piątek, 31 stycznia 2014

Nowa Liga, nowe talie, starzy gracze, a wygrały Dwarfy

Wznowiliśmy naszą ukochaną i wspaniałą Ligę Trójmiasta. Szósta edycja, mało kto pamięta pierwsze rozgrywki. To już 2,5 pół roku. W Lidze nr 1 było 30 graczy, tyle samo, co w piątej. Sporo się pozmieniało... Z graczy zostali (prócz mnie) Filku, Wojt, Wujtrator, Ver i... tyle. Jeszcze w sumie Markus gra, Bunia też, ale rzadko bywają na turniejach. Ale mamy nowych ludzi, scena żyje.

Znowu zjawiło się 8 osób. Frekwencja może być, wiadomo, a to ferie, a to urlopy, różne takie, Hearthstone, flejmy na forum, własne karty... Rozumiemy. Ale może w następnym turniejach będzie więcej osób.

Szybko o mnie, grałem Undeadami, gdyż chciałbym mieć wszystkie rasy na Galakcie, a poza tym bardzo polubiłem tą rasę i chciałem trochę nią pograć. Moja talia wyglądała tak: http://deckbox.org/sets/593241. Założenie było proste, wstawiać grubasy za mały koszt, kontrolować co się da, spalić dwoma silnymi atakami.

Runda 1
vs Filku, SKA 2:0
W obu grach grę zrobił mi pierwszoturowy Akolita - najpierw z Bloodthirsterem, potem chyba z BDK/Wight Lordem. Filku nie miał jak go zdjąć, a ja ekonomicznie wyplułem masę kart, wampirem niszczyłem jego jednostki i finalnie paliłem. W drugiej grze niby było gorąco, bo miałem spalony quest, ale Wampir i Lord dzielnie bronili przodu, w Filku nie dał rady mnie zabić. Chwilę później sam dopaliłem.

Runda 2
vs Organek, DWA 1:2
Zwycięzca turnieju wrócił do Dwarfów, co wyszło mu na dobre. W pierwszej grze udało mi się wystawić Grimgora i zniszczyć mu supporta i devki w misji, ale, niestety, Kazador ze Standa powędrował do questa robiąc świetny dociąg, w międzyczasie 3 pielgrzymki w ciągu 3 tur pozbawiły mnie mojego doboru kart oraz pozwoliły wystawić Kazadora w przód (Pielgrzymka w Kazia, Devka, Tarczownik, Stand). Było pozamiatane. W drugiej udało mi się wybuchnąć ekonomicznie. Mimo ryzyka Dezercji utrzymałem kluczowe karty i zdołałem zgromadzić masę kasy, wstawić Lorda i skontrolować. W trzeciej, mimo początkowego naporu, Organek osiągnął przewagę w ekonomii. Urazy dodały mu dużo ataku, ja zaś nie miałem wystarczająco młotków. Gratulacje, pokazałeś klasę. W pierwszej grze byłem prawie pewien wygranej, ale wybroniłeś się.

Runda 3
vs Wujtrator, HE 2:1
Hm... Testowaliśmy razem decki i przegrałem wszystkie gry z jego HE. Myślę sobie "no nic, trzeba wygrać ostatnią, żeby osiągnąć przyzwoite 6 pkt. W pierwszej popełniałem trochę błędów, Wujtrator uzbierał klocki, po czym mnie zajechał, po drodze kontrolując. W drugiej miałem dobry start, udało mi się wyczyścić questa, a potem tylko zabijać to, co się tam pojawiało. W trzeciej Wujtrator wychodzi z Vaula, ja chyba z Monastyra. On w swojej dokłada do Misji Cytadelę i Wieżę HE. Myślę, albo go teraz zatrzymam, albo zginę. 5 kasy, Inwokacja. Mówię: Grimgor. Wight Lord, Corb, Rip, Bloodek... Grimgor! Tak jest! Boom! W questa, coś tam wystawiam. Grasz. On z jednostki, ja: Wampir, Innowacja. Atakuję, akcja BDK, w odpowiedzi Dyscyplina. W odpowiedzi Danse. Victory! Dzięki za grę, deck jest dobry, ale trzeba go podszlifować. Do Wawy mamy czas.

Runda 4
vs Ver, ORC 0:2
Gry bez historii. Ver zaczyna, Lobber, Pająki. Ja Monastyr. On 2 Grube Szczury, za 6. Ja Mannfreda i Inżynierię. On akcję Lobbera. W następnej Pająki chyba. Pali Pole Bitwy. Ja Wampir i coś. Zabijam Pająki. On wystawia jeszcze Grubego Szczura, ale to bez znaczenia. W drugiej: Scrap, Pająki, Snoty. W drugiej jeszcze 2 Pająki i coś tam. Ogólnie założył mi locka, miałem 6 obrażeń z przodu, brak kart na łapie i spalony quest. Miałem 2 tury życia. Wight Lord nie pomógł. Szacun za powrót po długiej przerwie, niezły wynik, chociaż podobno słabo znałeś nowe FAQ.

Ogólnie talia pozytywnie mnie zaskoczyła, myślałem, że będzie gorzej. Fajnie się grało, ale widać, że czegoś brakuje. Zobaczymy, może będzie lepiej w poniedziałek, myślę nad zmianami.

Gratulacje dla Organka, Vera, Filka, dla wszystkich. Dzięki za fajny turniej, do zobaczenia w poniedziałek!

środa, 29 stycznia 2014

Podsumowanie 5 Ligi Trójmiasta


Zakończyliśmy zmagania jubileuszowej Ligi Trójmiasta. 5 edycja była wyjątkowa pod wieloma względami. Ale o tym za chwilę, najpierw tabela:


Rozegraliśmy 10 turniejów, na których zjawiło się łącznie 30 różnych osób. Sprawia to, że jesteśmy najliczniejszą Ligą w Polsce. Tak, mówiłem to wiele razy. Ale powtórzę, bo to rzeczywiście powód do dumy.

Średnia frekwencja wyniosła 12,8 gracza (łącznie 128 osób na 10 turniejach). Wg mnie to świetny wynik, mało miast może pochwalić się podobną frekwencją. (chyba tylko Kraków dotrzymuje nam kroku).

Na wszystkich turniejach byli tylko: Zygi, Tobol i Filku.

Ale najważniejszą informacją, wynikającą z tabeli, jest to, że zwycięzcą 5 Edycji Ligi Trójmiasta został Filku! Znany i szanowany w całej Polsce gracz co prawda żadnego turnieju nie wygrał, ale grał równo, plasował się w górze tabeli w większości turniejów, dzięki czemu wygrał. Średnia punktów to 6,9 na turniej. Gratulacje dla zwycięzcy z Regio w Toruniu w roku 2012!

Na drugiej pozycji, rzutem na taśmę, tylko punkt za Magicznym Marcinem, Wojt, iławsko-gdański Król Cyganów, zwycięzca z Bydgoszczy 2013, trzeci w Gdańsku niecałe 2 miesiące temu. Na jednym turnieju go nie było, poza tym walczył i zwyciężał (2 wygrane turnieje, tylko 8 porażek w meczach turniejowych. Średnia punktów wyniosła aż niego 7,6 punktu. Być może zabrakło tego jednego turnieju. Jednak Trofeum zostaje w Gdańsku. Ale wielki szacunek za wynik!

Trzecie miejsce, osławiony pionier Skavenów, zwycięzca rundy zasadniczej w Gdańsku, poza tym grający zwykle Chaosem i HE. Tobol, do końca toczył bój z Filkiem, ale pod koniec nie starczyło już sił i doświadczenia, przez co zwycięzcy Regio wyprzedzili go. Ale gratulacje za ambitną postawę, walkę do końca i średnią punktów na poziomie 6,7!

Blisko podium jeśli chodzi o miejsce, ale jednak z dużą stratą punktową, nowy gracz na naszej scenie - Killaszit. Zaczął fenomenalnie, jednak potem było różnie. Ale miejsce w czołówce utrzymał, 4 miejsce w twojej pierwszej Lidze - gratulacje! Średnio 6 punktów na turniej!

Na piątym miejscu jakiś random. Na początku Ligi grałem Chaosem z miernym skutkiem, potem trochę Imperium, Orkami, epizod DE też był. O prawie wszystkim pisałem na blogu. Z tego miejsca chciałbym podziękować wszystkim i każdemu z osobna, że byliście i pomogliście osiągnąć taki świetny wynik. Moja średnia to 5,1 pkt, szału nie ma. Ale bawiłem się przednio.

Książę Cyganów zajął 6 pozycję. Wyprzedziłem go dzięki wygraniu turnieju (na farcie, a jak). Ale Zygi pokazał klasę, grając prawie zawsze niestandardowymi deckami. 4,6 pkt na turniej, ale był zawsze. I zawsze gry z nim były ciężkie.

W TOP 8 również Wujtrator, był tylko na 8 turniejach, ale - UWAGA - nie zawsze grał Dwarfami. 5,5 pkt, czyli więcej niż ja. Gdyby był na wszystkich turniejach, mogło by być nawet TOP 4. A pierwsza piątka na pewno.

No i na ósmym miejscu Ver. Zagrał tylko 5 turniejów (połowa), a znalazł się tak wysoko. Grający tylko destro. Średnio miał 7,8 punktu na turniej.Gdyby był częściej i utrzymał wysoki poziom, to być może wygrałby Ligę. Ale i tak gratulacje za miejsce w ósemce.

Można by tak wymieniać długo. Dzięki wszystkim, którzy przychodzili często lub rzadziej, Fortepowi, który był raz i pokonał nas deckiem Filka, Bunii, który wrócił, Organkowi, ze znowu przychodzi, młodzieży z Kolbud, którzy tchnęli dodatkową energię w scenę, Pollusowi i spółce za wysoki poziom, gościom z Iławy i z Bydgoszczy. I wszystkim innym, którym nie wymieniłem z imienia/ksywki! Do zobaczenia w czasie 6 Ligi! Inwazja żyje i ma się dobrze!

środa, 22 stycznia 2014

Regionals w Krakowie pod wieloma względami wyjątkowy

Z racji, że ostatnią relację z Regio (i to dodatkowo z naszego) napisałem długo po rzeczonym wydarzeniu, tą chcę ukończyć jak najszybciej. Bo mam ochotę pisać, bo mam czas, bo było super i chcę podzielić się moimi wrażeniami. Na wstępie tylko wyjaśnię tytuł, bo zaraz jakiś troll, co był niżej na turnieju ode mnie (pozdro panie Chaosowy Szalik) zacznie gadać, że przecież każdy Regionals jest wyjątkowy. To prawda. Ale ten akurat wyróżniał się wieloma rzeczami, które opiszę poniżej.

Już jakiś tydzień temu, podczas testów, wpadłem na pomysł, jak ta relacja będzie wyglądała. Mam nadzieję, że przypadnie wam to do gustu, w końcu coś nowego (tam samo jak moja talia, wreszcie nie grałem tym nudnym Imperium; Virgo też zmienił swój znany i nudny deck na inny -> pierwsze podobieństwo).

Dziennik testów przed Krakowem:

9 stycznia, popołudnie-wieczór
Ostatni turniej 5 edycji naszej Ligi... Gram Orkami na multiataku... 2-0-2... Szału nie ma, trochę brak ogrania... Obok Wujtrator osiąga 4 miejsce Dwarfami na HE Indirectach... Może to wziąć...

Weekend 11-12 stycznia
Testy... Niby sprawdzam startowe ręce, gram z Chaosem... W sumie działa... Ale wychodzi ponad 60 kart... Za dużo...

13 stycznia, popołudnie-wieczór
Pierwszy turniej nowej edycji Ligi... Gram Orkami na Snotach (przed FAQ 2.0 grałem czymś takim, wtedy wygrywało). Wujtrator ma znowu te Krasnoludy... Obaj zawodzimy, ja jestem ostatni, tylko jeden remis, Wujtrator piąty, 2-0-2. Niby okej, ale nie czuję tego... Trzeba myśleć. Podczas powrotu myślimy nad deckiem na Leśnym Smoku (+ All Out War, pali w jedną turę)...

13 stycznia, koło 23
Składam wersję próbną Leśnego Smoka na Imperium. No i tępy skaveński rush. Pakuję dwa deckboxy do plecaka.

14 stycznia, przedpołudnie
W szkole kilka rąk startowych, ogólnie patrzę, w ile by to mogło wygrywać bez opponenta. Jest słabo, za dużo wymaga... A Szczurki jakoś nie sycą, chociaż są zabawne.

14 stycznia, wieczór
Zmiany, burza mózgów... Zmieniam to coś na deck na Baltasarze i Koronie, to da kasę... Ale za dużo wymaga, ciągle. Składam jakiś chaos... Też źle... Nie wiem. Dowiaduję się przy okazji, że będę jechał sam. No cóż, bywa. Nie pamiętam, czy dowiedziałem się tego dokładnie tego dnia. Chyba wcześniej. Nieważne.

15 stycznia
Środa... Wymyślam klasyczne Dwarfy... Chyba nic innego nie wpadnie mi do głowy... No trudno...

16 stycznia
Myślę dalej... Robię startowe ręce,chyba jakaś szybka gra z Chaosem... Nie dużo. Piszę do Filka o karty.

17 stycznia
Piątek, dzień wyjazdu. Trochę zabiegany jestem, pożyczam karty, pakuję się, talia do plecaka i jazda. O 23 wsiadam w Polskiego Busa. Na Kraków...!

Skoro już przy tym jestem, opiszę moją talię. Wyszło coś takiego: http://deckbox.org/sets/585471.

Talia miał zabijać Kazadorem z Siłą Woli, ew innymi, małymi jednostkami (Tan, Elity, Tunelarze). Ekonomia standardowa, Nowe Szlaki, mimo  rad Tobiaco, zostawiłem, są świetne. Robiły tutaj większość kasy. Niestety, dużo kart w talii sprawia, że często nie dochodzi to, co jest potrzebne. Ale ogólnie grało się znośnie. Do kontroli Spirit Slayerze, Pielgrzymka, Wyburzenie, Spite i Duregan. No i Dyscyplina, na kluczowe jednostki.

Odnośnie testów, to, wbrew pozorom, bawiłem się świetnie. Podczas takich przemyśleń i gier próbnych odnajduje się wiele ciekawych kart i mechanik. I głód gry rośnie. Ja teraz zamierzam przetestować sporo różnych rozwiązań, zamiast grać oklepanymi deckami. Polecam wszystkim posiedzieć trochę więcej z kartami, przecież też kochacie tą grę.

Droga do dawnej stolicy Polski minęła dosyć przyjemnie, żadnych spięć z ludźmi nie miałem, ogólnie trochę się wynudziłem, trochę pomyślałem o decku, ale nic nowego do głowy nie wpadło. Zrobiłem spis. Klamka zapadła.

9:30 wysiadłem. Szybko do Galerii, przebrać się i na turniej. W domu sprawdziłem jak dojechać na turniej, zatem kupiłem bilety tramwajowe, wsiadłem w 14, na Rondzie Grzegórzeckim się przesiadłem, wysiadłem pod Halą Targową. Potem
już prosta droga, wchodzę w bramę, widzę plakat - wchodzę.

Trójmiasto! Trójmiasto!

Taki to okrzyk wydarł się z mojej piersi po wejściu. A tak, dotarłem. Miałem chyba najdalej (razem z Virgo -> drugie podobieństwo, oboje też jechaliśmy sami ze swoich miast -> trzecie podobieństwo). Sam przez całą Polskę. Chciało mi się. Bo uwielbiam te imprezy. Ten moment, w którym wchodzisz i witasz wszystkich. I nie tylko to. Wszystko. Już teraz dziękuję wszystkim, że byliście, że wam się chce, że tworzycie tą świetną atmosferę! A kto nigdy na Regio nie był, niech żałuje.

Może na szybko o miejscówce - szału nie było, ale klimacik mógł być. Różnica temperatur była, a jak. Przy kominku, a jak przegrasz, to lecisz na dół, do zimna. Panowie, to była skryta motywacja do gry! Spryciarze, pewnie Szymuss to wymyślił. A tak na poważnie, to trochę zimniej czy cieplej - mała różnica, najwyżej ubiorę lub zdejmę bluzę. Nie róbmy problemów tak, gdzie ich nie ma.

Gdy już wszyscy się zapisali, nadeszła tragiczna wiadomość - toaleta nie działa! Przyjęliśmy to z honorem i podniesionymi głowami. Trzeba się spinać i dużo nie pić. Kolejny sprytny manewr, niech oszczędzają alkohol na wieczór. Nieźle, Krakowiacy, ciekawe macie pomysły...

No i po wielu linijkach czczego, ale (mam nadzieję) przyjemnego wstępu, dochodzimy do początku turnieju. Najpierw trochę o tych słabszych, najlepsze (i najlepszych) zostawimy na koniec.

Najlepsi na koniec, więc wypada zacząć od najsłabszych, tzw największych randomów. Czyli od końca patrząc:

Boreas.

Potem długo, długo nic...

BYE

No i reszta graczy.

No dobra, miało być o mnie tak naprawdę, chociaż byłem wyżej od wspomnianego wyżej super-hiper-nie-pro gracza.

Runda 1
vs Dashi, IMP 0:0
Mój gospodarz, bardzo miła osoba. Już teraz bardzo serdecznie dziękuję za nocleg, za transport, za jedzenie, za miłą atmosferę. Dozgonna wdzięczność i zapraszam do Gdańska. Mam nadzieję, że nie sprawiałem szczególnych problemów. A co do gry, to wynik pokazuje, że łatwo nie było. Imperium strasznie szybko się rozwija, potem jest ciężko im cokolwiek zrobić. Wybrańcy blokowali mój atak, potem Verena wyczyściła mi dwie strefy, odbudowałem się, kolejna, i tym razem powstałem. Szło bardzo długo, Imperium dobiera masę kart, jednak ja też brałem bardzo dużo. W końcu oboje kończyliśmy z kilkoma kartami w talii. Ale czas upłynął, a nikt nie mój się przebić (z jednej strony kontratak, z drugiej My Life, albo i dwa na ręce). Dzięki wielkie za najdłuższą grę turnieju.

Runda 2
vs Hobbit, CHA 2:1
Ha, druga runda, a nie trafiłem na kogoś z Gdańska! Plus jeżdżenia samemu. A co do gier, to miałem dosyć dobre podejścia i udało mi się skontrolować. W drugiej już tak dobrze nie było, zostałem skontrolowany i dopalony Unleashem. Trzecia to twarda obrona oraz brutalny Kazador (o silnej woli i jeszcze potężniejszej kuszy - no ale spójrzcie, koksu pełną miarą: http://deckbox.org/whi/King%20Kazador. W każdym razie dali radę i spalili. Dzięki również dla Ciebie, grało się przyjemnie.

Runda 3
vs Archi, DE 0:2
Jedne z nielicznych Mrocznych na turnieju, do tego przedstawiciel świetnego rocznika 96. Gdy jednak raczej bez historii, bardzo jednostronne. Kontrola ręki i stołu, na którym de facto bardzo mało miałem. Wszystko podchodziło mojemu przeciwnikowi, zaś mnie nie specjalnie. Ale i tak super, szkoda, że nie było Topki, bo talia dawała radę.

W tym momencie nastąpiła przerwa na udanie się do pobliskich restauracji i lokali do... toalety. Bo nasza miała być gotowa za jakiś czas. Złoty pięćdziesiąt w pobliskim "chińczyku", szybka rozmowa ze Stachem i wracamy do gry.

Runda 4
vs Ziggy, Ska 2:1
Pierwsza to moja skuteczna gra, mocna obrona i palenia. Druga to Skaveński napór, którego nie miałem jak zatrzymać. No i gra decydująca, która zaczęła się od mojej mocnej obrony, My Life'y, potem chyba Spite, następnie przejście do kontrofensywy i zabicie równo z czasem. Wielki szacun, świetnie gry trzymające w napięciu. Twoja stwierdzenie "obrona Częstochowy: jak najbardziej na miejscu (zwłaszcza, że to w/w miejsca daleko nie było).

Runda 5
vs Xasinus, IMP 1:1
Pierwsza gra, ja zaczynam, przeciwnik ładnie wychodzi, chyba Rasówka i Milicja w Kingdom, Wybraniec na Agenta w Misji. Spirit Slayer, no i przeskocz i się ratuj. Co wystawi do Questa, to musi uciekać. Dosyć szybko poddaje. Druga, jak już kolega napisał, była bardzo intensywna, latające Infiltracja, My Life'y, Osterknachty, Rycerze Morra... Cuda na kiju. Xasinus atakuje, ja się bronię. Powoli kończy mu się deck. Czas także nieubłaganie upływa. Mogłem przystalować, ale nie robię czegoś takiego. Każdy powinien mieć równe szanse. Ostatni tura, koniec czasu, po dobraniu kart mój opp ma jedną kartę w decku. Ale udaje mu się mnie spalić, wszystkie karty obronne spadły. Ale dzięki wielkie, jak dla mnie wynik zasłużony.

Runda 6
vs Przemo, IMP 0:2
Musiałbym wygrać obie, albo wygrać i zremisować, żeby wejść. Nie ma lipy, trzeba się spiąć. Kolejne Smerfy... W pierwszej szybka ekonomia, Karl, a potem mnie zajechali. W drugiej także dobre wyjście Wrocławianina, potem on pali mnie, ja jego, ale widać wyraźnie jego przewagę. Zagrał obronnie, przez co ja miałem się przewinąć. Ale atakował mnie również, dużo obrażeń zadawał. W ostatnich dziesięciu kartach schowały się 2 ratujące mnie karty (0, dwie lojalki, nobody expect). 0:2, marzenia o Topce umierają. Ale dzięki za gry na poziomie.

Runda 7
vs Yotanka, HE 2:0
Pierwsza gra, przeciwnik widzi moje wyjście, zaś dostaje po Mulliganie same taktyki i dodatki. Poddaje. W drugiej grze również w pierwszej nie wychodzi z niczego. Ja się wystawiam, co wyjdzie u niego Dreamer, to go cofam/zabijam. Wiatry wyburzam. Potem zaczął coś grać, ale miałem już tak dużo na stole, że dałem radę spokojnie spalić. Niestety, bywają takie momenty, że nic się nie da zrobić. Szkoda trochę, następnym razem będzie lepiej.

Z bilansem 3-2-2 zająłem 17 miejsce. Jestem nawet zadowolony, byłem o jedno zwycięstwo od Topki. W sumie okej, że nie było TOP 16, bo plułbym sobie w brodę (nie mam takiej, jak bohaterowie z mojej talii, ale mniejsza). Talia dawała radę, ale była po prostu za duża. I trochę nie ogarniałem (z Archim miałem w planie zagrać Kazadora w devke, Tunelarza, po czym wstawić Kazia z SYG-a; położyłem oczywiście inną devkę i nie miałem kogo wskrzeszać). Ale myślałem, że będzie gorzej. Boreasa wyprzedziłem.

W czasie przerw między grami (kilka razy zdarzyło się, że kończyłem przed czasem) siedziałem sobie i oglądałem inne decki. De facto w większości patrzyłem na gry Jego Wszechobecności Admina. I uświadamiałem mu, jak nie ogarnia i nie zna kart: zagrywa Corba, mówi Śledzie, w odpowiedzi Stachu gra tą kartę. Działa ona do końca fazy, czyli na fazę Pola Bitwy by już nie działała. Ale co tam, nie atakuję. Pomijając już to, że jaką kartę wybierasz mówisz w resolvie. Albo druga sytuacja, w 1/4 (dobra, chyba nikomu nie zaspoileruje, że Virgo był w TOP 8). Virgo atakuje Grubym Szczurem i Clawleadera. SoS-u ma 3 kasy. Wyznaczył już wszystkich na atakujących, z akcji Wodza wystawia Clan Ratsy. Odpala akcję tych ostatnich na Clawleadera, Eksperymenty rzuca na Clan Ratsy. I co? Bomba! Gry dał wszystkie dopałki na Grubego, to spaliłby i wygrał. Ale nie, po co. Wygrał ogólnie 2:1, przyfarcił z dwoma top deck Hordami.

Ale o Topce za chwilę. Wrócę jeszcze do tego, co pewnie Wilku opisze. Nie widziałem sytuacji, ale wg mnie rzucanie kostką nie jest odpowiednie. Rozumiem sytuację, gdy ktoś jest skontrolowany do 0, albo ma 2 rzeczy na stole, a spaloną strefę i 2 Snoty w strefie. Ale jeżeli była normalna gra, gdzie ktoś miał tylko lekką przewagę, to nie remisowanie jest nie ma miejscu. W Gdańsku starałem się pilnować, ale wiadomo, wszystkich nie da rady ogarnąć. Takie coś było nie fair w stosunku do Wilka. Jeżeli graliście za wolno, to wasz problem. Okej, każdy może się poddać, ale bez przesady. Są zasady, których trzeba się trzymać. I trochę szacunku dla innych, których wyrzucacie z TOP-ki. Zaznaczę jeszcze raz, że nie widziałem sytuacji na stole, dlatego, jeżeli była inna sytuacja, to nie bierzcie tego do siebie. Sami oceńcie w swoich sumieniach.

W Top 8 znaleźli się: SoSu, Germanus, Stach, Keil, Raskoks, Przemo, Drumdaar i Virgo. Klątwa Metatrona zadziałała, SoSu odpadł. Germanus także, nie obronił tytułu.

Półfinał Virgo-Raskoks zasługuje na oddzielny akapit. Dokładnie trzecia gra i jej końcówka. Obaj gracze zablokowali Śmierć w Cieniach na Polybogu. Ten Virgo jednak zginął, zaś Admin zabił Raskoksowi jego poprzez akcję Sniktcha. Koniec czasu. Virgo ma jedną spaloną strefę i 3 obrażenia w drugiej. Raskoks tylko 3 obrażenia w jednej. Admin rusza do ataku, wystawia osiem młotków i napiera w pusty Kingdom. Raskoks ma 1 kasy i odpaczoną(!) Elitę w Polu Bitwy. I Śmierć w Cieniach na ręce. Ale nie zauważył, że oba Corby umarły. Remis i rzut kością. Virgo w finale...!

A finał to też ciekawa historia. Siedziałem koło Virgo, pierwszą grę jakoś wygrał. W drugiej Stachu skontrolował Virgo i było tylko "no, już, Stachu? Super, mam pusty stół, spaliłeś, jeszcze dwie". A ciągnęło się dosyć długo. Potem organizator udał się na stronę, ja zaś uświadomiłem Adminowi, że źle zagrał, powinien grać eksperymenty na jednostkę z Clanleadera, to ona na discard spadnie i będzie mógł jej użyć znowu. W ostatniej Stach nie mógł nic zagrać w pierwszej turze (zabił go brak mulligana, akurat w finale, niefart...). Virgo przypomniał sobie o moich słowach, wystawił w ostatnim ataku Clan Ratsów z discardu i wygrał. Gratulacje, w sumie należało Ci się zwycięstwo, bo zawsze byłeś wysoko. Robiłeś błędy, ale farta też trzeba mieć. A teraz wygrałeś. Szacun, bo, jak sam zauważyłeś, to pierwszy twój duży turniej nie-Orkami. Drugi Stachu grał właśnie Wurrzagiem, pszypadek? Nie sondze. Trzeci Drumdaar, kolejne podium Krasiami. Najlepszy Order, graty. 4 Raskoks, chyba życiówka, czyż nie? Oby tak dalej.

Po rozdaniu nagród (syte, a jak!) nastąpiła integracja. Wielkie dzięki wszystkim, było świetnie. Ukłon dla Makabrysia, który generalnie był najlepszy. Znacie go, "tutaj nie trzeba wielu słów", powtarzając z piosenki mojego ulubionego zespołu. FAK-JU-TEAM trochę obradował, ale rozumiem ich zaangażowanie. Muszą teraz swoje babole poprawić.

O 2 się zawinęliśmy, pojechaliśmy do Dashiego. Jeszcze raz serdecznie dziękuję, za wszystko! Rano wstaliśmy wcześnie, poszedłem do kościoła, wykazując zmysł orientacji (Dashi bardzo prosto wytłumaczył mi drogę, ale ja i tak poszedłem po swojemu i potem 10 minut szukałem świątyni). Ale mniejsza, w każdym razie przed 10 byliśmy na miejscu, jako pierwsi. Wszyscy zaczęli się schodzić i koło 11 chyba zaczęliśmy.

Grałem takim deckiem: http://deckbox.org/sets/585538

Działał dobrze, ale na początku. Potem było krucho, niestety.

Ogólnie gry były wszystkie zaciekłe do samego końca, pierwsza, jak to opisał Solar, epicka. No i świetna mini-synergia Daemon Prince + Eksperymenty + Brutal Offering. Kataklizm wygrał Przemo (Dwarfami, tak się, przechwalał tym "Wrocławskim Destro", a w obu turniejach grał Porządkiem). Drugi był Drumdaar, również Długobrodzi. A na trzecim Keil i Repek, Chaos i Imperium. Gratulacje dla wszyskich, i tutaj nagrody nie zawiodły. Dodatkowo Przemo dostał prezent od Ricardo! Kto był lub słyszał, ten wie, jak wielkie jest to trofeum!

I tak powoli nastał moment pożegnania. Przed 17 zabrałem się, ruszyłem na Dworzec Autobusowy, gdzie wsiadłem w Polskiego Busa. O 4 Gdańsk przywitał mnie mrozem i śniegiem (w Krakowie ani płatka)...

Dzięki wszystkim za świetny turniej. Zauważcie, że wymieniłem kilka podobieństw do Virgo, a mógłbym kolejne: byliśmy wyżej od Boreasa, byliśmy średnio ograni, mają nas za gimbusów, którymi nie jesteśmy... Może dlatego kibicowałem Virgo, bo dostrzegałem podobieństwa w jego grze do mojej. Ale mniejsza.

Dzięki wszystkim i każdemu z osobna, gdybym miał wymieniać wszystkich, byłoby z 50 osób (bo Wujtrator za testy, bo Filku za karty, mama, bo mi jechać pozwoliła, właściciele Hexa, masa...). Do zobaczenia, gratulacje dla zwycięzców.

Inwazja still alive!

Do zobaczenia w Wawie!

Trójmiasto! Trójmiasto!

I trochę zdjęć na koniec:













niedziela, 12 stycznia 2014

Finał 5 Ligi, czyli Filku i Wojt największymi wygranymi

Stało sie. Dziesiąty turniej w jubileuszowej i rekordowej edycji Ligi Trójmiasta. Zjawiło sie 13 osób, zacna frekwencja, potwierdzająca, ze Inwazja na Północy żyje i ma sie dobrze.

Grałem takim oto deckiem: http://deckbox.org/sets/573229.

Założenie było proste, spalić, i to najlepiej szybko, a ponadto dwie strefy naraz. Do tego troche standardowej kontroli.

Runda 1
vs Wujtrator, DWA 0:2
Bardzo śmieszne. Nie ma co opowiadać, jego talię znałem i na testach wygrała ze mną większość gier. Nie inaczej było i tym razem. Starałem się kontrolować, ale Wojtek zwykle miał potrzebne karty, przez co on zabijał mnie, a nie ja jego.

Runda 2
vs Killaszit, HE 2:0
Bardzo ciekawa talia, de facto zawierająca prawie cały order, oparta na leczeniu jednostek. Mi jednak podchodziło swietnie, chociaz Polybog na początku troche mnie powstrzymał (wybrany Rzyg, potem miał same jednostki, a ja nie miałem jak ich zdjąć). Udało sie jednak naporować i ostatecznie spalić, w drugiej miałem lepszy start, w odpowiednim momencie skontrolowałem i zabiłem. Zagraliśmy potem następna grę, która juz przegrałem. Zatem zapewne tym razem miałem trochę szczęście.  Dzieki za grę.

Runda 3
vs WEREX, LIZ 2:0
W pierwszej grze udało mi sie w trzeciej turze spalić multiatakiem (bloodek z ripa, eksperymenty, warboss i misja). Druga gra to juz inna historia, zostałem zmuszony do obrony, na szczęście miałem śledzie oraz ripy. Rzyg 2 razy prawie wyczyścił stół, raz poleciał Grimgor, raz bloodek poświęcił się, zabijając legendę. Potem wesoła ferajna zaatakowała kilka razy w turze i spaliła.

Runda 4
vs Filku, DE 0:2
Tu nie miałem prawie nic do powiedzenia, kontrola ręki sprawiła, ze grałem na dociagu 1, co miałem, to rzucałem, ale wiadomo, ze nie mogło to przynieść wielkich korzyści. Zas Filku Konwentami oraz Scoutami zabijał mnie. Mozolnie, ale skutecznie. Gratulacje i dzięki za grę.

Podsumowując, z wynikiem 2-0-2 byłem ósmy. Szału nie ma. Nie byłem organy i jakoś deck nie sycił. Musiało podejść, a z tym bywało trudno.

Turniej wygrał Wojt (3 pod rząd wygrany, licząc ten w Iławie) przed Yogim (życiówka, kwestia wygranej turnieju ważyła się do ostatniej chwili, ale może następnym razem się uda). Trzeci Organek, rozegrał kolejny dobry turniej. Filku zdobył więcej punktów od Tobola, dzieki czemu wygrał Ligę! Wojt dzięki temu zwycięstwu rownież go wyprzedził. Gratulacje. O całej Lidze szerzej bedzie niebawem. Dzięki, do zobaczenia.

czwartek, 2 stycznia 2014

WE DID IT! - Regio w Gdańsku

Dobra, w końcu zabrałem się za napisanie tej relacji. Odkładałem to, że jeszcze chwilę, jeszcze dzień. Ale to już prawie miesiąc, trzeba się wreszcie do tego zabrać.

Będzie to relacja pisana trochę od innej strony, ze strony organizacyjnej. Żeby przybliżyć gawiedzi, jak to się stało, że na Pomorzu był w końcu turniej regionalny na 46 osób.

Nasza historia zaczyna się... w Toruniu. Po pamiętnym turnieju w Dworze Artusa, kiedy siedzieliśmy na integracji, Tobol podczas rozmowy ze Stachem napomknął o Regionalsie w Gdańsku. Że postara się zrobić, że będzie do Stacha pisał. Niby nic, ale to było pierwsza wzmianka o tym turnieju. Potem przez długi okres nic (Tobol był męczony, że jak już obiecał, to niech robi, ale nic konkretnego z tego nie wynikło), potem już mieliśmy planować na październik, ale Katowice zaklepały sobie termin. Zatem my postanowiliśmy zrobić Regio w grudniu. Zima de facto nie jest przyjazna dla Inwazji (pamiętamy przecież mierną frekwencję w Krakowie podczas "Wyprawy na Smoka" w styczniu). No ale co tam, próbujemy. Turniej w Kato się skończył, teraz nasza kolej. Zygi napisał info na forum, wrzucił wstępne informacje. Zaklepali termin, miejsce. Wstęp już jest. Mamy miesiąc.

W tym miejscu chciałbym bardzo serdecznie pogratulować i podziękować Zygiemu z całego serca. Większość z nas pewnie nie wie, ile taka organizacja wymaga załatwiania, czasu, formalności i cierpliwości. Wielki szacunek i wielkie dzięki, z naszą małą pomocą w sumie sam ogarnąłeś Regionalsa!

A do załatwiania było sporo. Miejsce i data okej, kwestia nagród... Kolejny ukłon w stronę Zygiego za znalezienie firmy robiącej maty, świetnie wyszło, dużo to nie kosztowało, a efekt był genialny (kto widział te maty, ten wie). Do tego od nich mieliśmy Orkowe żetony (niektórzy może je pamiętają). Prócz tego masa rzeczy z Rebela, na wytestowanej (przez autora tej relacji) zniżce 20%. To w sumie sporo, a że kupowaliśmy 4 gry oraz masę pudełek i koszulek, to na pewno się opłaciło. Zaoszczędziliśmy sporo kasy, którą mogliśmy wydać na książki. Jak pamiętacie, większość nagrodzonych dostała książkę (Gdańsk Stolicą Kultury!). Do tego gadżety od Galakty, wg mnie było tego sporo, no i została obdarowana pierwsza 32, oraz kilka wylosowanych osób (2 maty i gadżety rozlosowane ku uciesze tłumu).

Ale mniejsza, w każdym razie ogarnęliśmy to. Nagrody była, gry były, książki były, trofeum było (kto był, ten pamięta, niby jedno trofeum, a 16 osób zadowolonych). Cóż rzec, zbliżamy się nieuchronnie do tego wiekopomnego dnia.

Rankiem trzeba było ogarniać stoły, naklejać kartki z numerami, zapisać ludzi... Wielki dzięki dla Zygiego, Vera, Tobola, Tobiaco i wszystkich, którzy pomagali to ogarniać. Daliśmy radę, obsuwy dużej chyba nie było, z tego co pamiętam.

Zatrzymajmy się na chwilę. Znów cofnijmy się znowu o jakiś czas, tym razem tylko o kilka dni.

Otóż, jak zwykle, nie wiedziałem, czym zagrać. Kiedy wreszcie kupiłem HK, od razu rozłożyłem karty i zacząłem kminić decki. Później jakieś wstępne testy, startowe ręce i ogólnie jakoś przypasowały mi Jaszczury. W czwartek wybraliśmy się na testy do Zygiego. Tam coś próbowałem grać, ale jakoś nie syciło. Wujtrator za to notował kolejne wygrane "Imperium na Knightach". Nie miałem absolutnie żadnego pomysłu, przez co w piątek, po burzliwych rozmyślaniach, zdecydowałem się na niemal identyczną talię, co Wojtek.

To od razu nadmienię, że był to błąd, gdyż gra Smerfami już mnie nudzi. I nie od
czuwam radości z gry...

Talia wyglądała bodaj tak: http://deckbox.org/sets/569321

Zwykłe nudne Imperium, a Przewagą Wysokości, która miała rozwiązać problem braku młotków i ogólnie palić.

Jesteśmy znowu w dniu turnieju. Tym razem już się nie cofamy, tylko jedziemy z opisem gier.

Runda 1
vs Trawek, EMP 2:0
Pierwsza gra z miłym kolegą z Gdańska. Nieco podobne decki, oczywiście poza np Agentem, Wyprawą czy Higher Groundem. W obu grach dobrze podchodziła mi kontrola i udało mi się uzyskać wystarczającą przewagę ekonomiczną, aby zacząć palić i kontrolować jednocześnie. W drugiej, mimo początkowych problemów, udało mi się wypluć nagle dużo młotków i skontrolować. Świetnie działał wchodzący za 0 Pluton (na Agenta, przesuwam, kasa wraca). Gry w miłej atmosferze, wielkie dzięki. Szkoda, że musieliśmy trafić na siebie i w pierwszej rundzie zabierać sobie punkty. Ale mniejsza, do przodu, jedziemy dalej.

Runda 2
vs Tobol, SKA 0:2
Z Tobolem jakoś często się spotykamy na Regio. Tym razem jednak wiedziałem, że będzie ciężko (we Wrocławiu miałem na niego dobry deck, teraz już tak nie było). Obie gry to prawie idealne wyjście Tobola, który miał wszystkie potrzebne karty na ręce (Death in Shadows na moje Monety, kiedy dostał Infiltrację bez kart na ręcę, to co dobrał? Piszczącą Hordę, wylosował z 4 nowe karty). Do tego od minimum drugiej tury Scout. Nie było co zrobić. Deck bardzo dobrze złożony, do tego z ciekawymi techami (np Wicher Mrozu), no i bardzo ciekawy wybór restrykcji (Muster).

Runda 3
vs Zygi, ORC 1:2
Trzecia runda, trzeci Gdańsk... No dobra, udało mi się urwać tylko jedną grę, Orki połączone z Nieumarłymi bardzo dobrze działały na moją talię. Zygi nie miał co prawda BDK, ale wszystko inne wystarczało. Na moje wyjście z prawie samych jednostek, oczywiście dobrał Rzyga (na ręce nie miał, no ale cóż, mój fart mieli tylko przeciwnicy). Grimgor, Wight Lord, Bloodek, ekipa, z którą Imperium ma ciężko. No i oczywiście Lobber na jedyną jednostkę, jaką są Monety. No trudno.

Runda 4
vs Góral, DWA 1:0
Musiałem wygrać wszystko, żeby przejść dalej. Góral grał Krasnoludami, z którymi łatwo nie miałem (Przewaga Wysokości robi jeden duży atak ---> My life i po zabawie). Przeciwnik grał wolno (w sumie jak Wojt na innych turniejach niż Regionalne). To sprawiło, że pierwsza gra długo się ciągnęła. Serpenty, na moje szczęście, odbijały się od Wybrańca z kontratakiem. Mi udało się przebić przez osłony (hm... tekst jak ze Star Warsów, a przecież Teo nie było)... Wróć, bo zgubię wątek. Pierwszą jakoś wygrałem. W drugiej atakowaliśmy, kontrolowaliśmy, czas się skończył. Ja dogrywałem turę, a potem mój przeciwnik. Zebrałem spory atak, ale dostałem Honouringiem. Przeciwnik zaś zebrał bardzo duży atak, jednak zabrakło mu chyba dwóhc czy trzech obrażeń do spalenia mnie. 1:0, ufff... Jestem w grze.

Przerwę obiadową spędziłem na Kebabie w, zachwalanym przez Zygiego, Jerusalem. Mi akurat średnio zasmakowało, ale mniejsza z tym. Wróciłem, chwilę pogadałem, a gdy wszyscy się zebrali, ruszyliśmy z następną rundą.

Runda 5
vs Marcin Odziemski, DE 0:2
Kolejny mecz o wszystko. Znów z Marcinem Odziemskim, znów z kombem DE. Tu nie ma się co rozpisywać, przeciwnik, mimo braku Mulligana, w obu grach dobierał tak dobrze, że wystawiał w pierwszej turze dwie baby. No bez jaj... Potem spokojnie wyrzucał mi karty z ręki i wystawiał karty do komba. No nic, do trzech razy sztuka, następnym razem muszę wygrać. Zwłaszcza, że kombo już nie pogra, przynajmniej nie tak łatwo.

Runda 6
vs Zagar, DE 1:2
Marzenia o Topce umarły. Z Zagarem usiedliśmy na stoliku numer 14, jedynym oddzielnym, położonym na dole, w rogu. Bardzo przyjemne gry, w jednej udało mi się skontrolować, ale poza tym traciłem karty z ręki, a mój przeciwnik uzbierał wszystko, no i kombo kociołek. Tym niemniej, gry bardzo przyjemne, wreszcie bez spiny, po prostu, żeby zagrać. Wielkie dzięki.

Z wynikiem 2-0-4 skończyłem na 34 miejscu. Czego zabrakło? Twórczego pomysłu, lepszych testów, nie wiem. To było nudne i za wolne na to meta. Do tego, niestety, nie miałem jakiejś szczególnej radości z gry tym. No trudno, do Krakowa na pewno Imperium nie wezmę, no chyba, że jakieś strasznie innowacyjne (np talia "Wojt Cyganów Król kradnie zasoby, czyli Carroburg Cutthroats i 24 misje").

Rundę zasadniczą wygrał, z kompletem zwycięstw Tobol. Prócz tego z Trójmiasta do TOP 16 załapali się Troll, dowodzący Orkami, Zygi, oraz iławsko-gdański Wojt, jeden z dwóch Chaosów w Topce. Podczas Topki kilkuosobowa ekipa, wśród nich ja i Wujtrator, walczyła między sobą, wcielając się w Potwory z Tokio. Świetna gra, gorąco polecam.

Wróćmy jednak do Inwazji. Jedyny Skaven na turnieju przegrał w 1/8 w Barrym, potem odpadli obaj zieloni wodze. I tak tylko spaczony Król Cyganów trafił do TOP 4, gdzie królowało Destro. Jedyny Order w całej Topce, Selverin, skończył na 10 miejscu. Wojt wywalczył kolejne podium tym razem 3 miejsce, pokonując w "finale pocieszenia" Barrego. Oglądaliśmy ten mecz razem z Matatronem, i było widać ogranie i doświadczenie Wojta. Zagrał niemal bezbłędnie, zatem Trójmiasto było gościnne, ale swój akcent wśród zwycięzców miało. Nie to co Wrocław na pamiętnym turnieju.

A w wielkim Grande Finale spotkali się: warszawianin, Dex, prowadzący ciekawie złożone Orki, oraz Mistrz Europy i król stallingu (4 remisy w zasadniczej, 1 wygrana i BYE), z Mrocznymi Elfami. Tutaj siłę pokazały wiedźmy i niewolnicy, pokonując zielone hordy, tym samym wygrywając kolejny duży turniej. Wielkie gratulacje, dla was obu! Pokazaliście klasę.

Później przyszło rozdawanie nagród, które może trochę trwało, ale chcieliśmy, aby większość osób coś dostała. Mamy nadzieję, że wszyscy byli zadowoleni. Radaner odebrał Trofeum i użył go (ku uciesze gawiedzi).

Potem czekał nas świetny Stand Up Wilka, kto nie był, ten niech żałuje. Było mega. Wielkie dzięki, że przyjechałeś i pokazałeś klasę. Do zobaczenia w Krakowie, liczę, że wreszcie ze sobą zagramy.

No i zaczęła się integracja. Był czas, żeby pogadać, podyskutować. I pooglądać Filka, próbującego skakać po stołach. Uwielbiam ten czas, naprawdę, ciężko jest to opisać. Dla takich chwil warto jeździć na Regio. Ja, Wujtrator, oraz Michnik i Barry, którzy spali u mnie, opuściliśmy lokal o 2. Tata Wojtka podjechał po nas, dzięki czemu nie musieliśmy iść na piechotę. Wielkie dzięki dla taty i dla Ciebie, Wujtrator, że to załatwiłeś.

U mnie szybko się ogarnęliśmy i poszliśmy spać. Rano było okej, Michnik i Barry nie wypili tak dużo, żeby męczył ich kac. Zjedliśmy śniadanie (dzięki mama) i zagraliśmy na szybko w Kataklizm we trójkę. Potem ruszyliśmy na przystanek we dwójkę (Barry już szedł na pociąg i jechał do domu). Na miejscu dowiedzieliśmy się, że gramy 2vs2, zatem razem z Michnikiem zrobiliśmy szybko decki i zaczęliśmy grać. Grałem orkami, mało twórczymi, ale udało nam się jedną grę wygrać (pozdro Virgo) i jedną zremisować (Wujtratorowi i, ciągle pijanemu, Filkowi, nie udało się zrównać z nami dominację, mieliśmy dobrze początki, ale gorsze końcówki). Kataklizm wygrali Tobiaco z Selverinem, którzy wałowali i grali połączeniem destro/order. Ale mniejsza. Dzięki za fajny turniej. No i oczywiście Douse the Flames z Kometą najlepszym zagraniem całego Regio.

I tak, niestety, dotarliśmy do końca naszych zmagań. Przyszły pożegnania z ludźmi. Tego momentu nikt nie lubi, ale ma w sobie to coś. Ciężko coś powiedzieć, w sumie fajnie jeszcze chwilę pogadać.

Regio w Gdańsku odeszło do historii. Mnie osobiście nie zawiodło, daliśmy radę! Co prawda niektórzy mieli problem z dojazdem (ach ten Ksawery), ale 46 osób było, nagrody były, zmagania były, integracja też, chyba było wszystko. A teraz:

Wielkie, wielkie, ogromne podziękowania dla Zygiego, jeszcze raz, po zasłużył. Ogarnął 80% Regio, jak nie więcej. Szacun, że jeszcze miałeś czas, żeby testować i wejść do TOP 8.

Dziękuję również innym organizatorom, mniejszym czy większym. Tobolowi, Tobiaco, Verowi, Wujtratorowi, za to, że pomogliście.

Dzięki dla Wujtrator, jeszcze raz, za powrót i za testy, za wszystko.

I dziękuję wam wszystkim, każdemu z osobna i ogółowi. Inwazja żyje i ma się dobrze, potwierdziliście to! Oby więcej takich turniejów, gratulacje dla zwycięzców i widzimy się w Krakowie, w Warszawie, we Wrocku! Szczęśliwego Nowego Roku, radości z gry i owocnych turniejów! Do zobaczenia! Dzięki!