z ALAN-em strefę Wojtowi, potem sam zabrałem mu Fulcru, przez co końcówka to dwóch na jednego. Udało mi się obronić dzięki taktykom i masie jednostek. No i dzięki kościołom. No i stolik wygrany.
W drugiej grze trafiłem na Raskoksa i Majesty'ego. Odpowiednio Imperium i Skaveny. Wykorzystałem spaczający Fulcrum, aby pozbawić Sniktcha możliwości zabicia moich jednostek (Mogę channelować? Tak. Okej, channeluje: Sniktch spaczony. ... Niech to!). Później próbowali mnie atakować, ale moje Ambushe działały i odpierały ataki. Znowu pomogły Kościoły. No i kolejny stolik dla mnie.
Trzecia gra Valathron i Ziggy, DE i Dwarfy. Sacrafice to Khaine bolał, ale udało mi się wystawić dużo Ambushów, w kluczowym momencie dwóch Rogue Warriorów zabiło Wampira i Raidera. Miałem dwa fulcrumy, oni musieli mi je zabrać, ale trzymałem kasę na Ambushe i taktyki, dzięki czemu (pomimo Kultów) dałem radę.
Ostatnia gra zasadniczej, Przemo z DE oraz znowu Raskoks. Co to była za gra? Jednostki z Crap Boxa, cuda wianki, umiawianie się, no i EPIC SPELL DE! Przemo grał na Innowacji, zabrał nam nasze jednostki z BF, było ciężko: u niego z 6 jednostek, oraz Luthor Huss(!). Zdołałem się jednak obronić, finalnie w ostatniej turze popełniłem błąd, bo nie użyłem wszystkich akcji: miałbym wtedy 2 fulcrumy, nawet straciwszy jeden, wygrałbym stolik samotnie. Tak to mieliśmy remis z Raskoksem (po moim ostatnim ataku odbił mi Fulcrum, cwaniak). Ale dzięki wielkie, to było coś.
I tak udało mi się wejść do finału, gdzie... trafiłem na sam Gdańsk. Woohoo! Trójmiasto! Trójmiasto! Zamietliśmy Kataklizm! Ja, Zygi i Wujtrator. Finał to jednak gra bez historii, Wujtrator (grający na 72 kartach) w pierwszej turze wyszedł z Tarczownika (jedynego w talii), po czym z Syga wstawił Duregana. Masakra, zwłaszcza, że wziął Fulcrum od indirectów. Po chwili dodał drugi. Nie mieliśmy nic do powiedzenia. Gratulacje, udało Ci się wygrać! I to takim deckiem! Wczoraj byłeś największym przegranym, dzisiaj tryumfujesz.
Potem przyszedł czas na pojedynek Przema z GilGaladem. Świetna inicjatywa, przyjemnie się oglądało (jak to ktoś określił: taka drużynówka, ale w jedną osobę). Przemo wygrał, decydującą grę zwyciężając WE (IMBA!!!11oneonejeden!11! na restrykcję). Dostali w nagrodę pamiątkowe miecze, bardzo zacne. Gdy Makabrysio się do nich dorwał... W sumie dobrze, że dzisiaj, a nie wczoraj, podczas integracji. Zatem obyło się bez problemów. Finalnie pożegnaliśmy się i ruszyliśmy na metro. Potem pół godziny krążyliśmy po Dworcu Głównym, szukając jakiegoś sklepu (czułem się, jakby Wojt nas prowadził). Finalnie, kupiliśmy zapasy w osiedlowym sklepiku, po czym wsiedliśmy do pociągu. Tym razem mieliśmy cały przedział dla siebie, który upłynął przede wszystkim na grze w Inwazję (Skaven IMBA, wiadomo). Po 22 dojechaliśmy. Kolejny świetny Regionals zakończył się.
Wielkie dzięki wszystkim i każdemu z osobna. Za podróż, za turniej, za rozmowy, za Kataklizm, za nocleg, za integrację, za wszystko. Kto nie jeździ, niech żałuje! Pierwsze Regio w Wawie przeszło do historii! Inwazja żyje! Do zobaczenia!
PS. Zdjęcia będą na dniach, muszę je przerzucić z mojego telefonu, co jest dosyć czasochłonne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz