sobota, 25 października 2014

Powrót do Iławy - ciągle jeszcze gramy!

Nie oszukujmy się - Inwazja, jaką znaliśmy i kochaliśmy przeminęła. Co jednak nie znaczy, że nie możemy się nią nadal cieszyć. W Trójmieście turniejów już nie ma. Mimo moich szczerych chęci - albo ktoś mówi, że woli grać tylko Conquesta, albo, że niby mógłby. Tak czy siak - kiedy rzucam temat na forum, nastaje cisza. A ponieważ chcę nadal grać w Inwazję, trzeba chyba szukać nieco dalej.

W Iławie już raz byłem na turnieju - i postanowiłem wybrać się ponownie. Poza ochotą gry turniejowej zdecydowałem się na wyjazd również (a może przede wszystkim) z innych powodów. Po pierwsze, bardzo lubię ekipę z Iławy. Po drugie, na ostatni turniej nie pojechałem, chociaż mogłem - dlatego postawiłem sobie za punkt honoru, by tym razem nie zawieść. No i po trzecie - trzeba chyba trochę pograć przed Regio.

Zebrałem się zatem i wczesnym rankiem w niedzielę wyruszyłem pociągiem nad jezioro o wdzięcznej nazwie Jeziorak. Pokręciwszy się trochę po Iławie, wybrałem się do kościoła. Wspominam o tym, ponieważ wtedy to spotkałem Wojta i Melomana. Dobrze wybrałem świątynię. Potem wybraliśmy się do nich do domu, gdzie zostałem przyjęty przepysznym, stawiającym na nogi śniadaniem. Tutaj podziękowania dla państwa Strychalskich - jestem ogromnie wdzięczny (za łącznie 3 wspaniałe posiłki). Przed 11 ruszyliśmy na turniej. Zapisy, ogarnięcie talii. I można zaczynać.

Runda 1
vs...

STOP! Co jest? Kubala nie opowiada, jak to nie wiedział, czym grać? Jak to grał czymś nietestowanym? Mili państwo - przed turniejem wiedziałem, czym będę prowadził zmagania. Co prawda mało myślałem nad taliami (brak czasu, możliwości testowania, Podbój...), ale miałem złożony deck na... Voice of Command. Wyglądał on tak: https://deckbox.org/sets/819478

Pierwszą wersję złożyłem, kiedy Jaszczur wspomniał o tym w wywiadzie. Po OMP-kach, kiedy miałem okazję porozmawiać z vice-Mistrzem Świata, dokonałem zmian. Wyszło to, co widzicie powyżej. Talia miała zabijać Mistrzem Ziemi. Wcześniej mogła w sumie skontrolować przeciwnika. Poza tym karty do eko. I tak, nie ma jednostek. Bo i po co? Nie trzeba brać Dyscyplin, Kościołów... Same korzyści.

Runda 1
vs Jimmy, EMP 2:0
Jedyni gracze Imperium na tym turnieju - spotkaliśmy się już na początku. Ukryty gaj przystopował Monety przeciwnika. Mój przeciwnik miał napór Imperialny - zaskoczył mnie, raniąc moje strefy dopakowanymi Piratami. Na szczęście doszła Milicja, udało mi się uratować strefę Dance'em. Potem wystawiłem Kurta i zacząłem kręcić Innowacjami i innymi taktykami - udało się! Uf. W drugiej było podobnie - przeciwnik wystawił nawet Hemmlera, ale nie zdążył mnie zabić. Dzięki za gry - tym razem nie udało Ci się odpłacić za poprzednie spotkanie (kiedy wcześniej byłem w Iławie).

Runda 2
vs Meloman, DE 0:2
Jeden z moich gospodarzy miał deck, który idealnie mnie kontrował - kontrola ręki bardzo mi przeszkadzała. Co prawda może mogłem potem jakoś się odbić, ale brakowało kart do wygrania. Shade'y, Wiedźmy, Informatorki - nie dało rady się przebić. Nie lubię DE - psują większość fajnych talii. W drugiej grze miałem na ręce masę kart, ale nie miałem jak zabić Melomana - zabrakło mi dwóch obrażeń, żeby wygrać. Gdybym miał Długą Zimę - mógłbym cofnąć sobie Mistrza Ziemi. A tak - przegrana. Ale dzięki za gry i gratuluję wyniku!

Runda 3
vs WOJT, ORC 1:2
Król Cyganów grał talią na Squigach - niestety, albo skutecznie mnie palił (Pająki, Eksperymenty, inne takie), albo niszczył Grimgorem. Nawet Hidden Grove nie pomógł - w końcu skończyły się Long Wintery. Może wcisnąłem Verenę, ale potem nie zdążyłem się odbudować. Jedną urwałem, ale ogólnie WOJT był lepszy w całym spotkaniu. Dzięki za grę, za gościnę, za karty, za wszystko.

Runda 4
vs Unclean, HE 2:0
Wysokich Elfów trochę się bałem (anulowanie taktyk), na szczęście nie było tam Maga Loeca. Alith Anar atakował mnie i zadawał dużo obrażeń - na szczęście w obu grach wystawiłem Kurta, po czym kręciłem, dobierałem, wystawiałem - aż miałem, co potrzeba. W drugiej grze przeciwnikowi zabrakło kilku niebezpośrednich, żeby mnie zabić - na szczęście obrażeń nie wystarczyło, a ja w następnej odpaliłem swoje indirecty.

Runda 5
BYE

Z wynikiem 3-0-2 udało mi się wskoczyć na 3 miejsce. Wygrał, z kompletem punktów, Meloman. Na drugim miejscu Wojt. Wielkie dzięki dla wszystkich, gratulacje dla zwycięzców. To był dobry turniej.

A co do mojej talii - jest może bardziej dla zabawy, ale gdybym miał ją zmieniać, to wrzuciłbym trzeciego Longa Wintera, może trzeciego AP. Nie wiem, czy by nie zredukować Orderów do dwóch. Na razie i tak nie planuję tym grać, więc nieważne.

Potem udaliśmy się ponownie do Wojta i Melomana, gdzie zagraliśmy z Królem w Discwarsy. Mimo iż nie lubię bitewniaków, to gra mi się spodobała. Nie sądzę jednak, bym planował kupować - wolę karcianki i planszówki. Ale dzięki za możliwość zagrania i pokazania mi, o co chodzi.

Całe TOP 3 turnieju jechało razem do Gdańska, zatem było jeszcze trochę rozmów - trochę odnośnie koszykówki, ale większość to były wspomnienia z grania w Inwazję. Dzięki wielkie, fajnie sobie przypomnieć te wspaniałe turnieje.

Uprzedzając pytanie - tak, napiszę obiecane wspomnienia z całego grania. Ale dajcie mi czas, ostatnio niezbyt mogę się zabrać do pisania.

No cóż, jeszcze raz dzięki wszystkim - mam nadzieję, że się jeszcze zobaczymy.

Trzymajcie się! Do Warszawy!

środa, 1 października 2014

OMP 2014 - brak mi słów

Na wstępie, ba, nawet przed wstępem, chciałbym Was przeprosić, że musieliście dosyć długo czekać. Chociaż w sumie Przemo też jeszcze nie napisał relacji... Dobra, zostawmy to. Mam nadzieję, że uda mi się zrekompensuję wam ten czas oczekiwania. I że relacja nie będzie tak słaba, że zaraz usuniecie ją z historii przeglądania.

Teraz, już we wstępie, chciałbym (tak, na początku) powiedzieć: SERDECZNIE DZIĘKUJĘ! Naprawdę, wielu osobom chciałbym podziękować. Kolejność nie ma znaczenia. Zatem, dziękuję: Wojtowi, za pożyczenie kart oraz wspieranie mnie podczas turnieju, Wujtratormówi, za całokształt w sumie, Drumdaarowi z małżonką Alicją, za przenocowanie mnie, Rodzynowi, Raskoksowi, Drumdaarowi i Przemowi za grę w kosza (Przemo, w sumie ze sobą nie zagraliśmy, ale mam nadzieję, że okazja jeszcze będzie), wszystkim, którzy byli wtedy u Borina i Rodzyna (pamiętam, że był Virgo, Ptaszek, Kowal, Morphine, Wilkoo, Mielona, wspomniani gospodarze, Drumdaar, Przemo, a także pewnie jeszcze kilka osób, których nie pamiętam). Naprawdę fajnie było sobie wtedy pogadać na rozmaite tematy. Dalej, dziękuję wszystkim, którzy byli na turnieju, Stachowi i ekipie z Galakty za bardzo dobrą organizację, możliwość dogrania Topki pierwszego dnia. No i wszystkim, z którymi grałem, wszystkim, którzy byli na integracji (prócz już wymienionych, to tych, co pamiętam - Germanus, Metatron, Czarny, Jaszczur, SoS-u, Farba, cała reszta). Dzięki za Kataklizm. I ogólnie dziękuję wszystkim, którzy w jakiś sposób mieli wpływ na to, że wyjazd był tak udany pod niemal wszystkimi względami (o tym za chwilę).

Jeśli ciągle tu jesteście, to znaczy, że nie zanudziłem was na śmierć. Przejdę do konkretów.
Oczywiście, standardowo, cofamy się w czasie.

Wakacje 2014 roku
Hm... Czym by tu zagrać... Zrobię deck na Wielkiej Księdze Uraz. O, i jeszcze talię na Voice of Command. No i Rush Chaosu, żeby sprawdzać, czy nie za wolne te decki. Kilka startowych rąk, parę rozgrywek tymi taliami... Dwa razy testowałem z Wojtem. Raz - czysto for fun, kiedy on grał deckiem na Thorku. Następnie, już nieco poważniej, cisnął Wurrzagiem. Mówiąc krótko, tymi Orkami mnie zmasakrował. Żaden mój deck na to nie działał... Hm... Trzeba coś zmienić.
Burza mózgów. Kilka rozmów z Wujtratorem, typu:
- Ej, może zrobisz mi deck, który działa?
- Weź moje HE z Wawy. Mają potencjał, ale miałem pecha.

Złożyłem ten deck, ale tam w między czasie pomyślałem sobie mniej więcej tak: "Chwila, przecież Imperium na skakaniu jest mocne." Zrobiłem taką talię, chwilę potestowałem. Świetnie śmiga, niemal zapomniałem, jakie to przyjemne. Dobra, trzeba dodać jeszcze coś, żeby to szybsze było. A, no tak! Doubling the Guard! Hm... Kurt? Nie... Karl! Tak! Karl! Potem była już tylko kwestia kosmetycznych zmian.

Powyższe dwa decki oraz, standardowo, Rush Chaosu, wziąłem ze sobą do Norwegii. Tak trochę testowałem. I doszedłem do wniosku, że Imperium śmiga świetnie. Biorę!

I tak oto powstała moja talia. Wyglądała ona tak: https://deckbox.org/sets/777194


No i nadszedł czas wyjazdu. Karty miał mi pożyczyć Wojt, już na miejscu. Zatem w piątek, wczesnym rankiem, wsiadłem w Polskiego Busa. Toruń, Lodz, Katowice, bardzo dobrze się jedzie. Autostradą do Krakowa, niedługo powinniśmy być... A tu nagle - stop. Korek. Czekamy pół godziny (jak nie więcej), aż wreszcie mijamy bramki. Kraków!

Potem już tylko szybka podróż komunikacją miejską, zostawienie rzeczy w Drumdaara i można iść grać w kosza.

Trochę pograliśmy w 4 osoby (ja, Drumdaar, Rodzyn i Raskoks), pogadaliśmy z Borinem i ekipą z Białego, którzy to zjawili się na boisku. Potem wróciliśmy do kosza, ale, niestety, nie mogłem dłużej kontynuować gry. Miałem złe buty, przez co zjechałem sobie stopy. Patrzyłem zatem, jak pozostali (powyższa trójka oraz Przemo, który właśnie dojechał) biegają i rzucają. Dzięki wielkie za to granie. Mi się bardzo podobało.

Po odnowie biologicznej ruszyliśmy na integrację. Dom Borina i Rodzyna zaraz za Krakowem - pełen wypas. Do tego zacni ludzie, kiełbaski, chleb (z tego co pamiętam osobiście wypiekany przez Wilkaa i Mieloną). Świetne spotkanie, możliwość porozmawiania z dawno nie widzianymi ludźmi - jeden z moich ulubionych momentów podczas Regionalsów.

O którejś tam godzinie wróciliśmy do Drumdaara. Szybkie ogarnięcie się i do łóżek. Chwilę jeszcze porozmawialiśmy z Przemem o deckach. Na pytanie jaka talia wygra, odpowiedziałem trochę pysznie, że "moja", ale potem dodałem, całkiem szczerze, że jak dla mnie Chaos lub DE, może jakieś Orki. Że generalnie stawiam na Destro. Tak naprawdę nie myślałem nawet, że ta pierwsza odpowiedź może się ziścić - ale cóż, życie zweryfikowało moje przekonania.

W dzień turnieju ruszyliśmy do słynnej już szkoły, gdzie kolejny rok mieliśmy walczyć o tytuł Mistrza Polski. Tym razem nie graliśmy w głównej sali, ale w jednej z bocznych - na szczęście na tyle dużej, by pomieścić wszystkich 42 uczestników.

I ten wspaniały moment - przychodzisz, witasz te wszystkie znajome osoby z całej Polski. Zazwyczaj samo to spotkanie jest tym, po co jeżdżę na Regionalsy. Dla ludzi, dla tej ekipy - gra jest mniej ważna. Chociaż nie twierdzę, że nie ma żadnego znaczenia - nie wiem, ile osób by przyjechało na Filary Ziemi.

Zapisy, decklisty, identyfikator, przypinka (nowość), stolice (neutralne z legendami), tak, tak, Stachu ogłasza rundy, okej, startujemy. Czas na opis gier. Z góry przepraszam, jeśli się gdzieś pomyliłem - poprawcie mnie w razie czego:

Runda 1
vs Farba, CHA 2:1
Nie ma lekko - Farba to dobry, kontrolny gracz. Pamiętam, że graliśmy w Łodzi, kiedy przegrałem z nim w TOP 16 (ogólnie wygrał cały turniej). Nie było lekko, zwłaszcza, że w drugiej turze dostałem synergią, na którą mój deck niemal nie miał odpowiedzi - Corb mówi Osterknacht + Ptasior. Nie mam jak tego zdjąć. Na szczęście w porę dochodzą Kościoły, Dyscypliny, Rodrik pozbywa się większości supportów. Przechodzę do ofensywy - udało się. Druga gra to niestety świetne wyjście Farby z Wampira w drugiej turze. Nie miałem w sumie co zrobić - Farba niszczył mi wszystko w Queście. W ostatniej grze musiałem się mocno skoncentrować. Rodriki, Osterknachty, Wezwania, Wybrańcy - sporo tego było. Udało mi się przejąć kontrolę nad stołem i wygrać. Kluczowy był moment, kiedy w odpowiedzi na Ptasiora rzuciłem Dyscyplinę, na co Farba zareagował Bombą. Miałem na szczęście drugą Żelazną. Dzięki wielkie za wymagające gry.

Runda 2
vs Rodzyn, EMP 2:1
Talia Imperium na Volkmarze. W sumie nigdy nie mogłem się przekonać do tej legendy. Ale kiedy chciałem użyć Osterknachta, musiałem sobie zawijać jednostki na dół. Smutne... Na szczęście udało mi się w dwóch grach zabijać Ponurasa za czas, zaś potem atakować masą. Udało się. Tak czy siak wygrały Smerfy - Imperator się cieszy. Dzięki wielkie za gry - jak zawsze na wysokim poziomie, do tego miło sobie pogadać.

Runda 3
vs Repek, ORC 2:0
Kolejny pojedynek z krakowskim graczem. Tym razem to, czego niebiescy nie lubią - Orki. Starałem się kontrolować dociąg, niestety, kiedy doszedł Scrap, przeciwnik nagle zapełnił sobie rękę. Ale, chwila. Zaświtało światełko nadziei. Mam przecież po coś Verenę w talii. Zacząłem na różne sposoby dobierać coraz więcej kart. Repek kładł rozwinięcia, po czym zaraz je poświęcał. W którejś turze postąpił inaczej - zatrzymał sobie devkę. Moja tura, dobieram... Verenę. Hm. Na dwie strefy okej, ale Monastyr zostanie. Zagrałem chyba Posąg, żeby dobrać kartę z Misji (miałem 5+ kasy). Repek w odpowiedzi poświęcił rozwinięcie. Czułem się, jakby święta przyszły o te kilka miesięcy wcześniej. Osąd Vereny. Bum. Potem spalenie nie było już problemem. W drugiej grze udało mi się skontrolować i zajechać. Dzięki za grę i gratuluję świetnego wyniku!

Runda 4
vs Miłosz, HE 2:0
Pierwszy stół... Naprzeciwko mnie kolejny problem dla mojej talii. Wysokie Elfy mogą anulować moje kluczowe akcje. Na szczęście, jeśli nie ma Maga Loeca, to można trochę poszaleć. W pierwszej grze udało mi się wcisnąć Verenę. Przeciwnik nie kładł rozwinięć, ale miał zostawioną kasę. Myślę sobie - ma Disdaina/Draina, albo nie. Zaryzykowałem. Udało się. Chwile potem było 1-0. Potem udało się skutecznie kontrolować: Infiltracje, Rodriki, Osterknachci. Kilka małych ataków, kilka dużych - i mamy to! Ale gratuluję wysokiego i dziękuję za miłą atmosferę podczas gier.

Hm... Na razie 4-0. We Wrocławiu też tak było. Teraz niby mniej osób, ale nie byłem pewny, czy wystarczy. Musiałem jeszcze wygrać. No to jedziemy.

Runda 5
vs Dashi, EMP 1:0
Kolejny mirror. W Krakowie również graliśmy - wtedy było pamiętne 0-0. Teraz również gra szła wolno - ale pojedynki dwóch Imperiów zazwyczaj wygląda tak: Simcity, Simcity, okej, próbujmy się atakować, hm, okej, to kto się pierwszy przewinie? U nas było podobnie. Infiltracje latały z obu stron, ekonomia była świetna po obu stronach. Ale, kiedy wszedł Karl, Dashi poddał. Nie wiem, czy musiał, może nie widział szans na zabicie Imperatora, a chciał powalczyć w drugiej. A walczył, nie powiem.Rushował mnie, ale, na szczęście, podeszło kilka kart obronnych - dzięki czemu spokojnie dowiozłem korzystny wynik. Dzięki za ten pojedynek - do trzech razy sztuka, może jak zagramy następnym razem, to skończymy chociaż 2 gry?

Czyli mam Top 8. Uf. Przerwa na obiad - czyli znany wszystkim Bar w okolicy. Wybraliśmy się razem z Wojtem i Metatronem. Oczywiście na miejscu była ponad połowa graczy, ale to nie żadna niespodzianka. Ale dobrze, odpuszczę wam opis obiadu. Kotlet nie miał szans - tyle powiem, nie pomogłaby mu nawet Żelazna Dyscyplina.

Runda 6
vs SoS, DE 0:2
Tutaj nie ma w sumie co opisywać. A nie, przepraszam. Jest. Zaczynam. SoS-u: Hate, Hate, Wiatr Ostrzy, graj. Hm... Wystawiłem Taxi. Chyba w drugiej turze dostałem Raideroscoutem za 4. W drugiej co prawda miałem kasę, ale zaraz potem potraciłem większość kart. Nie było co zbierać. Wielkie szacun za tę grę - po prostu nic dodać, nic ując, klasa sama w sobie.

Runda 7
vs Dex, EMP 1:0
Kolejny bratobójczy pojedynek. No i zemsta za Wrocław (za singla, za Kataklizm, zależny, kto chce się mścić). Warszawski gracz miał talię podobną do mojej, ale Kurta w decku. No cóż, mirror jak mirror. Kto osiągnie przewagę, o, Karl, jakieś tury, jakaś kontrola. Miałem trochę więcej, miałem legendę - Dex poddał grę. Drugiej nie skończyliśmy, ale była podobna. Niestety, takie mirrory rzadko są ciekawe. Ale szacun Dexiu za dobry wynik Imperium, którym często nie grywasz (z tego co wiem).

I tak, z wynikiem 6-0-1, udało mi się skończyć rundę zasadniczą na pierwszym miejscu. Klątwa Metatrona... Hm, ale SoS-u w trakcie którejś rundy przypomniał, że przecież przełamał ją we Wrocławiu. A no tak... No to walczymy!

1/4 finału
vs Jaszczur, EMP 1:0
Taaaaak... Z tym legendarnym graczem nigdy jeszcze nie wygrałem. Pamiętam, że w Toruniu pokonał mnie w pierwszej rundzie topki. Łatwo nie będzie. Gramy, jak to Imperia - ekonomia, ekonomia, trochę Cię przytrzymam. Jaszczur miał przewagę, ale dużo z tego nie wynikało. Ciągle odcinał mnie od 6 pieniędzy. W końcu je miałem, ale nie wystawiłem legendy, tylko jakieś ekonomiczne karty. Karl przybył ze dwie tury później. Jaszczur trochę atakował, ale, gdy przybył Imperator, to ja nacierałem. Czas powoli się kończył. Nasze decki również. Infiltracje nie były już potrzebne. W końcu Jaszczur dobrał karty, tak, że została mu jedna. Coś tam zagrał, ale nie spalił mnie. Moja tura. Dobieram - zostały mi chyba 2 albo 3 karty. Doublingiem dociągam tak, że mam jedną - i tak ciągnę 2 za Karola, a on nie zginie. Atakuję moimi siłami, ale nie przebijam się. Jaszczur ma prawie pół talii na ręce. Musi dobrać karty. Czy ma Ordera i wygra? Został mu jeden kasy. Rzuca... Doubling the Guard i się przewija. Do końca czasu z 5 minut. Uf... Gramy następną, ale nie starcza czasu. Dzięki wielkie, naprawdę, to mega ciekawy, mega wymagający i mega męczący mecz. No i bardzo kulturalny, a jakże. Szacun za kolejną topkę.

1/2 finału
vs Keil, CHA 2:1
Od razu siadam do gry. W pierwszej jestem atakowany i uderzany Ptasiorami i innymi takimi. Spaczone jednostki z Dyskami i Khorvakami zaczynają mnie palić. Na szczęście dobra kontrola, przejście do ofensywy - i udaje się spalić. W drugiej niby pod kontrolą, niby mam ekonomię, ale Keil atakował mnie, atakował, ja nie wystawiałem obrońców, a on zagrał w końcu Unleasha - na styk. 1:1, nerwowa końcówka. On atakuje. Ja atakuje. Ogólnie skontrolowałem dociąg. W kluczowym momencie  pospieszył się z Unleashem - prowadził w obrażeniach, zostało mało czasu, ale nie miał prawie kart, ani rozwinięc.  Udało mi się chyba wcisnął Verenę.Przeszedłem do kontrofensywy. Kolejnym ważnym momentem było wystawienie Raidera do obrony Kingdoma - a nie do Questa, by dobrał karty. Udało mi się spalić, uzyskać przewagę w obrażeniach - i uf, udało się! Od razu wspomnę, że może się denerwowałem i popędzałem Cię, ale wtedy, kiedy miałeś jedną kartę na ręce. Ja zaś zazwyczaj miałem 5+. Ale ogromne podziękowania za kolejną świetną i emocjonującą grę.

FINAŁ OMP 2014
vs SoS-u, DE 2:1
Znowu SoS. Będzie ciężko. Wygrał kość. Coś tam zagrał. Dostałem dwa hejty. Ale wyszedłem bodajże z 4 kart: Wioska, Powóz, Misja, czy tam dwie misje. Kontrolowałem, Dyscypliną zabroniłem Eksperymentów na Ofiarę. Kiedy osiągnąłem znaczniejszą przewagę, SoS-u poddał. W drugiej walczyłem, ale nagle prawie nie miałem kart. Verena w Kingdom niewiele pomogła. 1:1. Ostatnia gra tych Mistrzostw. Nawet niezłe podejście, wysypuję się powoli. Infiltracja, Rodrik, Osterknacht. Tym razem bez fajerwerków, tylko pewna kontrola. SoS-u poddał.

.
.
.

WOOOOOHOOOOOO! Jestem Mistrzem Polski! O rany! Jak dzisiaj o tym piszę, to widzę to jak przez mgłę. Kilka telefonów, wybór maty, no i JEST! Bon, Puchar, o rany, to rzeczywistość. Ciągle ciężko mi coś powiedzieć. I, jak w tytule, brak mi słów. Wcześniej nie wygrałem dużego turnieju - byłem jedynie trzeci w Bydgoszczy. A tu proszę. Taki sukces. Wybaczcie, ze tak nieskładnie pisze, ale, naprawdę, ciężko mi o tym mówić. Nawet teraz czuje tak ogromne emocje.

Dobra, my tu gadu gadu, a przyszedł czas na integrację. W drodze nocny kebab - naprawdę konkretny, do tego piekielnie ostry sos. Ale dobrze, takie lubię. Puchar zostawiłem u Stacha, co to by go nie nosić do Pubu - i wybraliśmy się ponownie do "Rogu Brackiej i Reformackiej". Jak zwykle - świetnie pogadać z innymi na rozmaite tematy. Podbój, Inwazja, Hearthstone, ale nie tylko. Kto nie był - niech żałuje. Była chwila kłótni Mileny z SoS-em, ale zostawiamy to za sobą. Pod koniec integracji odwiedził nas... Mag Loeca. Wyczyniał nieprawdopodobne sztuczki. Serio, byliśmy wszyscy zaszokowani. Nic dziwnego, że potem jego pudełko do kart wypełniło się monetami. Tutaj macie tego gościa - ale uwierzcie, na żywo jest jeszcze lepszy: https://www.youtube.com/watch?v=LGHevs_Df5A.

Po skończonej integracji przeszliśmy z Przemem, Jaszczurem i Drumdaarem kawałek Krakowa - aż w końcu nocnym tramwajem dotarliśmy na miejsce. Kąpiel i czas chociaż trochę wyspać się przez kolejnym dniem zmagań.

Rano pyszne śniadanie (kolejne, w sobotę rano również mieliśmy możliwość zjedzenia w kuchni Alicji - dziękuję ponownie, jestem ogromnie wdzięczny).

W niedzielę - TOP rankingu, któremu się nie przyglądałem. I Kataklizm, który organizowałem. Punktacja Krakowska na kartce i system znany z Ligi Trójmiasta: Kubala 2.5.22.142536.77 . Ostatnio poszedł update, ale ciągle ścina.

Talią grałem taką: http://deckbox.org/sets/778127

W pierwszej rundzie, niestety, Dashi i Drumdaar zdołali mnie powstrzymać. Krasnoludy mojego aktualnego gospodarze miały za mało mocy - a drugi z Imperialistów przy stole zdołał zabrać mi Fullcrumy, po czym dosyć łatwo je utrzymał. W następnej, grając z Mieloną, Johnym i Raskoksem, udało mi się lepiej rozegrać grę - trochę blefu, odpowiednia ekonomia - i 10 punktów. W finałowych stoliku zmierzyłem się z: Czarnym (wygrał poprzednie dwa stoliki), Dashim oraz Rodzynem. Trzy Imperia, jeden WE z Wrocławia. Ponieważ prowadził, to niemal wszyscy ruszyli na niego. Udało mi się zabrać Fillcrumy, po czym, mając Rozkazy Odwrotu, Dekrety oraz odpowiednią ilość jednostek z przodu udało mi się dowieść zwycięstwo. I wyprzedziłem o jeden punkt Czarnego w klasyfikacji ogólnej - tym samym udało mi się wygrać Kataklizm! Bransoleta Ricardo zostaje w Trójmieście! Gdańska Szkoła Kataklizmu, hej, hej! Wojt mnie "ukoronował", po czym przyszedł powoli czas, żeby się zebrać. Dowiedziałem się, że Farba wygrał Top 16 Rankingu - gratulacje, pokazałeś klasę.

Pożegnania - niby smutne, ale mają coś w sobie. Plany na ewentualne następne Regio. Podziękowania. Wymiana zdań ze Stachem odnośnie Bonu, Puchar w łapę - i wychodzimy. Na dworzec, wraz z Wojtem, spokojnie zdążyliśmy, po drodze zakupując prowiant na drogę. Wsiadamy do przedziału, ruszamy... Aż tu nagle dziewczyna siedząca obok Wojta wita się z nim. Wojt zaskoczony, ja zaskoczony, wszyscy zaskoczeni. Kraków - miasto spotkań. Dwa lata temu Wojt spotkał kumpla, rok temu ciocię i wujka, teraz znajomą. Zatem kolejny pozytywny akcent tego wyjazdu.

Podróż, jak to podróż - może trochę się dłużyło, ale summa summarum dotarliśmy na miejsce. Zamieniam ostatnich zdań z Wojtem, po czym ruszam do domu. O rany.

To był wyjazd, który zapamiętam na zawsze. Już dziękowałem, ale powiem to jeszcze raz - dzięki wszystkim! Cóż mogę powiedzieć, nie mogłem sobie wymarzyć lepszego zakończenia przygody z Inwazją. Może jeszcze będzie granie na Regio Conquesta w drugi dzień, ale czy będą następne OMP? Wątpliwe, ale nie uprzedzajmy faktów. Najwyżej zostanę Mistrzem na zawsze. Obie opcje są spoko.

Zatem, cóż mogę rzecz na koniec. Dziękuje za te wszystkie lata - i do zobaczenia na Podboju, albo przy innych okazjach!

PS. Woohoo! Jestem Mistrzem! Ciągle nie wierzę... Dzięki, że dobrnęliście aż tutaj. Cześć!

wtorek, 10 czerwca 2014

Z Assaulta 2014 spóźniona relacja

Dobra, dosyć tego. Leniłem się przez ponad miesiąc i mówiłem sobie, że "jeszcze trochę, jeszcze trochę". Trzeba się w końcu zabrać, zaraz Bydgoszcz. Wybaczcie, że tak długo zeszło. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, zatem przejdę do samej relacji.

Pewnie myślicie: "Zaraz Kubala będzie znowu mówił, że nie ma talii.". Prawda. Bo, niestety, jakoś nie idzie mi składanie i testowanie decków przed Regio. Niby coś grałem, ale to były bardziej fun talie. No cóż... O decku za chwilę.

Jechaliśmy tylko we dwójkę - ja i Wojt. Tak to bywa, większość osób nastawiła się na Warszawę. Ale w Bydgoszczy, mam nadzieję, Trójmiasto nie zawiedzie. Król Cyganów wygrał ostatni lokalny turniej, zatem przynajmniej on był gotowy. W swoim Chaosie zmienił tylko jedno - dorzucił trzeciego Daemon Prince'a. Jak wiemy, odniósł sukces. Ale nie uprzedzajmy faktów.

Do Wrocławia dojechaliśmy nad ranem. Jechało się w miłej atmosferze. I ogólnie było przyjemnie, mimo miejsc siedzących. Potem niezbyt było co robić na dworcu, więc skoczyliśmy do KFC, zamówiliśmy coś taniego, po czym usiedliśmy do testów. Wojt wygrał większość naszych gier. Ani mój Multi-Wurrzag, ani naporowe Imperium nie dawało rady. Nie wiedząc, co począć, postanowiłem zagrać zwykłym Multiatakiem. Niestety, z wielkim bólem muszę się przyznać, że nie pamiętam dokładnego składu decku. Nie zapisałem go wcześniej, zrobiłem go de facto "na kolanie", przed turniejem. Może Przemo ma jeszcze mój decklist, wtedy bym uzupełnił. Pamiętam to mniej więcej tak:

http://deckbox.org/sets/573229

Na pewno ta restrykcja. Ogólnie to widać - mamy spalić jak najszybciej, ale nie tępo rushując.

Po testach w KFC udaliśmy się na tramwaj. I już podczas podróży komunikacją miejską spotkaliśmy pierwszym znajomych: m.in. Juriego, Michnika, Boreasa czy Stacha. Jak już mówiłem, uwielbiam właśnie te spotkania. 

A na miejscu już czekała cała ta wspaniała ekipa. Tutaj chciałbym podziękować wszystkim, którzy byli, grali, pomagali, gadali. Właśnie dzięki wam chce się jeździć na te wyjazdy.

Wszyscy się zapisali - 46 osób, tyle co w Gdańsku. No i lecimy!

Runda 1
vs Michnik, ORC 2:0
Orkowy rush, de facto brak kontroli, a jedynie napór i napór. Grę zrobiły mi Śledzie - dzięki temu ja paliłem, a mój przeciwnik nie. Gry w sumie bez historii, chociaż było blisko. Zadecydowała jedna karta. Dzięki za grę.

Runda 2
vs Drumdaar, DWA 1:2
W jednej udało mi się zamęczyć od początku i spalić. W drugiej kontrola krasnoludzka była nie do przeskoczenia. Na ostatnią mieliśmy mało czasu, nie byłem pewien pod koniec, czy przeciwnik ma Valayę, czy nie, dlatego pająki wystawiłem do obrony. Zabrakło mi obrażeń, a w następnej spłonąłem. Wszyscy naokoło mówili mi potem: "powinieneś napierać, jesteś orkiem". No cóż, było blisko, zabrakło ogrania, skilla, szczęścia, nieważne. Dzięki za grę, czekam na rewanż,

Runda 3
vs Dex, HE 0:2
Tutaj niewiele miałem do powiedzenia, próbowałem atakować, ale Dex dobrał dużo kart, włożył Maga Loeca i było pozamiatane. Potem zaatakował mnie z Sally i spalił (ew atakował przy okazji dobierania ~12 kart). Nie miałem nic do powiedzenia (niemal same jednostki, a ja Rzyga przecież nie miałem).

Runda 4
vs Słońce, CHA 0:2
W końcu spotkałem znanego mi z forum gracza. I, niestety, tyle mogę powiedzieć. Chaos brutalnie mnie zmiażdżył. Byłem za wolny dla tej kontroli. Nie mogłem niestety nic zrobić. Tak odchodzą marzenia o Topce...

Runda 5
vs PrzemekPP, UND 2:0
Udało mi się wygrać, bo najpierw kontrolowałem, ale potem po prostu zacząłem atakować licząc, że przeciwnik nie zdąży. Lobber na akolitę, w odpowiednim momencie eksperymenty - no i druga wygrana tego dnia. Z jednym z dwóch Undeadów.

Runda 6
vs Czarny, ORC 2:0
W przytulnej, małej sali przyszło mi się mierzyć z Czarnym. W Toruniu rok temu pokonałem go, kiedy obaj graliśmy Imperium. Potem, na pamiętnym turnieju w Bydgoszczy, "top deck" Hemmler i kolejna wygrana. Pomyślałem: "do trzech razy sztuka, Czarny na pewno ma lepszy deck i jest ogólnie lepszy". A jednak udało mi się w obu grach wygrać. W pierwszej niemal na styk, ciułałem, aż dopaliłem, mimo Snotlingów u mnie. A drugą grę będę chyba na zawsze zapamiętam: Czarny zaczyna, coś tam wystawia, ja - chyba Scrap i Pająk - za 2 w Pole Bitwy. On się rozbudowywuje ekonomicznie. Ja - devka, rip (Warboss), eksperymenty na pająki, drugi Pająk. Za 9 w jedną, za 7 w napoczęty BF. A stał tam tylko Raider Czarnego. Druga tura, dwie strefy. No cóż, jeszcze trochę musisz poczekać, być może zemścisz się w Bydgoszczy. Ale dzięki wielkie za grę.

Runda 7
vs Ziggy, UND 1:2
Drugie Undeady. Wszystkie zdechlaki ze mną grały, szacun na dzielni.W pierwszej grze weszła legenda, zabiłem ją, po czym, kiedy wróciła, nie bawiłem się w jej zabijanie, tylko paliłem. Udało się na styk. W drugiej wesoła ekipa zajechała mnie. Bloodki, chyba Hydra. W drugiej, mimo walki, stało się to samo. Zabrakło chyba jednej tury, no ale te talie już takie są - albo teraz, albo nigdy. Wielkie dzięki za grę, zrewanżowałeś się za Kraków. Oby jeszcze była okazja do kolejnej rozgrywki.

Z wynikiem 3-0-4 zająłem 28 miejsce. Rok temu było podobne, ale na znacznie więcej graczy. No cóż. Deck składany na kolanie, trochę szkoda, ale grało się przyjemnie. Potem było kibicowanie Wojtowi, który uległ (znowu) dopiero Jaszczurowi, a Jaszczur (znowu) przegrał finał, grając Orderem na Destro. Warszawa, Wrocław, dwa bratanki. Do Inwazji i do Cyganki. Czy jak to tam szło.

Gratulacje dla wszystkim zwycięzców mniejszych i większych (SoS-a, Jaszczura, Johny'ego, Borina, Wojta itd). Pokazaliście klasę.

Potem była integracja i pamiętne kalambury typu Dixit-Inwazja. Kogo nie było, ten ma co żałować. Przebiło to absolutnie wszystko. No i legendarny już tekst Makabrysia "raz w dupę to nie pedał". Kalambury udało się wygrać naszej drużynie z Północy w składzie ALAN, Wojt i Kubala. Potem przyszedł konkurs wiedzy o świecie Warhammera, gdzie udało mi się być w drużynie z Makabrysiem. Było dużo śmiechu, rysowania, pokazywania. Nie wszystko było zrozumiałe, ale niemal zawsze zabawne. Dzięki stokrotne wszystkim organizatorom i uczestnikom tych zabaw.

Zawinęliśmy się ostatni. Juri - wielki szacun za przenocowanie nas. Mamy nadzieję, że deck, który Ci złożyliśmy, nie wypadł tak słabo.

No właśnie, przechodzimy powoli do dnia następnego. Kataklizm. Nowy, ale świetny format. Oczywiście spóźniliśmy się (bo jakżeby inaczej). Usiedliśmy i rozpoczęliśmy grę.

Akurat tutaj deck pamiętam, bo go sobie wcześniej zapisałem. Wyglądał on tak: http://deckbox.org/sets/671801

Działanie jest proste, zdobyć fullcrum i nie oddać.

Wszystkich rund nie pamiętam, zatem opiszę to, co zapadło w pamięć.

Pierwsza gra, z Jurim i Michnikiem, raczej prosto, oni zaczęli coś ekonomicznie, a ja szybko wziąłem fullcrum, a potem tylko go broniłem.

W drugiej Keil poczęstował mnie Vereną. Dosyć długo nam to szło, niestety, kto inny wygrał, ja miałem raptem kilka punktów.

Trzecia, Keil i Dexiu, z Chaosem. Szybko wziąłem Fullcrumy, po czym byłem męczony. 2 zagrania zapadły w pamięć - Brutal Offering Dexa, w odpowiedzi cofam mu Daemon Prince'a na rękę. So close! No i drugie - Keil daje Verenę, Dexiu poświęca DP z Pola Bitwy i coś z boku, żeby zniszczyć mi devkę w Polu Bitwy i jedną Keilowi. W ten sposób ja i Chaos tracimy Pole Bitwy. Keil zabiera mi jeden Fullcrum, a potem wygrywam. Uwaga, gdyby Dex poświęcił jednostki z boku, to miałby DP z żetonami, zabrał by mi drugie Fullcrum i gra toczyła by się dalej, a ja miałbym czysty stół. A tak, mają na stole żadnych jednostek ani wsparć wygrałem stolik.

Finałowa gra. Przemo i Raskoks - będzie ciężko. Musiałbym wygrać chyba 6 punktami nad Krakusem, żeby być pierwszy. Zaczynam bodaj z Kościoła i czegoś, Demoralizację uniemożliwiam Przemowi wzięcie Fullcruma. Raskoks grał z Mustera, zatem w następnej może być ciężko. Przejmuję fullcrum i chronię go. Kościół się przydaję. W następnej biorę następny, umacniam się zasadzkami. W ostatniej turze mam dwa fullcrumy, jednostki z przodu, Kościół na stole, 4 kasy, Rozkaz odwrotu, Dekret, Surrendera na ręcę oraz jednostkę z Ambushem. Wcześniej poszedł Dekret na Wilhelma Przema. Fullcrum spaczający - Raskoks traci kolejną jednostkę. No i udaje się wygrać stół z 10 żetonami dominacji. Raskoks ma tylko 7. A ja jeszcze dostaję 2 punkty bonusowe.

Trofeum Ricardo zostaje w Trójmieście!

Dzięki wszystkim za świetny turniej, który ciągle jest świeży, a zupełnie zmienia podejście i talie. Dzięki temu Inwazja nie umrze.

Potem przyszedł moment pożegnań, następnie Kubala zwiedzał Wrocław, wstąpił do McDonalda, gdzie Trójmiejska ekipa była rok wcześniej, bla, bla, bla. To już was pewnie nie interesuje. Zatem - dzięki wielkie wszystkim za świetny turniej. Organizatorzy - spisaliście się. Poziom gry był, było fajnie, śmiesznie, nie było Skavenów - czego chcieć więcej? Zdjęcia macie.

Do zobaczenia w Bydgoszczy!

środa, 14 maja 2014

Wywiad z SoS-em - zwycięzcą AoW 2014


Wybaczcie, że zeszło mi tak długo, ale jakoś nie mogłem się zmotywować. Wywiad teraz, mam nadzieję, że na dniach napiszę w końcu relację.

Arkadiusz "S.O.S" Sosiński - zwycięzca Assault on Wroclaw 2014.

Zapraszam na wywiad:

Kubala: Po pierwsze, gratuluję wyniku. Wygrałeś Turniej Regionalny, pokonując w finale jednego z najlepszych graczy w Polsce. Przełamałeś się po przegranej w finale Assaulta 2 lata temu. Co zaważyło na twoim sukcesie? Szczęście, umiejętności, czy dopracowana talia?

SoS: Chciałoby się powiedzieć, że tylko umiejętności i dopracowana talia ale tak nie jest szczęście to nieodzowny element tej gry i miałem go na pewno sporo. Bardzo pomogła „elektroniczna kostka”, której byłem orędownikiem wprowadzenia. Oczywiście fakt, że zaczynałem wszystkie gry w playoff też był ważny.

Kubala: Opisałbyś swoją talię? Czym różniło się to od większości buildów? Czy coś byś w niej zmienił, kiedy patrzysz na wszystko chłodnym okiem?

SoS: Nie chciałbym zabrzmieć wyniośle ale szczerze mówiąc była to jedna z najmocniejszych talii jaką stworzyłem. Czym się różniła od innych tali ? chyba maksymalną spójnością. Na pewno coś bym zmienił ale to mała tajemnica :-(

Kubala: Nie brałeś udziału w turnieju Kataklizm podczas Regio. Osiągnięto wtedy rekordową frekwencję, jak na ten format. Czym była spowodowana twoja absencja?

SoS: Wytłumaczenie jest proste nie znam zasad :-)))

Kubala: Jak ocenisz organizację na turnieju we Wrocławiu? Czy wszystko było dopięte na ostatni guzik, czy też można by coś poprawić, aby za rok grało się lepiej? Jak oceniasz Salonik? Czy sprawdził się na tak dużej imprezie?

SoS: Nie chcę wychwalać wszystkiego pod niebiosa bo sam byłem poniekąd gospodarzem. Znam to miejsce od 15 lat więc mi się tam podoba mam nadzieje, że innym też. Myślę, ze w organizacji najważniejsze jest by wszyscy czuli się komfortowo i na luzie myślę, że tak właśnie było.

Kubala: Od jakiego czasu grasz w Inwazję? Jak zaczęła się twoja przygoda z tą karcianką? Czy wcześniej miałeś kontakt z uniwersum Warhammera? Grałeś w jakieś inne karcianki?

SoS: Grałem wiele lat w Magic TG z Farbą i innymi kumplami. Potem nie było już tyle czasu i jakoś odeszliśmy od grania. 2 lata temu znalazłem w sklepie Inwazję pograłem w chacie z moją cudną żoną i od razu zrozumiałem, że Magicowa moc wróciła. Pokazałem grę Farbie i Tadkowi, tafiliśmy do Saloniku i powoli poszło. Od razu wybrałem sobie DE i na Assaulcie udało się od razu zająć 2 miejsce.

Kubala: Jakie są twoje ulubione talie? Preferujesz jakiś konkretny archeotyp? Masz ulubione rasy?

SoS: Tylko destro i tylko control, praktycznie 85 % mojej „kariery” to DE, 10 % Chaos, raz grałem orkami w Toruniu złożyłem je w wigilię turnieju i nawet udało się wygrać.

Kubala: Jak budujesz deck? Tworzysz je według jakiegoś pomysłu, wokół konkretnej karty, a może jeszcze inaczej?

SoS: Zawsze wokół pomysłu co ma robić ale ma oczywiści kilka ulubionych kart, który inni nie używają.

Kubala: Jak ocenisz scenę Inwazji w twoim mieście? Czy lokalni gracze inspirują Cię do lepszej gry, dają Ci dobre rady lub pomagają w tworzeniu talii?

SoS: Uważam, że kumple z WRO są wspaniali zawsze sobie pomagamy, kibicujemy i razem testujemy. O swoich wątpliwościach przy tworzeniu talii informuję i konsultuję tzn. „męczę ucho przez telefon” Farbie, Przemowi i Jaszczurowi.

Kubala: Nigdy nie robisz przedpłat na turnieje, zawsze płacisz na miejscu. Można spytać o powód?

SoS: Tak mi zawsze wygodniej, żadnej dodatkowej roboty.

Kubala: Jak oceniasz Inwazję w przyszłości? Czy gra będzie dalej żywa, czy też w najbliższym czasie "umrze"?

Myślę, że powoli będzie trzeba przerzucać się na inną karciankę. Choć w inwazji jest ciągle sporo do wykombinowania.

Kubala: Czy czekasz na karciankę LCG w świecie Warhammera 40K? Jak ocenisz grę po pierwszych zapowiedziach?

SoS: Coś tam czytałem coś tam słyszałem, zapowiada się bardzo dobrze i mam nadzieje, że większość osób z Inwazji w nią wejdzie. Fajnie będzie grać w nią na początku np. drugiego dnia, a później odwrócić kolejność myślę, że dzięki temu Inwazja pożyje dłużej.

Kubala: Czy wybierasz się do Bydgoszczy na najbliższe Regio?

SoS: Tak, ale sytuacja jest dynamicza. Latem z żoną jesteśmy bardzo wkręceni w sporty wszelakie i dużo wyjeżdżamy więc wszystko się może zmienić.

Kubala: Skąd pochodzi twoja ksywka? Ma to jakieś głębsze znaczenie czy jest po prostu od nazwiska?

SoS: Sosu głębsze znaczenie??? :-) wiadomo od nazwiska.

Kubala: Dziękuję za udzielenie wywiadu. Jeszcze raz gratuluję i życzę powodzenia na kolejnych turniejach. Czy chciałbyś powiedzieć coś od siebie społeczności Inwazji?

SoS: Wiadomo, że bym chciał ale to już może na turnieju przy piwie
POZDRO

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Wywiad z Wojtem (III miejsce na turnieju "Twierdza Warszawa")

Zapraszam na wywiad z "Królem Cyganów" - Wojtem, który zajął trzecie miejsce podczas pierwszego Regionalsa w Warszawie:

Kubala: Chciałbym Ci pogratulować świetnego wyniku. Na ostatnich 4 dużych turniejach, na których byłeś (Bydgoszcz, OMP-ki, Gdańsk i Warszawa) raz wygrałeś, a dwa razy byłeś trzeci. Zgodzisz się, że osiągnąłeś swój szczyt formy? Co zaważyło na sukcesach, szczęście, talia, doświadczenie czy może coś innego?

Wojt: Dzięki. No zdecydowanie w ostatnim czasie osiągałem swoje najlepsze wyniki na turniejach regionalnych, więc nie mogę się nie zgodzić, że to mój, jak to nazwałeś, szczyt formy. Na pewno największe znaczenie miało to, że do Bydgoszczy i do Warszawy wziąłem znakomicie przygotowane i ograne talie. Doświadczenie w tej grze też mam spore i raczej niewiele jest talii, które są w stanie mnie całkowicie zaskoczyć i to też na pewno pomogło. Szczęście też było ze mną, szczególnie w Warszawie.

Kubala: Jak ocenisz poziom organizacji na pierwszym Regionalsie w Stolicy? Coś Ci się nie podobało, czy też wszystko było dopięte na ostatni guzik?

Wojt: Wszystko było przygotowane naprawdę świetnie, nawet jakbym bardzo chciał się do czegoś przyczepić to nie mogę niczego znaleźć.

Kubala: Zdecydowałeś się na grę Nieumarłymi, które (po ukróceniu komba) nie są aż tak popularne. Dlaczego wybrałeś akurat tą rasę? Opisałbyś pokrótce działanie swojego decku?

Wojt: Od zawsze chciałem stworzyć deck, który grałby na tzw. grubasach czyli drogich jednostkach z mocnymi statystykami i umiejętnościami. Próbowałem parę razy w warunkach domowych taki deck sklecić, ale nic mi nie wychodziło. Specyfika Inwazji powoduje, że takie talie są na ogół nieskuteczne, bo co z tego, że ja się namęczę żeby wystawić gościa za 5-6 skoro zaraz zejdzie od pielgrzymki za 0 lub seedesów za 1. Dopiero Nieumarli dali możliwość wystawiania drogich i mocnych jednostek odpowiednio tanio i odpowiednio szybko. Głównie chodzi mi tu o karty: Inwokacja Neheka i Raise Dead, który co prawda pojawił się już bardzo dawno, ale w Nieumartych, dzięki zrzutowi pięciu kart i Innowacji może działać już od pierwszej tury. Ogólnie moja talia miała dużo ciekawych opcji w zależności od tego jak układała się gra można było skupić się, albo na kontroli albo na mocnym ataku. Za każdym razem musiałem też dostosować sposób swojej gry do przeciwnika i do tego co spadło mi na discard przed wzięciem ręki startowej.

Kubala: W jaki sposób składasz talie? Budujesz je wokół konkretnej karty, synergii; zaczynasz od drogich kart, czy najtańszych?

Wojt: Wszystko zaczyna się od jakiegoś konkretnego pomysłu lub chęci wykorzystania danej karty. Potem dobieram resztę talii, tak aby wpasowała się w ogólny zamysł i stworzyła dobrą synergię. Zawsze staram się żeby talia nie miała zbyt wiele drogich kart (czego akurat talia z Wawy może być zaprzeczeniem, hehe), ważne dla mnie jest też żeby nie mieć za dużo kart bez młotkowych i taktyk, żeby łapa się nie zapychała.

Kubala: Czy grało Ci się w tym roku najprzyjemniej? Jakim typem talii najbardziej lubisz grać? Masz już jakieś nowe pomysły na nietypowe decki?

Wojt: Zdecydowanie największą przyjemność sprawiła mi gra Nieumarłymi, dawno tak dobrze się nie bawiłem żadną talią. Było to coś zupełnie nowego i ciekawego. Mój ulubiony typ talii to kontrola, często jak chcę złożyć deck jakiegoś innego typu to ciężko mi się wyrwać z mojego „kontrolnego” rozumowania. Parę dziwnych pomysłów mam i pewnie po Wrocławiu wprowadzę je w życie. Mimo, że nowe karty już nie wychodzą to ze starych można złożyć jeszcze masę ciekawych talii.

Kubala: Jak ocenisz scenę w swoim mieście? Czy miejscowi pomagają Ci w składaniu decków lub rozwijaniu umiejętności?

Wojt: Scenę trójmiejską oceniam bardzo pozytywnie. Nasze turnieje zwykle są rozgrywane w dobrej atmosferze, czasem zdarzy się jakaś mała spinka, ale to nic dziwnego. Ludzie mają raczej luźne podejście i przynoszą często decki nie koniecznie będące na topie, ale jakieś swoje wynalazki. Poziom może nie zawsze jest najwyższy, ale zabawa zawsze jest przednia. Ja swoje talie składam sam, ale wiadomo, że czasem podpatrzę się od kogoś jakiś fajny pomysł, który później samemu wykorzystuję. Jeśli chodzi o rozwijanie umiejętności to wiadomo, że każda rozegrana gra daje Ci jakieś nowe doświadczenie, które potem pomaga. Szkoda, że nie grają już z nami tacy zawodnicy jak Fortep czy Teo, bo oni zawsze mieli świetne pomysły i można było się od nich sporo nauczyć.

Kubala: Jak będzie z tym dwudniowym turniejem w Iławie? Planujecie go w końcu zorganizować?

Wojt: Niestety ostatnio iławska scena mocno podupadła i jakoś na razie nie ma widoków na odrodzenie, więc temat zawieszony.

Kubala: Czego oczekujesz po najbliższym FAQ? Chciałbyś, żeby coś zostało ukrócone, uważasz, że coś trzeba wzmocnić? Jakieś bany, restrykcje?

Wojt: W momencie jak odpowiadam na te pytania FAQ już jest, więc pozwolę sobie skomentować. Dobrze, że Skaveny dostały restrykcję na Hordę, to powinno je trochę zastopować, myślę, że i tak cały czas będą mocne, ale z Innowacją / Warpstonem były zdecydowanie zbyt silne. Czas pokaże czy taki manewr wystarczy, czy będzie trzeba im uwalić coś jeszcze. Restrykcje Dwarfów nieco mnie dziwią i nie wiem czy ich zamierzenie czyli urozmaicenie krasnoludzkich buildów zostanie spełnione. Ja np. nie wyobrażam sobie decku na Rangerach bez My life for the hold. Obawiam się, że może skończyć się na tym, że będzie grał ten sam deck, w którym Valaya zastąpi My life, a Tunele po prostu wylecą. To co mi się nie podoba to nowy zestaw restrykcji dla orków. Jakoś Wurrzag z Hordą mi śmierdzi, bo to oznacza rzygi, które nie mają żadnej negatywnej konsekwencji dla rzucającego. Żeby wstawiać Grimgora zawsze można z powrotem wziąć Raise deada, który w orkach od zawsze działał świetnie. Siła ofensywna szamana znacznie wzrośnie, ale osłabią się jednak jego możliwości obronne, bo rytuał i w tym celu był wykorzystywany. Zawsze jednak zostają śledzie, które dla niektórych decków są nie do przeskoczenia.

Kubala: Jak oceniasz przyszłość Inwazji? Czy gra w najbliższym czasie "umrze", czy też dalej będzie tak popularna w Polsce?

Wojt: Myślę, że popularność będzie malała. Jest to niestety nieuniknione, bo bez nowych kart powoli zacznie się nam Inwazja nudzić. Lokalne sceny w wielu miastach już zaczynają słabnąć, co można zaobserwować na stronie Galakty. Mimo wszystko ostatnie turnieje regionalne pokazują, że cały czas jest bardzo duża grupa osób, które chcą się w tę grę bawić i nie ma dla nich przeszkód. Poza tym mamy sprawnie działający FAQ team, który wprowadza zmiany dające ciągłe urozmaicenie.

Kubala: Czy oczekujesz Conquesta, karcianki w uniwersum Warhammera 40K? Masz jakieś odczucia odnośnie obecnej wiedzy o grze?

Wojt: Szczerze mówiąc, kompletnie się tym nie interesowałem i nie mam poglądu. Uniwersum 40k jednak nigdy szczególnie mi się nie podobało.

Kubala: Planujesz jechać na Assault? Czy ktoś z Iławy planuje przyjazd?

Wojt: Tak, wybieram się. Być może dołączy do mnie jeszcze jeden iławianin, którego wszyscy dobrze znają, a dawno go na żadym regio nie było.

Kubala: Skąd pochodzi twoja ksywka "Król Cyganów"?

Wojt: Zaczęło się na AoW 2013, kiedy gdańska ekipa kierowała się do centrum Wrocławia pomstując na mnie za to, że namówiłem ich na przechadzkę zamiast jazdy tramwajem. Zygi złożył wtedy jakieś Dark elfy, które kradły kasę i nazwałem go przez to Królem cyganów. Potem graliśmy w McDonaldzie, grałem prototypem talii z Bydgoszczy i pognębiłem Zygiego Infiltracją, więc on powiedział, że to ja jestem prawdziwym Królem cyganów. Na następnym turnieju lokalnym kiedy nas sparowało stwierdziliśmy, że trzeba wreszcie rozstrzygnąć kwestię i kto wygra ten zostaje królem. Infiltracja znów zrobiła grę i ksywa została przy mnie, Zygi na pocieszenie otrzymał tytuł księcia.

Kubala: Dziękuję za udzielenie wywiadu, jeszcze raz gratuluję wyniku. Życzę powodzenia podczas kolejnych turniejów. I do zobaczenia na turniejach. Chciałbyś coś jeszcze powiedzieć, przekazać coś od siebie graczom Inwazji?

Wojt: Również dzięki za wywiad. Pozro pincet dla wszystkich graczy i do zobaczenia na AoW. Przybywajcie tłumnie.

piątek, 18 kwietnia 2014

Gracz Miesiąca - Marzec

Najlepszym gracze Marca został wybrany znany i lubiany Jaszczur, czyli Jakub Serafin.

W marcu zagrał on w 3 turniejach lokalnych oraz wziął udział w pierwszym Turnieju Regionalnym w Warszawie. Jego statystyki zapierają dech w piersiach:

25 rozegranych meczów:

21 zwycięstw

2 remisy

2 porażki;

12 zwycięstw pod rząd

18 gier pod rząd bez porażki

2 wygrane i jedno drugie miejsce na turniejach lokalnych, 2 miejsce na turnieju "Twierdza Warszawa".

Obok takich osiągnięć nie można przejść obojętnie.

Jaszczur niedawno udzielał wywiadu odnośnie Regionalsa w Warszawie, zaś ogólnie jest on najczęściej "pytanym" graczem ze sceny. Poniżej linki do wywiadów z tym znanym na całym świecie graczem:

http://warhammer-inwazja.pl/index.php?p=91&id_n=146 - wywiad z okazji włączenia do "Galerii Sław"

http://warhammer-inwazja.pl/index.php?p=81&id_n=193 - wywiad na temat Mistrzostwa Polski

http://warhammer-inwazja.pl/index.php?p=81&id_n=203 - wywiad o turnieju Angrif na Hołda

http://warhammer-inwazja.pl/index.php?p=81&id_n=216 - wywiad odnośnie "Twierdzy Warszawy"

Szczere gratulacje! Życzymy dalszych sukcesów i do zobaczenia na Assault on Wrocław!

wtorek, 8 kwietnia 2014

Wywiad z Jaszczurem - II graczem na turnieju "Twierdza Warszawa"

Jaszczur - Mistrz Polski, były Mistrz Europy, aktualny Wicemistrz Świata i Mistrz Globu w Kataklizm. Oto wywiad odnośnie turnieju "Twierdza Warszawa", na którym zajął drugie miejsce.

Kubala: Cześć! Chciałbym Ci pogratulować wyniku. Na 4 dużym turnieju pod rzad, na którym jesteś, występujesz w finale. Bardzo mało graczy może pochwalić się takim osiągnięciem. Czy sadzisz, ze to przede wszystkim kwestia doświadczenia, umiejętności, talii czy może szczęścia?

Jaszczur: Hej. Może nie na 4 z rzędu (w Krakowie w top25 byłem :) ), ale rzeczywiście całkiem niezłą serię mam. Jest to głównie spowodowane masą szczęścia, którą Ciotka Verena mnie ostatnio obdarowywuje. Umiejętności i doświadczenie się z czasem wyrównało wśród graczy, może troche pomaga mi fakt, że sporo razy grałem pod presją i ze sporą publicznością i chyba w ten element najbardziej pomaga mi w grach w TOPce (no i oczywiście szczęście).

Kubala: Jak ocenisz organizacje na pierwszym Regionalsie w Warszawie? Czy było coś, co zawiodło, czy też wszystko było idealnie? Co Ci się najbardziej podobało podczas tego turnieju?

Jaszczur: Do niczego nie mogę się przyczepić, bo organizacja Wilka była bez zarzutu. Brak jakiś większych spinek, świetna miejscówka i atmosfera sprawiły, że był to jeden z najlepszych turniejów na jakich byłe. Wielkie graty dla Wilka i ekipy Warszawskiej.

Kubala: Grałeś kontrola krasnoludzką. Dlaczego zdecydowałeś się na taka talie, skoro (jak wiadomo) twoim ulubionym typem talii są komba. Dlaczego zatem wybrałeś "nudna kontrole"?

Jaszczur: Wziąłem Dwarfy, bo uznałem że na pierwszy turniej regionalny w Warszawie należy się nie wygłupiać i pojechać z poważną talią. Drugą opcją była kontrola Imp na Verenie, ale miałem ją średnio przetestowaną.

Kubala: Jaki masz sposób na składanie talii? Rozpisujesz sobie karty, rozkładasz je, budujesz deck wokół konkretnej synergii, czy może robisz jeszcze inaczej?

Jaszczur: Za każdym razem inny :D Część powstaje jak mam chwilę czasu (np. w autobusie do pracy) część robię rozkładając karty. Zawsze, ale to ZAWSZE robię testy "pierwszych rąk" i patrzę co talia może zrobić w pierwszych dwóch turach. Dlatego też moje talie mają sporo (czasem za dużo) kart wspierających ekonomie.

Kubala: Jaka talia w tym sezonie najprzyjemniej Ci się grało? Czy masz jakieś pomysły na nowe i niestandardowe decki?

Jaszczur: Napór indirectowy na Alith Anarze. To ostatnio moja ulubiona talia. Pomysły zawsze są, tylko czasu na przetestowanie nie ma. Cały czas chodzi mi po głowie talia bez jednostek na Voice of Command.

Kubala: Czy scena w twoim mieście pomaga Ci w polepszaniu umiejętności lub składaniu decków? Jak oceniasz poziom i frekwencje rozgrywek w twoim mieście?

Jaszczur: Wystarczy popatrzeć z kim muszę co tydzień grać - Przemo, SoSu, Farba, Czarny, Johhny itd... Z fun talią, albo crapboxem nie mam co w ogóle z domu wychodzić.Poziom jest jak zwykle wysoki, jeśli chodzi o frekwencje to bywa różnie. Jak na razie to Gdańsk, Warszawa i Kraków biją nas z frekwencją na głowę.

Kubala: Jak na razie nie grałeś turniejowo żadnymi rasami neutralnymi. Ma to jakis konkretny powód? Przed wyjściem HK pisałeś, ze będziesz grał "ukochanymi Jaszczurami"?

Jaszczur: Nie kupiłem jeszcze HK :) Jaszczurami jak najbardziej będę chciał grać i zobaczymy, czy uda się zdobyć top45 na jakimś regionalsie :P

Kubala: Czy mógłbyś uchylić rąbka tajemnicy odnośnie obrad FAQ Teamu? Czy będzie jakaś nowa restrykcja? I czy zostaną ukrócone Skaveny?

Jaszczur: Obrady są burzliwe, inwektywy lecą na lewo i prawo, krew pot i łzy leją się strumieniami. Wiele dobrych znajomości się tam skończyło jak i wiele Grudge'ów powstało :D A tak na serio, to mamy raczej podobne zdanie na większość tematów.

Kubala: Czy uważasz, ze Inwazja będzie jeszcze długo żywa? Czy za rok gra "umrze" albo podupadnie, czy tez ilość grających utrzyma się?

Jaszczur: Będzie żyła tak długo, jak długo będziemy grać. Jak widać po liczbie graczy na regionalsach daleko jest do jej śmierci :)

Kubala: Czy oczekujesz karcianki LCG w uniwersum Warhammera 40K? Jak oceniasz gre na podstawie obecnych informacji?

Jaszczur: Oczekuję z niecierpliwością. Jak widać większość naszej świetnej sceny WH:I też się raczej powoli będzie przestawiało na nową karciankę. Podejrzewam, że w tym roku na regionalsach królować będzie Inwazja (turniej w sobotę), a drugiego dnia będzie WH40k. W przyszłym roku pewnie role i dni turniejów się zmienią :)

Kubala: Co z Assaultem? Wiemy już, ze będzie, ale czy wiadomo coś więcej? Odnośnie miejscówki, rangi lub czegoś innego?

Jaszczur: Już wiadomo :D

Kubala: Dziękuję za udzielenie wywiadu, jeszcze raz gratuluje wyniku. Życzę powodzenia podczas kolejnych turniejów. I do zobaczenia na Regio we Wrocławiu. Czy chciałbyś coś dodać od siebie, przekazać coś społeczności Inwazji?

Jaszczur: Dzięki za wywiad. Do zobaczenia na Assault on Wrocław!!

PS. Oczywiście niektóre pytania, jak te o FAQ/Assault wyjaśniły się w między czasie na scenie. Ale jest to de facto wywiad "zaraz po", kiedy jeszcze powyższe było nieznane. 

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Twierdza Warszawa 2014 oczami Wojta - zdobywcy III miejsca

Wojt - znany i lubiany gracz, który ostatnio przeżywa szczyt formy (na  3 z 4 dużych turniejów, na jakich ostatnio był, zajmował miejsce na podium). Zdecydował się napisać relację i opublikować ją na moim blogu, czym jestem bardzo mile zaskoczony i czuję się tym zaszczycony. Oto relacja Wojta, miłego czytania:

"Pierwszy warszawski regionals na tyle mi się podobał, że postanowiłem zdać wam z niego dłuższą relację.

Najpierw powiem parę słów o talii. Pierwotna wersja tego decku powstała już na koniec grudnia 2013, kiedy to w Iławie mieliśmy turniej, na którym graliśmy tylko neutralnymi stolicami. Postanowiłem złożyć coś fajnego, co będzie grało na grubasach, więc do talii automatycznie wlecieli Grimgor i Bloodthirster, kolejny w kolejce był Monster of the deep (który genialnie stopował skaveny). Wziąłem też, oczywiście, nieumarłych twardzieli: Lorda upiorów, Wampira i Akolitę. Stawkę uzupełnili: bardzo silny i uniwersalny Mannfred von Carstein i Gruby szczur (ze swoim 5 w plecach i dwoma młotkami pasował do reszty). Ostatecznie wyszło, że nie miałem w talii żadnej jednostki z HP poniżej 3 i tylko 5 kopii z nadrukowanym jednym młotkiem, reszta powyżej – jest grubo w rzeczy samej. Co było powodem nagromadzenia takiej masy koksów? Przede wszystkim to, że widziałem pincet sposobów na ich wystawienie: Inwokacja Neheka była właściwie moją inspiracją do stworzenia tej talii, stary poczciwy Raise dead miał ogromne pole do popisu już od pierwszej tury, dzięki Innowacji (Grimgor lub Bloodek za 4 to dość promocyjna cena), Rip też bardzo fajnie się sprawdzał (szczególnie z Bloodthirsterem). Kolejnym elementem, który idealnie współgrał z grubasami był Akolita – musiałem mieć naprawdę dużego pecha, jeżeli ten gość miał poniżej 3 młotków, a 7-9 kasy w drugiej turze to, z Akolitą w kingdomie, była norma. Jako wsparcia wybrałem Zamek Drakenhof, który daje parę fajnych możliwości, Symbol Orki/De – Ripa za 1 zawsze fajniej się rzucało, Wiochę niczyją bo za 1. Perełką pośród suportów była wyciągnięta z czeluści klasera, w dawnych czasach podpatrzona od mistrza Fortepa (Grzybłowcy – kojarzy ktoś???) Zaawansowana inżynieria, która w Neheku zakochała się od pierwszego wejrzenia. Miałem też eksperymenty, które wzmagały wcisk, a czasami pozwalały dobrać parę kart więcej.

Wspomniany turniej w Iławie wygrałem w cuglach, przegrywając po drodze tylko 1 grę. Pomyślałem sobie: fajnie, ale tu nie było Inkruzji, Seedsów, Lobberów i Rzygów, od których moje grubasy padają jak muchy. Gra tą talią sprawiła mi jednak tak wielką frajdę, że mimo obaw postanowiłem zagrać tym na kolejnych turniejach. Zagrałem parę dni później w Gdańsku i znowu wygrałem turniej, tym razem co prawda po ciężkich walkach i z jedną porażką (ze słynnymi Skavenami Tobola). Wniosek był taki, że, ku mojemu zaskoczeniu, talia całkiem dobrze radziła sobie w normalnym meta. Powziąłem decyzję, że będę ostrzył ten deck i jak będzie ładnie działał to biorę go na regio. Po kolejnych szlifach i następnych dwóch tryumfach turniejowych (muszę zaznaczyć, że ani razu nie trafiłem na chaos), talia była ostra jak maczeta i gotowa na podbój Twierdzy Warszawa, a jej ostateczna wersja wyglądała tak:
http://deckbox.org/sets/635147

Zmiany jakie zaszły od prototypu to: Monastyr zamiast Zamku aby trochę zabezpieczyć się przed kontrolą, wywalenie eksperymentów (musiałem szanować swoje jednostki), wrzucenie Wzroku Nagasha (który czasami potrafi ustawić grę) i Hrabiego Włada (bo z monastyrem w kingdomie może być bardzo irytujący dla oponenta) oraz zamiana Potwora z głębin na Hydrę (absolutny strzał w dziesiątkę). Mimo dopracowania, talia miała straszną czope na ryj ze strony chaosu na inkruzji, potwierdzenie: 1:4 w testach z Melomanem. A chodziły słuchy, że takiego chaosu będzie na turnieju dużo…

Runda I Selverin DWA 2:1
Pierwsza runda i od razu przeciwnik z wysokiej półki. Mimo, że ja zaczynałem, to dostałem na rękę taki szrot, że w pierwszej grze nic nie wystawiłem do 4 tury, popatrzyłem trochę co tam Selverin ma w decku i poddałem. Druga to już dużo lepsze wyjście z mojej strony, szybkie wampiry i mocny napór w końcu dopięły swego mimo potężnej obrony oponenta, który rozbijał moje ataki pielgrzymkami na Bloodthirstery, My lifem i Valayą. Na ostatnią grę zostało bodaj nie całe 10 minut. Tym razem Selverin ma kiepski start, u mnie nieźle, szybko przechodzę do szturmu z nadzieją, że się uda. Konsekwentnie napieram, przy okazji kontrolując Wampirami, przeciwnik nie daje rady obronić i na styk udaje się spalić. Szacun dla Selverina, że nie stalował, mógł trochę dłużej się pozastanawiać i nikt by mu nie mógł nic powiedzieć, ale zachował się naprawdę w porządku. Już pierwsze starcie przyniosło sporo emocji, ale to nic w porównaniu do tego co działo się później.

Runda II Boreas DWA 1:1
Kolejne dwarfy i kolejny mocny przeciwnik. Szczegółów tych gier za bardzo nie pamiętam. Pierwsza gra zdecydowanie dla mnie, druga zdecydowanie dla Boreasa. Na trzecią po raz kolejny było mało czasu. Boreas ma bardzo słaby start – tylko kanonka w kingdoma (chyba jeszcze nic nie wyciągnęła, z tego co pamiętam). Ja od razu wampir w przód i czyścimy krasnoludka. Potem Boreas bardzo długo kontempluje nad swoimi czterema kartami na ręce, na początku mojej czas się kończy. Zabrakło z dwóch rund i byłoby moje.

Runda III kowalx DWA 1:1
Trzecia runda, trzecie dwarfy. No cóż, dobrze, że nie chaos. W pierwszej grze szybko przejmuję inicjatywę i palę nieco zaskoczonego oponenta. Druga również układa się po mojej myśli, rozbujałem się niesamowicie był na stole Wład, był Grimgor, latały Inwokacje (rzucane na pałę i nie wyciągające niczego). Beztroska skończyła się w momencie gdy zauważyłem, że przeciwnik, mimo że skontrolowany, nie ma spalonej ani jednej strefy, w mojej tali pozostało 5 kart, a w następnej turze dobiorę 7. Zaczynamy decydująca grę, mnie szybko udaje się spalić jedną strefę, potem cisnę po Queście przeciwnika i wbijam w niego z 10 obrażeń (w międzyczasie psując Kowalowi SYGa na Kazadora Mannfredem), stoi na dewkach. Na początku tury Kowala koniec czasu, ja mam dwa kasy i inwokację na łapie. On nie ma szans mnie spalić. Zwijamy karty. Potem odkrywam 5 wierzchnich kart w talii i oczywiście znajduję tam Grimgora! Czemu nie rzuciłem tej inwokacji? Nie wiem. Gwar dookoła chyba przyćmił mi umysł.

Runda VI OlaDeo DWA 2:0
Kolejne dwarfy, tym razem prowadzone przez sympatyczną koleżankę. Jedyna runda, w której udało mi się odnieść zdecydowane zwycięstwo, czego zasługą były znakomite starty z Akolity na 9 i 7 kasy, po takiej petardzie na początek później już jakoś szło. Ułatwieniem było to, że Ola nie znała większości moich kart i nie wiedziała czego się spodziewać.

Runda V Majesty SKA 1:2
To co zrobił Majesty w pierwszej grze trochę powiało patolą. W pierwszej rzucił hordę, misję i spaczeń. W drugiej wywalił drugą misję po czym na nie po zerówce, jeszcze jedna zerówka gratis, Clanrat do batka, przy ataku na imprezę wpadł Night runner, a na misjach odpowiednio 4 i 5 żetonów. Szczena mi opada. Majesty dopala kolegę na 8 młotków pali, ciśnie indirekty. Zagapił się, bo gdyby dopalił za wszystko co miał to gra zakończyłaby się w drugiej turze… W kolejnej grze udało mi się otrząsnąć z szoku, a Rafał nie dobrał już takiej imby. Po wyrównanej walce zostaję chyba na dwóch dewkach i udaje mi się spalić. Trzecia gra od początku rozwijała się pod dyktando przeciwnika, który szybko spalił mi jedną strefę i mocno cisnął w drugą, broniłem się dzielnie, dopóki nie dobrał dwóch eksperymentów w jednej turze.

Runda VI Valathorn DE 2:1
Po porażce ze szczurami Majesty’ego nie było zmiłuj, żeby zagrać dalej musiałem wygrać dwie kolejne gry. Tu zaczęły się prawdziwe emocje, które trwały dla mnie już do końca turnieju. Pierwsza gra nie dawała nadziei na to, że uda mi się znaleźć w topce. Valathorn zasypał mnie masą Scoutów i Informantów, którzy bezlitośnie czyścili mi łapę i do społu z dwoma konwentami spalili mnie w ekspresowym tempie. Nie pomogła nawet hydra zagrana z ręki. Druga gra, wychodzę standardowo: inżynieria i 1 kabony przyszykowane na Inwokację. Valathorn gra swoje, potem ja podglądam wierzch i widzę BDK, zostawiam Wąpierza na topie i wzywam Neheka, który okazał się nieograniczony w swojej łaskawości, otóż w pozostałych czterech kartach z wierzchu były kolejne 2 wampiry! Valathorn nie może uwierzyć w mojego farta, ja też. Wesoła kompania wędruje do batla, nie zastanawiam się i dostawiam Szczura - jedna strefa spalona. Po dobraniu kart przeciwnik poddaje. Decydująca gra była prawdziwym thrillerem. Zaczęło się w miarę spokojnie, na moje szczęście Valathornowi nie doszło zbyt wiele kart czyszczących rękę i mogłem wystawić swoich zakapiorów w postaci Wampira i dwóch Elit do pola bitwy dość szybko udało mi się spalić chyba królestwo. Oponent poszedł mocno w dociąg, a ja zacząłem go atakować w pole bitwy, co było wielkim błędem, bo ten wystawił Mortellę, która wykorzystywała przeciwko mnie moje Raise deady, wkładając w batka Hydrę. Również dzięki moim innowacjom Valathorn miał sporo kasy na dostawianie innych obrońców i stopniowe pozbywanie się moich jednostek (co nie było dla niego łatwe – jednak 4, 5 w plecach robi swoje, a Shattereda się nie bałem, bo miałem stabilny dociąg 3). Konsekwentnie parłem w przód. Po paru turach takiej przepychanki doszliśmy do momentu, że on miał w batku hydrę, nie miał kasy i stał na dwóch dewkach, a mi pozostał jeden Gruby szczur, Kulty rozkoszy i jakieś 8 kart w decku. Niestety przez całą grę miałem jedynie 4 kasy, a dla mnie to niestety było trochę mało i już przestałem wierzyć w to, że uda mi się wygrać. I co się dzieje dalej? Dobieram dwie innowacje, które Valathorn cofnął mi z Mortelli! – niech to będzie miara epickości tej gry. Rzucam innowacje gram Wight lorda z grobu, Hydra idzie w piach, a samotny Szczur atakuje za dwa potrzebne do spalenia! Naprawdę niesamowity mecz. Nadzieja na topkę utrzymana.

Runda VII Dex CHA 2:1
Tak, to chyba było przeznaczenie. Dex był bardzo ciekawy mojej talii i przed regionalsem pisał do mnie z zapytaniem jaki to deck, potem na piątkowej integracji też wypytywał. Ja oczywiście odpowiedziałem, że przekona się w sobotę. I przekonał się na własnej skórze. Dodatkowo była to dla mnie okazja do rewanżu za półfinał Bitwy o Ostatnią beczkę Bugmana. Pierwsza gra zaczęła się od dużego błędu Dexa, który po wystawieniu Ptasiora (ma go = nie ma Inkruzji = I’m lucky bastard) strzelił sam w siebie. No to ja, co prawda z małą obawą o Seduceda, wywaliłem Wampira, zaatakowałem żeby zczyścić czarnoksiężnika i udało się. Potem on poszedł w dociąg, a ja dopaliłem kingdoma. W następnej na stole pojawił się Sigvald, ale ja już na niego jak na zeszłoroczny śnieg, dostawiłem Mannfreda, dopaliłem za tyle ile było potrzeba i spaliłem niebronionego battlefielda. Druga gra już tak dobrze się dla mnie nie ułożyła. Bardzo szybko pojawił się Sigvald, którego spróbowałem zabić dwoma elitami, ale tym razem Seduced doszedł Dexowi. Potem przeciwnik już bardzo mocno się rozbudował, w końcu zabiłem jego legendę, ale co z tego, skoro w następnej pojawiła się druga. Poddałem gdy Dex dołożył Liber mortis. Ostatnia gra fazy zasadnicza i mega spina – wygrany gra dalej, przegrany zostaje z niczym. Zaczyna się dobrze dla mnie i udaje mi się szybko spalić kingdoma Dexa, w tym czasie na misji pojawia się Czarnoksiężnik i zaczyna strzelanie. W następnej turze dochodzi drugi Ptak i robi się nieciekawie. Tu moment na drugi duży błąd Dexa: zagrał rozwinięcie, zagrał coś tam dalej – zapomniał strzelić z Ptasiorów, potem mu się przypomniało, ale nie pozwoliłem cofnąć, bo to mogło mieć kluczowe znaczenie dla gry. Od następnej tury jadę w questa żeby Wampirem naruszyć Ptaka z żetonem, a w następnej go dobić. Udało mi się wygenerować Wampirem, Akolitą i dwoma szczurami taki wcisk, że Dex był zmuszony do obrony Ptasiorem bez żetonu, żeby nie spłonąć – główny problem udało się rozwiązać, jeden ptak to nie dwa. W następnej idzie chyba Bomba i strzał z Ptaka, co mocno uszczupla moje wojsko, ponadto obronę misji wzmacniają dwa Horrory. Dochodzi mi drugi wampir i atakuję, mimo osłabienia chyb ciągle za 7 – teraz czas na mojego babola, zamiast Wampirem strzelić w Horrora, z dwoma HP i już w tym momencie wygrać grę, wolałem ubić Czarnoksiężnika, któremu został 1 HP. Dex w następnej umacnia obronę, ale i tak stoi już tylko na dewkach. Na początku mojej tury czas się skończył, ale dobieram to co potrzeba – Raise dead na Grimgora. Wygrałem i jestem w topce.

TOP 16 Czarny CHA 2:1
Od razu pomyślałem sobie, że przyszła kryska na Matyska, bo Czarny grał Chaosem i to tym, którego obawiałem się najbardziej, czyli na Inkruzji. Przeciwnik, jako lepszy po fazie zasadniczej, zaczyna – wioska rasowa do kingdoma i dwa horrory do questa, rozwinięcie w batla, grasz. Ja biorę kaskę i już w tym momencie rozpoczynam analizę: jak on będzie miał w następnej 4 kasy i weźmie 3 karty to skontroluje mnie do zera, a potem spali jak szmatę. Cóż, ta perspektywa nie przypadła mi do gustu, trzeba spróbować zrobić coś niestandardowego i liczyć na farta. Rzucam Neheka przed wzięciem kart i mówię Toksyczna hydra, inwokacja po raz kolejny zadziałała i kreatura wylądowała w queście dając mi 3 karty oraz, co najważniejsze, czyszcząc misję Czarnego. Dokładam jeszcze inżynierię do kingdoma. Czarny w następnej dokłada kolejna dewkę, rzuca Burna na inżynierię i Psa w questa, strzelając w Hydrę. Ja Monastyr w królestwo, Czarny dwa Dzikie gory i za 6 w batka, wybrał strefę najgorzej jak mógł – w następnej Wight lord czyści jednego Gora i daje obronę nadpalonego pola bitwy. W ten sposób udało się uzyskać sporą przewagę, której nie oddałem do końca. Druga gra dała obraz tego jak powinny wyglądać gry chaosu z nieumarłymi – od początku do końca bezlitosna kontrola Czarnego, ogólnie gra bez historii. To co spadło mi na discard w trzeciej grze to jakiś ponury żart: 2x Raise dead, Innowacja, Inwokacja, Wzrok Nagasha. Trudno, trzeba walczyć. Zaczynam ja i daję chyba inżynierię do kingdoma i wiochę do questa. Czarny z tego co pamiętam stawia wioskę i częstuje mnie inkruzją w królestwo. Ja się jej pozbywam w kolejnej turze za pomocą Mannfreda. Maniek obrywa Seedsami, jest nieciekawie, ale dochodzi mi chyba Innowacja dzięki, której mogłem coś wysypać w batla, był to chyba Wampir, który wyczyścił Czarnemu jakiegoś unita. Potem wychodzą chaosowi Raiderzy i bezkarnie atakują przez 3-4 tury, bo ja w tym czasie skupiałem się żeby spalić napoczętego questa, kiedy już mi się udało i zacząłem napierać w battlefielda i naruszam Maruderów wampirem, w moim batku wylądowała inkruzja. Ja dołożyłem Szczura na paskudną misję i atakuję, nie ma czasu na poświęcanie Zwierzoludzi – Raider nareszcie pada. W następnej obrywam brutal offeringiem (duże zaskoczenie) na DP, mój batek przestaje istnieć – przeżywa tylko Szczur na Inkruzji i udaje się ją zdjąć. Następnie w jakiś sposób daję radę dopalić BF Czarnego i wygrywam. Radość była tak duża, że szczegóły mi umknęły. Podołałem najtrudniejszemu przeciwnikowi, jaki mógł mnie czekać.

TOP 8 Majesty SKA 2:1
Czyżby miała się powtórzyć historia z Torunia 2012, kiedy to Majesty najpierw pokonał mnie w fazie zasadniczej, a potem gdy spotkaliśmy się w TOP8, po bardzo wyrównanym boju zamknął mi drogę do półfinału. Wszystko na to wskazywało. Jego Skaveny zabijały niesamowici szybko, ale jak zabić coś co już jest martwe? Pierwsza gra sprawiła, że już miałem wypowiedzieć Kmicicowe „Kończ waść, wstydu oszczędź”, ale zawahałem się i nie zdążyłem. W drugiej potyczce, robotę zrobił Wampir, który od drugiej tury skutecznie psuł plany przeciwnika i tryby jego machiny zagłady mocno się zacięły. Te dwie gry nie były za nadto emocjonujące, ale decydująca nadrobiła wszystko z nawiązką. Od samego początku zostałem zepchnięty do defensywy, jednak pierwsza z moich stref (BF) zapłonęła dość późno, jak na szczurze standardy. Questa miałem mocno obsadzonego, przez Hydrę i jeszcze jakąś jednostkę, więc Rafał zaczął atakować na kingdom, tam leżało za to parę rozwinięć, ale także kilka obrażeń z indirectów. Każdy swój ruch kontemplowałem bardzo długo, bo wiedziałem, że nawet małe zagapienie się może mnie drogo kosztować. Dołożyłem coś, żeby wziąć więcej kasy w następnej i zostawiłem 1 pieniążek – zgadnijcie na co? Majesty atakuje w kingdoma – na razie nie ma tyle żeby spalić, ale kto wie ile eksperymentów skrywa się na jego ręce. W tym momencie przeglądam wszystko co mogę: rękę, discard, każdą dewkę, okazuje się, że jedyną jednostką, która została w talii w trzech sztukach jest Mroczny Akolita. Inwokacja. Wychodzi dwóch łysych krwiopijców, którzy wciągają wszystkie obrażenia i zabijają obu atakujących czyli Klanrata i Elitę. W następnej mam 5 hajsu i bardzo dużo kart na łapie, zastanawiam się dłuższą chwilę i podejmuję decyzję, że muszę przejść do ofensywy, na stolicy przeciwnika jedynie 4 obrażenia w misji, a czas też pomału się kończy. Stawiam von Carsteina do BF dopalam go za 4 czyli tyle ile było unitów na stosie kart odrzuconych przeciwnika, palę misję na styk. Za pozostałe dwa kasy, po dobraniu kart przez Majesty’ego rzucam wzrok Nagasha, on w odpowiedzi Horda, ale ku swojemu nieszczęściu dobiera tylko jedną kartę i to w ogóle niepotrzebny w tym czasie Dystrykt. Patrzę na jego karty i dziwię się bo, nie było tam nic groźnego – wyrzucam jedyną jednostkę jaką miał – Corba i misję. Oponent nie mógł mi nijak zagrozić w tej turze, więc położył coś w eko i rozwinięcie. Nie mogłem przepuścić takiej okazji, dołożyłem Elitę dopaliłem Mannfreda za jeszcze 1 i spaliłem strefę bez rozwinięć. Półfinał mój. Majesty po meczu powiedział mniej więcej coś takiego „Gratulacje. Cieszę się, że to wygrałeś. Wziąłem te Skaveny, ale gra tym to żadna przyjemność, deck grał za mnie.” (Sorki jeżeli coś przekręciłem).

TOP 4 Jaszczur DWA 1:2
Pierwszy raz miałem okazję mierzyć się z wielokrotnym mistrzem i finalistą wszystkiego co możliwe i sprawiłem mu trochę problemów, może sprawiłbym więcej gdyby nie to, że w tym meczu szczęśćcie się ode mnie odwróciło. W pierwszej grze dostałem kiepską rękę, ale był Akolita i Bloodek na górze discardu – raz kozie śmierć, w końcu nie musi mieć tej pielgrzymki. Nie miał, miał za to Master rune of spite, Akolita w piach - zostaję z pustym stołem i Jaszczur zostawia mnie daleko w tyle. Potem w batku pojawia się wesoła kompania – Tunnel i Kazador z SYGa - gra nie do odratowania. W drugiej to ja szybko przejmuję inicjatywę – dzięki symbolowi w kingdoma i Ripowi na Bloodka w Queście, wszyscy na sali wiedzieli, że to zagram, ale tym razem Jaszczur nie miał odpowiedzi. Potem ton rywalizacji nadał niezawodny Wampir. Brak majlajfów spowodował, że udało mi się dość szybko wygrać. Jaszczur miał nieco zdziwioną minę. W decydującej grze niestety dostaję znowu tragiczną rękę i po raz kolejny muszę postawić wszystko na jedną kartę – Akolita w kingdoma i liczę na 9 kaski w następnej. Jaszczurowi nawet brewka nie tykła, gdy po raz kolejny potraktował mnie spajtem. Potem Mistrzu disował mnie jak Rychu Tedego. Próbowałem chyba jeszcze Ripa – dostałem pielgrzymkę. Ostatnia szansa, mam Innowację, Raise deada, Grimgora na discardzie i dewkę w kingdomie, Jaszczur bez kasy – musi się udać. Biorę 3, rzucam Inno, a Jaszczur na to Długa zima – „No i w pizdu i wylądował i cały misterny plan też w pizdu”. Potem jeszcze w agonii udało się wyciągnąć Hydrę z Neheka i rzucić tego Raise deada, co spowodowało, że kingdom przeciwnika został zrównany z ziemią, ale na to było już za późno, miał pole bitwy pełne brodatych zabijaków i duży dociąg, co pozwoliło mu bez trudu zadać decydujący cios. Po grze Jaszczur powiedział mi, że Pielgrzymki, Spite’a i Długiej zimy ma po jednej kopii w decku. No cóż, taki lajf.

Mecz o 3 miejsce Sobczas HE 2:1
W pierwszej grze udało mi się bardzo szybko przejść do ofensywy i spalić Sobczasa nim ten zorientował się co się dzieje. Próbował stopować mnie Loekiem, jeden z moich Wampirów zdrewniał, ale to nie wystarczyło żeby się obronić. Chyba w tej grze też przeciwnik nie odpowiedział na Neheka Learned magem, mimo, że wierzch podejrzałem inżynierią, więc BDK wyszedł bezkarnie. Decydujący cios zadały szczury, Bloodthirster z ripa i Grimgor. Druga gra wyglądała już zupełnie inaczej. Bardzo szybko pojawił się Alith Anar, który wyrzucał co raz to nowych zakapturzonych długouchych, ponadto na stół wszedł też paskudny mag Loeka, który był dla mnie totalną zaporą. Kiedy moja stolica była już mocno obłożona czaszkami, weszli Sea masterzy i zakończyli zabawę. Ostatnia gra na tym turnieju zaczęła się dość wyrównanie, obaj postawiliśmy na rozwój. Decydujący był chyba moment, gdy Sobczas miał w Queście Monastyr, Łucznika naruszonego przez wampira i świeżego Learned mage, którego przed wzięciem kart doładował szarżą, co dałoby mu dociąg 8 kart, trochę mnie to przeraziło i jako, że miałem 1 kasy, wiadomą kartę na ręce i 3 Hydry w obiegu, postanowiłem znów przyzwać moją ulubioną kreaturę. Ta po raz ostatni przybyła z pomocą i ograniczyła dociąg przeciwnika do 3, a mój powiększyła o 2. Złapałem przewagę. Potem udało mi się spalić jedną za stref, pomogło to, że Sobczasowi nie doszedł Alith i nie musiałem marnować ataków na pozbycie się go. Kiedy Sobczas dobrał karty w kolejnej turze, odpaliłem moją niespodziankę – ostatnie spojrzenie Nagasha na Twierdzę Warszawa przesądziło o moim zwycięstwie, dobrani właśnie Alith Anar i Mag Loeca poszli na discard i w następnej turze udało mi się dokończyć dzieła. Szacun dla Sobczasa, że zagrał niestandardowym, ciekawym deckiem i osiągnął tak dobry wynik.

Zająłem trzecie miejsce. Zagrałem oryginalną talią, którą sam od podstaw stworzyłem i prowadzenie jej dało mi ogromną frajdę, nie było tu ani krztyny nudy, czy rutyny. Jeśli chodzi o poziom emocji w pojedynkach to był to najlepszy regionals w jakim brałem udział, tu chciałem podziękować wszystkim z którymi grałem, rywalizowanie z wami było wielką przyjemnością. Deck zmuszał mnie do podejmowania dużego ryzyka, które jednak najczęściej przynosiło pozytywne rezultaty. Podsumowując jestem ze swojego wyniku bardzo zadowolony.

Jeśli chodzi o dobrą grę w ten weekend, to wyprztykałem się w sobotę. W niedzielnym kataklizmie byłem tłem dla innych graczy i zająłem zaszczytne ostatnie miejsce. Mimo tego dobrze się bawiłem, a gra na stoliku z Makabrysiem, Przemem i Wujtratorem to był mega fun. Zapadła mi w pamięć taka sytuacja:
Przemo: Makabrysiu, dam Ci spokój w tej turze jeżeli mnie nie zaatakujesz.
Makabrysio: Ok.
Przemo zagrał swoje, Wujtrator zagrał swoje, przychodzi atak Makabrysia.
Makabrysio: Dobra Przemo, napierdalam cię.
Przemo: Jak to? Przecież był uład.
Makabrysio: No był. Był, ale już nie ma.
Przemo za kasę, która mu została rozwalił wszystkie jednostki Brysia, ten siedzi ze smutną miną.
Przemo: Złamałeś układ dziadu i masz za swoje.

Na koniec chciałbym podziękować Wilkowi za organizację tego świetnego turnieju, naprawdę było elegancko, miejscówka, nagrody, wszystko na najwyższym poziomie. Wielkie dzięki dla Nilisa i jego dziewczyny Aniki za serdeczne przyjęcie i gościnę, którą zaoferowali mi i Zygiemu. Dzięki dla całej ekipy trójmiejskiej, która wyruszyła na podbój stolicy, obyśmy zawsze w takiej sile stawiali się na regionalsach. Dzięki dla Dykty za wstępną integrację i dla Dexa za podwózkę. Dzięki za wszystkie miłe słowa, gratulacje, które usłyszałem w ten weekend i za gromkie Ore ore szabadabada amore podczas odbierania nagród. Gratulacje dla całej topki za świetne wyniki. Na koniec wielkie dzięki dla wszystkich graczy, którzy uczestniczyli w tym turnieju i znakomicie się razem bawili. Ta frekwencja pokazuje, że nasza Inwazja trzyma się mocno i gramy dalej. Tak trzymać. Mam nadzieję, że zobaczymy się we Wrocławiu. Pozdro.

Dzięki Kubali za publikację tej relacji na swoim blogu."

Ja również serdecznie dziękuję jeszcze raz. 

niedziela, 6 kwietnia 2014

Finał 6 Ligi - Chwalebny Powrót Filka

No i stało się. Rozegraliśmy ostatni turniej naszej Ligi - to już szósta edycja. Z pierwszej zostało 7 osób. Ale nieważne, przeszłość zostawiamy za sobą.

Na ostatnim turnieju zjawiło się 10 osób. Progres, jeśli chodzi o poprzednie spotkania. No i pojawił się Filku, który po narodzinach syna nie mógł nas odwiedzać (co logiczne). Tym razem przybył. W końcu finał zobowiązuje. Laptopa nie było, zatem trzeba było parować systemem "Kubala kości kartka". Jakoś się ogarnęliśmy i mogliśmy zaczynać.

Na szybko o mojej talii: http://deckbox.org/sets/655833

Nie chciałem grać kontrolą (bo mnie nudzi), więc postanowiłem zagrać delikatnym naporem. Jednak gry wyglądały tak, jakbym miał normalny deck kontrolny, ale z Hemmlerem. Niestety.

Runda 1
vs ŹleX, SKA 1:1
Skaveny przed FAQ były imbą porównywalną ze starym Imperium (Derricksburg, Rodrik, Verena, Warpstone...). Urwać punkt to jak wygrać. Udało mi się raz zwyciężyć, kontrolując od początku. W pozostałych byłem zmuszany do obrony, Sniktch wybijał moich obrońców, zaś napór robiły zerówki z misjami. W trzeciej przeciwnikowi zabrakło jednego obrażenia, żeby mnie spalić. I skończył się czas. Uf... Dzięki za grę i gratulacje, niestandardowym deckiem (Mutant z Klanu Eshin, Wojna Totalna...) udało Ci się wygrać. I farciłeś na Innowacji.

Runda 2
vs Markus, WE 0:1
Markus jednak się pojawił, sprawiając, że jest nas parzyście. Pierwsza gra długo się ciągnęła, latające Infiltracje z mojej strony stopowały Leśne, ale nie wykorzystałem tego. Potem sytuacja się odwróciła. Broniłem się, jak mogłem, ale nie udało się. Zostały może dwie minuty do końca. No trudno, jedziemy dalej.

Runda 3
vs Filku, DE 2:0
Obydwaj braliśmy udział w pierwszej lidze, obydwaj największe sukcesy odnieśliśmy właśnie rasami, które mieliśmy na tym turnieju. I co? I nic. Strasznie wtapialiśmy. Filku grał naporem na neutralnych, ja szczęśliwie miałem dobre wyjścia i Osterknachtów, dzięki czemu Wampir Filka co chwilę wracał na rękę. Udało się wygrać dwie w ten sposób. Przydały się Wolne Kompanie, gdyż przeciwnik prawie nie miał dociągu, zatem po pewnym czasie grał bez kart na ręce. Dzięki za grę. Przerwa w Inwazji nie pomogła, ale w siódmej Lidze się odegrasz.

Runda 4
vs Wojt, HE 1:2
W pierwszej dosyć szybko objąłem prowadzenie, kontrolowałem niemal do zera. W drugiej było odwrotnie, Wojt dobierał co chciał, po czym zasypał mnie indirectami i atakami Alitha. I trzecia gra... Zacząłem ze słabą ręką (miałem kontrolę, ale słabe karty pod eko). No i zacząłem stopować Wojta, ale sam nie dobierałem prawie nic. I niestety, w końcu mi skończyły się opcje, po czym zostałem rozjechany. Dobierałem po 1 karcie, na moje jednostki Wojt miał Drewna i Reprymendy. Szkoda, ale dzięki za grę.

Zająłem 9 miejsce, wyprzedzając tylko Filka. Wygrał (znowu) ŹleX, który zdołał dzięki temu wskoczyć na 3 miejsce. I zgarnął matę (zgarnie w sumie, podczas następnego turnieju). Dzięki wszystkim za grę, kolejna Liga za nami, zaczynamy następną, trochę przemyśleń odnośnie samych rozgrywek w tygodniu (mam nadzieję). Do zobaczenia!

środa, 26 marca 2014

Przed finałem 6 Ligi - 83% Orderu, a wygrywa Destro

Kolejny zaległy wpis, tym razem z poniedziałku. Rozegraliśmy wtedy bowiem przedostatni turniej szóstej edycji Ligi. Frekwencja nie powalała, ale cóż, takie jest życie i trzeba sobie z tym radzić.

Postanowiłem, w ramach zdobywania wszystkich znaczków ras na Galakcie, zagrać HE. Mają dużo ciekawych mechanik, łatwo zrobić niestandardowy build. A właśnie takimi staram się ostatnio grać. Wyszło coś takiego: http://deckbox.org/sets/644045

Jak widać, talia opiera się na Zaklęciach i Dodatkach. Szału nie robi, ale to coś nowego. Wiadomo, łatwiej by było z Sally Forth. Ale chciałem zagrać właśnie czymś takim. Spodziewałem się, że wszystko przegram, a okazało się, że aż tak źle nie było. Ale po kolei:

Runda 1
vs Wojt, HE 0:2
Ponieważ na turnieju były dwa inne HE, musiałem na chociaż jedne trafić. Wojt grał deckiem na Eltharionie, zaś jako restrykcję miał Innowację. W obu grach nie miałem dużo do powiedzenia. Oczywiście nie doświadczyłem prawie kontroli (ani nic na supporty, brak Drewna, jedynie Reprymenda). To nie zmieniało faktu, że udało mi się spalić tylko jedną strefę. W pierwszej Wojt obronił się jednostkami, po czym Eltharion i spółka zasypali mnie indirectami. W drugiej znowu - jedna spalona, atak w drugą. Tym razem sprawę rozwiązała Valaya. Tak jak potem policzyliśmy, Wojt mógł mi wbić pod koniec chyba z 50 indirectów. Gratki za dobre miejsce ostatnio dosyć zapomnianym deckiem Wysokich.

Runda 2
vs Wujtrator, HE 1:1
Kolejne HE, tym razem znane przeze mnie bardzo dobrze - Wujtrator gra tym od ponad miesiąca, miał to także w Warszawie. W pierwszej Mag Loeca powstrzymał w kluczowym momencie moje zapędy, a przy okazji Celestian wybił mi to, co akurat miałem w Polu Bitwy. Druga gra. Zaczynam, przez przypadek wystawiłem najpierw Lion Standarda, ale zaraz ogarnąłem, że on ma przecież dwie lojalki, zatem najpierw muszę zagrać tego Dreamera. Wojtkowi się to nie spodobało, ale, że podobne spiny mamy zawsze podczas gier, to i tak postawiłem na swoim. W końcu to pierwsza tura, nie ma nawet lojalek na Asuryana ani nic, to w jego grę nie ingeruje. Gra idzie dalej, rushuję, udaje mi się zgromadzić napór, zanim Wojtek wystawił to, co mu potrzebne. W tej chyba grze była kolejna niezbyt przyjemna sytuacja, Wojtek coś zagrywa, a ja akurat nie patrzyłem na karty. Chwilę później się ogarnąłem, żeby zagrać Asuryana, ale Wojtek oponował, że za późno. Ale mniejsza już z tym. Zaczynamy trzecią. Specjalnie wolno tasuję, co denerwuje przeciwnika. Oczywiście teksty w stylu: "Żałosne, Kubala". Ale wiadomo, on robił tak samo podczas innych turniejów. Nic nowego, zwykłe małe spiny. Próbuję rushować, ale nie wychodzi, chociaż Wujtrator nie pali mnie jeszcze. Koniec czasu. Ma turę na zabicie mnie. Zagrywa Dreamera, ma jeszcze dwa kasy. Mówię, akcja Wiatrów, Asuryan. A nie, to ja inaczej zagram. Mówię, że nie, bo karta zagrana. I zaczęła się spina, że ja cofnąłem, a on nie. Wiadomo, z jednej strony ma rację, bo nie powinienem wcale zmieniać ruchów, ale jednak mój był na samym starcie i wynikał ze złej kolejności wykładania kart. A Asuryan tylko na tym polega, żeby zagrać wtedy, kiedy przeciwnik zostawił kasę: tak, żeby nie mógł zmienić. Ale to kłótnia, którą wg zasad ja przegrywam, a wg życia Wujtrator. Mecz skończył się remisem. Mimo tej spiny dzięki za grę, ale zmień wreszcie talię. Już nudą zawiewa.

Runda 3
vs Organek, IMP 1:2
Gra numero Uno, Asuryan w pierwszej turze, potem chyba drewno, generalnie szybki napór, kiedy przeciwnik próbuje się rozbudować, po czym udaje się na styk spalić. Druga przeciąga się, Piekłomioty w końcu zaczynają palić, mnie powstrzymuje Wybraniec Imperatora. Udaje się przecisnąć. W trzeciej ja napieram, Organek heroicznie się broni, kontroluje mi questa, ja staram się jemu, jego obrońcy raz po raz padają pod ciosami elfickich kling, ale jego zastępy nie maleją. A on też się odgryza, w końcu dobiera Helblastera, pali mi jedną. Drewno jednak go nie powstrzymuje, nafeedowany Wybraniec ostatecznie mnie dobija. Dzięki za gry.

Runda 4
vs źleX, DE 1:1
Pierwsza gra to długie męczenie się przeciwnika, aby wreszcie mnie zabić. Udało mi się spalić jedną strefę, ale potem Shattered, Hekarti i spółka ograniczyli moje możliwości, przez co nie miałem szans. W drugiej udało mi się zrushować, szybko spaliłem jedną, zaś brak kontroli u przeciwnika pozwolił mi na dojechanie drugiej. No i trzecia gra. Wystawiłem dużo kart, zaś mój przeciwnik miał dużo w queście. Kończyły mi się karty na ręce, a gdy straciłem mój atak, nie miałem innych opcji, jak tylko liczyć na przewinięcie. Dobierałem po jednej karcie, którą rzucałem na devkę (jedno obrażenie do spalenia więcej). ŹleX zaś wycinał sobie dociąg, jak mógł, ale kontroli supportów nie miał. Przez co nie skrócił sobie dociągu. Nie wygenerował odpowiedniego naporu, w finalnym ataku zabrakło mu kilku młotków. W następnej by się przewinął. Ale skończył się czas, zatem to ja dogrywałem turę. No i remis. Zabrakło minuty. No trudno, mogę się chełpić, że jako jedyny tego wieczoru nie przegrałem ze DE.

Zająłem ostatnie miejsce, co niespodzianką nie było. A wygrał właśnie źleX. Na 6 talii 5 to były Ordery (VER GRAŁ ORDEREM IMBA!!!1111ONEONE NA RESTRYKCJĘ). I co? I nic, wygrały DE. Ale cóż, turniej dobry, szkoda spiny z Wujtratorem, ale mniejsza, to tylko karty, jak to nasz przyjaciel ocenił. Było, minęło, jedziemy dalej. Bo w poniedziałek FINAŁ! Do zobaczenia!

wtorek, 25 marca 2014

Przed finałem 6 Ligi - SKAVEN IMBA

Zbliża się zakończenie kolejnej Ligi Trójmiasta, a ja porobiłem trochę zaległości na blogu. Ale spokojnie, postaram się to odrobić. Najpierw zatem relacja zaległa, z turnieju ósmego.

Turniej o jakże trafnej nazwie "Gdańsk świętuje sukces" odbywał się w czwartek po Warszawie. Mój deck powstał de facto jeszcze podczas testów w pociągu powrotnym ze stolicy. Później tylko dokonałem kosmetycznych zmian, wyszło coś takiego:

http://deckbox.org/sets/638593

Założenie było proste: palić, palić, palić. Innowacja za restrykcję, bo odciąża Królestwo, zaś Horda Questa. Więc można grać prawie wszystko do przodu. Lying in Wait jako tech, w końcu posiadanie aż 6 zerówek sprawia, że jak jedna czy dwie staną się devkami nie boli. A dodatkowa kasa się przydaje. No i Misja, która przy takiej liczbie tanich jednostek robi rzeź. Talia zabijała albo konwencjonalnym atakiem, albo podpakowanym Night Runnerem. Nie ma żadnej kontroli supportów, ale mniejsza. Tu boli nas tylko Arka. Odpowiedzią na Hekarti jest wspomniany wyżej Lying.

Na turnieju zjawiło się niestety tylko 6 osób. Trochę słabo, mając w pamięci dwudziestki w poprzedniej edycji.

Runda 1
vs Wojt, IMP 2:1
Skaczące Smerfy na rycerzach. W pierwszej grze byłem bardzo szybki i zdążyłem. W drugiej byłem dobrze kontrolowany przez Wybrańca Imperatora, a następnie palony. Trzecia gra ponownie dla mnie, dobrałem Hordy, dzięki czemu miałem odpowiednie karty i mogłem przejść do szybkiego palenia.

Runda 2
vs źleX, ORC 2:1
Wurrzagowy deck, w pierwszej ŹleX długo nie może dobrać Rzyga, a ja przebijam się przez Śledzie. Później Mały Rzyg zostaje zagrany w złym momencie. Suma sumarum udaje mi się zajechać. W następnej szaman jest, pali, w kluczowym momencie Śledzie mnie zatrzymują, po czym jestem atakowany tak, że przeżywam o devkę. Dostaję ripa. W ostatniej palę szybko jedną strefę, następnie wchodzi Polybog, mówi Śledzie - zajeżdżam drugą.

Runda 3
vs Wujtrator, HE 2:1
Pierwsza gra to moje szybkie wyjście, ale potem Wujtrator wystawił do przodu Celestiana i wszystko mi zabił. Chwilę później mnie spalił. W drugiej bardzo szybko spaliłem Questa, po czym atakowałem Pole Bitwy. Opponent bronił się, jak mógł, ale Misje+Clanleaderzy przepchnęli się przez obronę. W trzeciej Wujtrator zaczyna, gra Vaula, ja wychodzę chyba z Dystryktu i devki. W mojej następnej turze zagrywam łącznie 3 Hordy (pomocne Innowacje z Zerówkami i Lyingiem), po czym wrzucam Misje, zerówki na nie, Night Runnera i jakieś inne rzeczy do przodu... Palę dowolną strefę, po czym zadaje ~18 indirectów. W następnej Wujtrator musi dołożyć 2 i spłonąć na styk. Druga tura...

Runda 4
vs Ver, DE 2:0
Match-up, którego się obawiałem. Wiadomo, Hekarti, Arka. Ver grał wersją naporową, z m.in. Batami. W pierwszej grze wymieniamy ciosy, wiadomo, jak to napory. Staramy się nawet nawzajem kontrolować. Co z tego, że zabijam baty, skoro one wracają? Udaje mi się jednak wykrzesać więcej młotków (ach te Misje...) i spalić szybciej (bodajże Corb Polybog zginął w między czasie, ratując mi Questa). W drugiej Ver zaczyna, ja wychodzę bodajże z 10 kart (chyba Horda, Devka, Zerówka, Lying, Innowacja, Quest, jeszcze 3x Zerówka, Thanquol). Palę Ci strefę w pierwszej, grasz. W drugiej dodałem jeszcze kilka młotków i było po grze.

Udało mi się wygrać turniej najgłupszym deckiem, jaki może być. To jest chore, co robi ta talia. Problemem jest chyba Horda i Misje, które robią z Zerówkami IMBA ataki nawet w pierwszej turze. FAQ Team musi coś z tym zrobić.

Dzięki za gry, turniej generalnie w miłej atmosferze.

Aha, prawie zapomniałem dodać: SKAVEN IMBA!

niedziela, 23 marca 2014

Warszawa 2014 - Historia na naszych oczach

Stało się! To, na co wielu czekało całe lata. Marzenia bardzo licznej grupy osób w końcu się ziściły.

Pierwszy Regionals w Warszawie stał się faktem!

Jeszcze na wstępie chciałbym pogratulować i podziękować Wilkowi oraz całej ekipie, która mu pomagała. To naprawdę ciężki kawałek chleba, ale daliście radę!

Jak to zwykle bywa, przed Regio mam bardzo ważny dylemat: czym grać? Nie miałem zbytnio pomysłów: po epizodzie grania WE szukałem innego niestandardowego decku. Jeszcze przed Krakowem myślałem nad deckiem na Leśnym Smoku, teraz ten projekt do mnie wrócił. Ustaliłem, że do robienia kasy najlepsza jest Innowacja, do tego zapętlona. Do tego idealny są Fragmenty. Reszta jakoś sama poszła (posiłkowałem się trochę deckami Jaszczura na w/w Artefakcie). Wziąłem tą talię na Ligę, udało się wygrać turniej. Tydzień później następny, tym razem trzecie miejsce, ale w ostatniej grze miałem wygraną, tylko źle policzyłem. Szkoda, ale to była przestroga na przyszłość. Uznałem, że talia daje radę, a nic innego nie wymyślę i nie wytestuję w tak krótkim czasie. Jeszcze na kilka dni przed dorzuciłem Pioruny i Wyprawę, po czym byłem gotowy. W międzyczasie zrobiłem zarys decku na Kataklizm, także Imperium. Ale o tym później.

Ostatecznie mój deck na turniej główny wyglądał tak: http://deckbox.org/sets/639694

Szczegółowo opisałem ją na forum: http://whinvasion.pl/viewtopic.php?f=5&t=3588

Sam wyjazd zaczął się oczywiście od kupienia biletów, co uczyniliśmy już w lutym, rezerwując sobie wszystkie 6 miejsc w jednym przedziale. Bilety sukcesywnie trafiały do właścicieli, zatem w dniu wyjazdu wszyscy byli zwarci i gotowi do drogi.

Ja, Wujtrator, Ver, Wojt, Zygi i Tobol. Zacna ekipa. O podróży do Warszawy można by wiele powiedzieć. Ale nie wiem, czy trzeba. My wiemy o co chodzi, a opowiadanie średnio ma sens. Było śmiesznie, czasem przesadnie głupio, ale suma sumarum w bardzo dobrych nastrojach dojechaliśmy do Stolicy. Tak już czekali na nas Dykta i Nilis. Rozdzieliliśmy się (ja, Ver i Wujtrator spaliśmy u Dykty, Wojt i Zygi u Nilisa, zaś Tobolewscy w Dexa), porozjeżdżaliśmy, ale finalnie wszyscy  siedzieliśmy u Dykty.

W tym miejscu chciałbym bardzo podziękować naszemu gospodarzowi za przenocowanie nas, za odebranie z dworca, za wszystko tak naprawdę. Wielkie dzięki, mamy nadzieję, że nie sprawialiśmy dużych problemów. No i zapraszamy do Gdańska.

W piątek najpierw ruszyliśmy konkretną ekipą na Pizzę oraz do Galerii, po niezbędne zakupy, a następnie w zacnym, 13 osobowym gronie, integrowaliśmy się u Dykty, rozprawiając na tematy przeróżne (od decków, przez największe gafy, aż po LoL-a lub inne gry). Ogólnie było świetnie, kogo zabrakło, niech żałuje. Super spotkać znajome twarze, a także zobaczyć i poznać nowe osoby.

Rano ogarnęliśmy się i wyruszyliśmy na miejsce. Obyło się bez jakichś problemów: finalnie dojechaliśmy na Plac Wilsona, stamtąd weszliśmy do Parku, spotkaliśmy ekipę z Krakowa, potem przybyli również Cyganie, śpiący u Nilisa. Naszym oczom ukazał się Fort, w całej swojej okazałości. Robił wrażenie. Chwilę później byliśmy już w środku.

I to, co powtarzam zawsze: uwielbiam ten moment, kiedy wchodzi się na salę i spotyka tych wszystkich ludzi. Kiedy się z nimi wita, wymienia na szybko zdania, komentarze... Świetna atmosfera. Zapisaliśmy się, po czym można było ruszać.

Runda 1
vs Dykta, CHA 1:1
Znów musiałem w pierwszej rundzie na mojego gospodarza, znów musiałem zremisować. Pierwsza gra to mój szybki rozwój, po czym zabicie Smokiem: Dykta na początku próbował coś robić, potem nie miał już co. W drugiej zagrałem jak leszcz, ponieważ, mając około 40 kasy, wystawiłem z jednostek tylko Smoka, mając bardzo mało kart w decku. Zamiast wstawiać dwójki i mieć pewność, że bez Smoka wypełnię wyprawę, całkowicie zawiodłem. Pielgrzymka i w następnej się przewinąłem. Trzeciej nie skończyliśmy, ale byłoby ciężko, Świątynie pozbawiały mnie devek pod Innowację. Ale cóż, nie przegrałem. Dzięki za grę (i jeszcze raz za gościnę).

Runda 2
vs Radaner, DE 1:1
Niedaleko nas siedział Wojt, zatem trzech największych stalerów Inwazji blisko siebie. Do tego mój przeciwnik w pierwszej dostał BYE (znowu), zatem zaczęło się podobnie jak w Gdańsku. Mistrz Europy grał na kontroli ręki. W pierwszej coś tam próbowałem, ale finalnie Radaner wyrzucał mi potrzebne karty, po czym dopalił mnie Konwentami i atakiem. W drugiej oboje się rozwijaliśmy, wiadomo, ja traciłem karty, a czas zbliżał się do końca. Skontrolowałem go, dzięki czemu nie miał dużo opcji. Minuta do końca, jego tura. Zachował się bardzo honorowo i nie przestalował, zatem mogłem dograć turę (Radaner zaczynał). Początek tury, dokładam devkę z City Gates, po czym koniec czasu. Zdążyłem zacząć, zatem dogram. Udaje mi się zebrać dużo kasy i spalić! 1:1. Uf, dzięki wielkie, gratulacje za topkę i za nie przeciąganie swojej tury.

Runda 3
vs Yogi, CHA 2:0
Musiałem trafić na kogoś swojego, w końcu prócz mnie z Gdańska było 10 osób. Udało mi się dwa razy dosyć szybko odpalić, ale dlatego, że miałem dobre ręce startowe. Yogi wychodził z Monastyru, co mnie cieszyło, gdyż miałem dodatkową turę na rozwój. Raz chyba kluczowo anulowałem Bombę Dyscypliną. Chaos, kiedy nie ma Świątyń, ma ciężko, a tutaj nie przyszły. Ale dzięki za grę.

Runda 4
vs Sobczas, HE 1:2
Moja jedyna porażka, ale przeciwnik w pełni zasłużył na zwycięstwo. W pierwszej grze położyłem Long Wintera na devkę - chwilę później Drewno i Alith Anar. Grr... No trudno, pierwsza w plecy, była kontrola, a ja nie dałem rady się rozwinąć. Spłonąłem od indirectów. W drugiej byłem kontrolowany, ale udało mi się (mając chyba tylko City Gates i Milicję na stole) odpalić Smoka. Bardzo mnie to ucieszyło, pokazując, że talia może wyjść prawie z niczego. W ostatniej jednak klasa przeciwnika, dobre zagrania oraz Mag Loeca zabili mnie. Ale wielkie dzięki, bardzo miło się grało. I gratulacje, dobrze, że to ty doszedłeś do topki (po grze powiedziałem Ci, że mało kto tym gra, zatem topka by mnie ucieszyła). No i mogę mówić, że przegrałem tylko z trzecim miejscem.

Runda 5
vs Kowal, DWA 1:2
Tym razem Białystok - chyba jeszcze z nikim z tego miasta nie miałem okazji grać. W pierwszej grze Kowal rozwijał się dosyć szybko, ale wiedziałem, że będę po prostu szybszy - ten deck tak ma. Udało mi się odpalić. W drugiej szybki Kazador i chyba w piątej turze mogłem zbierać karty. Trzecia tym razem spokojniejsza, miałem trochę więcej czasu, zatem dobrałem, co trzeba było, Corb chyba zablokował My Life'a, no i do przodu. Dzięki wielkie, miło się grało.

W tym momencie wybraliśmy się na zachwalanego przez wielu lokalu "Amrit". Mimo dużych kolejek, obsługiwano nas szybko i sprawnie. Musieliśmy tylko długo czekać (my, znaczy ja i Wujtrator). Ale sam kebab, wbrew temu, co niektórzy mówią, był bardzo dobry, do tego miał genialny sos (jak zamawiam ostry sos, to chcę coś takiego, a nie pomidorową). A żadnych problemów potem nie miałem. Pogadałem chwilę z Metatronem, po czym ruszyłem do Fortu. Ostatnie dwie rundy, trzeba się zebrać w sobie.

Runda 6
vs Nilis, DWA 1:1
Kolejne Dwarfy, kolejny przedstawiciel gospodarzy. Grało się dosyć wolno, gdyż Nilis dekoncentrował mnie swoim zabójczym uśmiechem. W pierwszej pozbierałem wszystko i zaatakowałem. Czekałem na My Life'a, ale nie było. W drugiej znowu Kazador był moim katem, byłem za wolny, zatem gramy trzecią. Nie zdążyliśmy niestety, zabrakło może jednej tury, ale w drugą stronę mogłoby też być różnie. Dzięki za grę. Ani ty nie przegrałeś, ani Imperium, więc chyba możesz być zadowolony.

Runda 7
vs Organek, DWA 2:0
Kolejne Dwarfy. Z Organkiem dużo graliśmy na Lidze, zatem znaliśmy swoje decki. Żaden z nas nie był szczęśliwy z tego paringu, ale, niestety, trzeba grać. Dwa razy udało mi się odpalić, w drugiej grze kluczowy był Heroic Task, który bronił przed Dezercją. Corb na Moje życie za Twierdzę znowu się przydał. Dzięki wielkie. Jak mus, to mus. Ale ligowe sprawy ciągle niedokończone.

Z wynikiem 3-3-1 (razem z Nilisem najwięcej remisów) zająłem 24 miejsce. Trochę zabrakło, ale i tak jestem zadowolony. Szkoda natomiast Wujtratora, który zajął najgorsze, 18 miejsce (17 dostało matę chociaż). Ale wszystkim się nie dogodzi. Punkt zaważył, de facto była opcja, ale cóż, mówi się trudno. I jedziemy dalej.

Potem przyszła topka, podczas której dopingowałem Króla Cyganów (on i Tobol trzymali poziom, dzięki nim Północ zachowała twarz). Udało mu się pokonać Czarnego, potem także Majesty'ego (dziki fart na Inwokacji w obu pojedynkach). W półfinale uległ Jaszczurowi, ale to nie jest żadną hańbą. O trzecie zwyciężył mojego pogromcę, zajmując Undeadami trzecie miejsce. W zwyciężył (znowu) Virgo. Tym samym deckiem. Gratulacje. No cóż, błędów nie popełniłeś, zrobiłeś swoje. Pierwszy na Regio, pierwszy w ilości postów na forum, pierwszy najczęściej hejtowany. Gratulacje.


Przyszło rozdanie nagród. Virgo - zacny puchar, "większy od Smoka", potem Jaszczur, i wreszcie - Wojt. Kilkadziesiąt osób zaczyna śpiewać "Ore ore szabadabada" i tańczyć. Trwa to dobrą chwilę. Świetny moment, kto nie widział, niech żałuje. Potem poszło dalej - Sobczas, Majesty, Dashi, Ostry, Boreas, Drumdaar, Czarny, Michnik, Selverin, Tobol, Radaner, GilGalad, Ziggy, potem "szczęście w nieszczęściu", czyli miejsce 17 - Raskoks. I reszta, zaczynając od Wujtratora.

Nagrody były syte (masa gier,tokeny dla wszystkich, a ponad trzydziestka miała jeszcze coś). Wiadomo, dużo kasy poszło na miejscówkę. Ale i tak wporzo, sporo mat, stolic, ogólnie zacnie.

Potem przyszła integracja - można pogadać z ludźmi o wszystkim, było możliwość pośpiewania z O'Jerry, zrobienia sobie zdjęcia z Makabrysiem... Dzięki, dzięki, dzięki wszystkim, że byliście. Po jakimś czasie wraz z Dyktą zawinęliśmy się, ogarnęliśmy i w kimę. Koło 5 ja i Wujtrator próbowaliśmy wstać do kościoła, ale nie wyszło (ja wstałem, zacząłem budzić Wojtka, ale on nie był skłonny wstawać. Sam jakoś nie dałem rady się podnieść, po chwili znowu wpadłem w objęcia Morfeusza). Rano ogarnęliśmy się, po czym ruszyliśmy na Kataklizm. Dykta spał, ale obudził się przed naszym wyjściem, po czym pożegnaliśmy się. Dziękujemy jeszcze raz, bardzo dobrze się spało, warunki przyzwoite, zapraszamy do Gdańska. Bez trudności dotarliśmy na miejsce, gdzie złożyliśmy Zygiemu talię i można było zaczynać.

Grałem czymś takim: http://deckbox.org/sets/643822

W pierwszej rundzie: Wojt i ALAN. Same Imperia... No cóż, udało się wyjść dobrze ekonomicznie, grę ustawiły Kościoły (w pierwszej turze jeden, w drugiej drugi). Byłem przez to trudny do skontrolowania (Wojt mając spaczający Fulcrum wydawał ciągle dwa kasy na mojego Wilhelma - a miałem masę innych jednostek). Najpierw spaliłem wraz z ALAN-em strefę Wojtowi, potem sam zabrałem mu Fulcru, przez co końcówka to dwóch na jednego. Udało mi się obronić dzięki taktykom i masie jednostek. No i dzięki kościołom. No i stolik wygrany.

W drugiej grze trafiłem na Raskoksa i Majesty'ego. Odpowiednio Imperium i Skaveny. Wykorzystałem spaczający Fulcrum, aby pozbawić Sniktcha możliwości zabicia moich jednostek (Mogę channelować? Tak. Okej, channeluje: Sniktch spaczony. ... Niech to!). Później próbowali mnie atakować, ale moje Ambushe działały i odpierały ataki. Znowu pomogły Kościoły. No i kolejny stolik dla mnie.

Trzecia gra Valathron i Ziggy, DE i Dwarfy. Sacrafice to Khaine bolał,  ale udało mi się wystawić dużo Ambushów, w kluczowym momencie dwóch Rogue Warriorów zabiło Wampira i Raidera. Miałem dwa fulcrumy, oni musieli mi je zabrać, ale trzymałem kasę na Ambushe i taktyki, dzięki czemu (pomimo Kultów) dałem radę.

Ostatnia gra zasadniczej, Przemo z DE oraz znowu Raskoks. Co to była za gra? Jednostki z Crap Boxa, cuda wianki, umiawianie się, no i EPIC SPELL DE! Przemo grał na Innowacji, zabrał nam nasze jednostki z BF, było ciężko: u niego z 6 jednostek, oraz Luthor Huss(!). Zdołałem się jednak obronić, finalnie w ostatniej turze popełniłem błąd, bo nie użyłem wszystkich akcji: miałbym wtedy 2 fulcrumy, nawet straciwszy jeden, wygrałbym stolik samotnie. Tak to mieliśmy remis z Raskoksem (po moim ostatnim ataku odbił mi Fulcrum, cwaniak).  Ale dzięki wielkie, to było coś.

I tak udało mi się wejść do finału, gdzie... trafiłem na sam Gdańsk. Woohoo! Trójmiasto! Trójmiasto! Zamietliśmy Kataklizm! Ja, Zygi i Wujtrator. Finał to jednak gra bez historii, Wujtrator (grający na 72 kartach) w pierwszej turze wyszedł z Tarczownika (jedynego w talii), po czym z Syga wstawił Duregana. Masakra, zwłaszcza, że wziął Fulcrum od indirectów. Po chwili dodał drugi. Nie mieliśmy nic do powiedzenia. Gratulacje, udało Ci się wygrać! I to takim deckiem! Wczoraj byłeś największym przegranym, dzisiaj tryumfujesz.

Potem przyszedł czas na pojedynek Przema z GilGaladem. Świetna inicjatywa, przyjemnie się oglądało (jak to ktoś określił: taka drużynówka, ale w jedną osobę). Przemo wygrał, decydującą grę zwyciężając WE (IMBA!!!11oneonejeden!11! na restrykcję). Dostali w nagrodę pamiątkowe miecze, bardzo zacne. Gdy Makabrysio się do nich dorwał... W sumie dobrze, że dzisiaj, a nie wczoraj, podczas integracji. Zatem obyło się bez problemów. Finalnie pożegnaliśmy się i ruszyliśmy na metro. Potem pół godziny krążyliśmy po Dworcu Głównym, szukając jakiegoś sklepu (czułem się, jakby Wojt nas prowadził). Finalnie, kupiliśmy zapasy w osiedlowym sklepiku, po czym wsiedliśmy do pociągu. Tym razem mieliśmy cały przedział dla siebie, który upłynął przede wszystkim na grze w Inwazję (Skaven IMBA, wiadomo). Po 22 dojechaliśmy. Kolejny świetny Regionals zakończył się.

Wielkie dzięki wszystkim i każdemu z osobna. Za podróż, za turniej, za rozmowy, za Kataklizm, za nocleg, za integrację, za wszystko. Kto nie jeździ, niech żałuje! Pierwsze Regio w Wawie przeszło do historii! Inwazja żyje! Do zobaczenia!

PS. Zdjęcia będą na dniach, muszę je przerzucić z mojego telefonu, co jest dosyć czasochłonne.