Kolejny zaległy wpis, tym razem z poniedziałku. Rozegraliśmy wtedy bowiem przedostatni turniej szóstej edycji Ligi. Frekwencja nie powalała, ale cóż, takie jest życie i trzeba sobie z tym radzić.
Postanowiłem, w ramach zdobywania wszystkich znaczków ras na Galakcie, zagrać HE. Mają dużo ciekawych mechanik, łatwo zrobić niestandardowy build. A właśnie takimi staram się ostatnio grać. Wyszło coś takiego: http://deckbox.org/sets/644045
Jak widać, talia opiera się na Zaklęciach i Dodatkach. Szału nie robi, ale to coś nowego. Wiadomo, łatwiej by było z Sally Forth. Ale chciałem zagrać właśnie czymś takim. Spodziewałem się, że wszystko przegram, a okazało się, że aż tak źle nie było. Ale po kolei:
Runda 1
vs Wojt, HE 0:2
Ponieważ na turnieju były dwa inne HE, musiałem na chociaż jedne trafić. Wojt grał deckiem na Eltharionie, zaś jako restrykcję miał Innowację. W obu grach nie miałem dużo do powiedzenia. Oczywiście nie doświadczyłem prawie kontroli (ani nic na supporty, brak Drewna, jedynie Reprymenda). To nie zmieniało faktu, że udało mi się spalić tylko jedną strefę. W pierwszej Wojt obronił się jednostkami, po czym Eltharion i spółka zasypali mnie indirectami. W drugiej znowu - jedna spalona, atak w drugą. Tym razem sprawę rozwiązała Valaya. Tak jak potem policzyliśmy, Wojt mógł mi wbić pod koniec chyba z 50 indirectów. Gratki za dobre miejsce ostatnio dosyć zapomnianym deckiem Wysokich.
Runda 2
vs Wujtrator, HE 1:1
Kolejne HE, tym razem znane przeze mnie bardzo dobrze - Wujtrator gra tym od ponad miesiąca, miał to także w Warszawie. W pierwszej Mag Loeca powstrzymał w kluczowym momencie moje zapędy, a przy okazji Celestian wybił mi to, co akurat miałem w Polu Bitwy. Druga gra. Zaczynam, przez przypadek wystawiłem najpierw Lion Standarda, ale zaraz ogarnąłem, że on ma przecież dwie lojalki, zatem najpierw muszę zagrać tego Dreamera. Wojtkowi się to nie spodobało, ale, że podobne spiny mamy zawsze podczas gier, to i tak postawiłem na swoim. W końcu to pierwsza tura, nie ma nawet lojalek na Asuryana ani nic, to w jego grę nie ingeruje. Gra idzie dalej, rushuję, udaje mi się zgromadzić napór, zanim Wojtek wystawił to, co mu potrzebne. W tej chyba grze była kolejna niezbyt przyjemna sytuacja, Wojtek coś zagrywa, a ja akurat nie patrzyłem na karty. Chwilę później się ogarnąłem, żeby zagrać Asuryana, ale Wojtek oponował, że za późno. Ale mniejsza już z tym. Zaczynamy trzecią. Specjalnie wolno tasuję, co denerwuje przeciwnika. Oczywiście teksty w stylu: "Żałosne, Kubala". Ale wiadomo, on robił tak samo podczas innych turniejów. Nic nowego, zwykłe małe spiny. Próbuję rushować, ale nie wychodzi, chociaż Wujtrator nie pali mnie jeszcze. Koniec czasu. Ma turę na zabicie mnie. Zagrywa Dreamera, ma jeszcze dwa kasy. Mówię, akcja Wiatrów, Asuryan. A nie, to ja inaczej zagram. Mówię, że nie, bo karta zagrana. I zaczęła się spina, że ja cofnąłem, a on nie. Wiadomo, z jednej strony ma rację, bo nie powinienem wcale zmieniać ruchów, ale jednak mój był na samym starcie i wynikał ze złej kolejności wykładania kart. A Asuryan tylko na tym polega, żeby zagrać wtedy, kiedy przeciwnik zostawił kasę: tak, żeby nie mógł zmienić. Ale to kłótnia, którą wg zasad ja przegrywam, a wg życia Wujtrator. Mecz skończył się remisem. Mimo tej spiny dzięki za grę, ale zmień wreszcie talię. Już nudą zawiewa.
Runda 3
vs Organek, IMP 1:2
Gra numero Uno, Asuryan w pierwszej turze, potem chyba drewno, generalnie szybki napór, kiedy przeciwnik próbuje się rozbudować, po czym udaje się na styk spalić. Druga przeciąga się, Piekłomioty w końcu zaczynają palić, mnie powstrzymuje Wybraniec Imperatora. Udaje się przecisnąć. W trzeciej ja napieram, Organek heroicznie się broni, kontroluje mi questa, ja staram się jemu, jego obrońcy raz po raz padają pod ciosami elfickich kling, ale jego zastępy nie maleją. A on też się odgryza, w końcu dobiera Helblastera, pali mi jedną. Drewno jednak go nie powstrzymuje, nafeedowany Wybraniec ostatecznie mnie dobija. Dzięki za gry.
Runda 4
vs źleX, DE 1:1
Pierwsza gra to długie męczenie się przeciwnika, aby wreszcie mnie zabić. Udało mi się spalić jedną strefę, ale potem Shattered, Hekarti i spółka ograniczyli moje możliwości, przez co nie miałem szans. W drugiej udało mi się zrushować, szybko spaliłem jedną, zaś brak kontroli u przeciwnika pozwolił mi na dojechanie drugiej. No i trzecia gra. Wystawiłem dużo kart, zaś mój przeciwnik miał dużo w queście. Kończyły mi się karty na ręce, a gdy straciłem mój atak, nie miałem innych opcji, jak tylko liczyć na przewinięcie. Dobierałem po jednej karcie, którą rzucałem na devkę (jedno obrażenie do spalenia więcej). ŹleX zaś wycinał sobie dociąg, jak mógł, ale kontroli supportów nie miał. Przez co nie skrócił sobie dociągu. Nie wygenerował odpowiedniego naporu, w finalnym ataku zabrakło mu kilku młotków. W następnej by się przewinął. Ale skończył się czas, zatem to ja dogrywałem turę. No i remis. Zabrakło minuty. No trudno, mogę się chełpić, że jako jedyny tego wieczoru nie przegrałem ze DE.
Zająłem ostatnie miejsce, co niespodzianką nie było. A wygrał właśnie źleX. Na 6 talii 5 to były Ordery (VER GRAŁ ORDEREM IMBA!!!1111ONEONE NA RESTRYKCJĘ). I co? I nic, wygrały DE. Ale cóż, turniej dobry, szkoda spiny z Wujtratorem, ale mniejsza, to tylko karty, jak to nasz przyjaciel ocenił. Było, minęło, jedziemy dalej. Bo w poniedziałek FINAŁ! Do zobaczenia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz