czwartek, 2 stycznia 2014

WE DID IT! - Regio w Gdańsku

Dobra, w końcu zabrałem się za napisanie tej relacji. Odkładałem to, że jeszcze chwilę, jeszcze dzień. Ale to już prawie miesiąc, trzeba się wreszcie do tego zabrać.

Będzie to relacja pisana trochę od innej strony, ze strony organizacyjnej. Żeby przybliżyć gawiedzi, jak to się stało, że na Pomorzu był w końcu turniej regionalny na 46 osób.

Nasza historia zaczyna się... w Toruniu. Po pamiętnym turnieju w Dworze Artusa, kiedy siedzieliśmy na integracji, Tobol podczas rozmowy ze Stachem napomknął o Regionalsie w Gdańsku. Że postara się zrobić, że będzie do Stacha pisał. Niby nic, ale to było pierwsza wzmianka o tym turnieju. Potem przez długi okres nic (Tobol był męczony, że jak już obiecał, to niech robi, ale nic konkretnego z tego nie wynikło), potem już mieliśmy planować na październik, ale Katowice zaklepały sobie termin. Zatem my postanowiliśmy zrobić Regio w grudniu. Zima de facto nie jest przyjazna dla Inwazji (pamiętamy przecież mierną frekwencję w Krakowie podczas "Wyprawy na Smoka" w styczniu). No ale co tam, próbujemy. Turniej w Kato się skończył, teraz nasza kolej. Zygi napisał info na forum, wrzucił wstępne informacje. Zaklepali termin, miejsce. Wstęp już jest. Mamy miesiąc.

W tym miejscu chciałbym bardzo serdecznie pogratulować i podziękować Zygiemu z całego serca. Większość z nas pewnie nie wie, ile taka organizacja wymaga załatwiania, czasu, formalności i cierpliwości. Wielki szacunek i wielkie dzięki, z naszą małą pomocą w sumie sam ogarnąłeś Regionalsa!

A do załatwiania było sporo. Miejsce i data okej, kwestia nagród... Kolejny ukłon w stronę Zygiego za znalezienie firmy robiącej maty, świetnie wyszło, dużo to nie kosztowało, a efekt był genialny (kto widział te maty, ten wie). Do tego od nich mieliśmy Orkowe żetony (niektórzy może je pamiętają). Prócz tego masa rzeczy z Rebela, na wytestowanej (przez autora tej relacji) zniżce 20%. To w sumie sporo, a że kupowaliśmy 4 gry oraz masę pudełek i koszulek, to na pewno się opłaciło. Zaoszczędziliśmy sporo kasy, którą mogliśmy wydać na książki. Jak pamiętacie, większość nagrodzonych dostała książkę (Gdańsk Stolicą Kultury!). Do tego gadżety od Galakty, wg mnie było tego sporo, no i została obdarowana pierwsza 32, oraz kilka wylosowanych osób (2 maty i gadżety rozlosowane ku uciesze tłumu).

Ale mniejsza, w każdym razie ogarnęliśmy to. Nagrody była, gry były, książki były, trofeum było (kto był, ten pamięta, niby jedno trofeum, a 16 osób zadowolonych). Cóż rzec, zbliżamy się nieuchronnie do tego wiekopomnego dnia.

Rankiem trzeba było ogarniać stoły, naklejać kartki z numerami, zapisać ludzi... Wielki dzięki dla Zygiego, Vera, Tobola, Tobiaco i wszystkich, którzy pomagali to ogarniać. Daliśmy radę, obsuwy dużej chyba nie było, z tego co pamiętam.

Zatrzymajmy się na chwilę. Znów cofnijmy się znowu o jakiś czas, tym razem tylko o kilka dni.

Otóż, jak zwykle, nie wiedziałem, czym zagrać. Kiedy wreszcie kupiłem HK, od razu rozłożyłem karty i zacząłem kminić decki. Później jakieś wstępne testy, startowe ręce i ogólnie jakoś przypasowały mi Jaszczury. W czwartek wybraliśmy się na testy do Zygiego. Tam coś próbowałem grać, ale jakoś nie syciło. Wujtrator za to notował kolejne wygrane "Imperium na Knightach". Nie miałem absolutnie żadnego pomysłu, przez co w piątek, po burzliwych rozmyślaniach, zdecydowałem się na niemal identyczną talię, co Wojtek.

To od razu nadmienię, że był to błąd, gdyż gra Smerfami już mnie nudzi. I nie od
czuwam radości z gry...

Talia wyglądała bodaj tak: http://deckbox.org/sets/569321

Zwykłe nudne Imperium, a Przewagą Wysokości, która miała rozwiązać problem braku młotków i ogólnie palić.

Jesteśmy znowu w dniu turnieju. Tym razem już się nie cofamy, tylko jedziemy z opisem gier.

Runda 1
vs Trawek, EMP 2:0
Pierwsza gra z miłym kolegą z Gdańska. Nieco podobne decki, oczywiście poza np Agentem, Wyprawą czy Higher Groundem. W obu grach dobrze podchodziła mi kontrola i udało mi się uzyskać wystarczającą przewagę ekonomiczną, aby zacząć palić i kontrolować jednocześnie. W drugiej, mimo początkowych problemów, udało mi się wypluć nagle dużo młotków i skontrolować. Świetnie działał wchodzący za 0 Pluton (na Agenta, przesuwam, kasa wraca). Gry w miłej atmosferze, wielkie dzięki. Szkoda, że musieliśmy trafić na siebie i w pierwszej rundzie zabierać sobie punkty. Ale mniejsza, do przodu, jedziemy dalej.

Runda 2
vs Tobol, SKA 0:2
Z Tobolem jakoś często się spotykamy na Regio. Tym razem jednak wiedziałem, że będzie ciężko (we Wrocławiu miałem na niego dobry deck, teraz już tak nie było). Obie gry to prawie idealne wyjście Tobola, który miał wszystkie potrzebne karty na ręce (Death in Shadows na moje Monety, kiedy dostał Infiltrację bez kart na ręcę, to co dobrał? Piszczącą Hordę, wylosował z 4 nowe karty). Do tego od minimum drugiej tury Scout. Nie było co zrobić. Deck bardzo dobrze złożony, do tego z ciekawymi techami (np Wicher Mrozu), no i bardzo ciekawy wybór restrykcji (Muster).

Runda 3
vs Zygi, ORC 1:2
Trzecia runda, trzeci Gdańsk... No dobra, udało mi się urwać tylko jedną grę, Orki połączone z Nieumarłymi bardzo dobrze działały na moją talię. Zygi nie miał co prawda BDK, ale wszystko inne wystarczało. Na moje wyjście z prawie samych jednostek, oczywiście dobrał Rzyga (na ręce nie miał, no ale cóż, mój fart mieli tylko przeciwnicy). Grimgor, Wight Lord, Bloodek, ekipa, z którą Imperium ma ciężko. No i oczywiście Lobber na jedyną jednostkę, jaką są Monety. No trudno.

Runda 4
vs Góral, DWA 1:0
Musiałem wygrać wszystko, żeby przejść dalej. Góral grał Krasnoludami, z którymi łatwo nie miałem (Przewaga Wysokości robi jeden duży atak ---> My life i po zabawie). Przeciwnik grał wolno (w sumie jak Wojt na innych turniejach niż Regionalne). To sprawiło, że pierwsza gra długo się ciągnęła. Serpenty, na moje szczęście, odbijały się od Wybrańca z kontratakiem. Mi udało się przebić przez osłony (hm... tekst jak ze Star Warsów, a przecież Teo nie było)... Wróć, bo zgubię wątek. Pierwszą jakoś wygrałem. W drugiej atakowaliśmy, kontrolowaliśmy, czas się skończył. Ja dogrywałem turę, a potem mój przeciwnik. Zebrałem spory atak, ale dostałem Honouringiem. Przeciwnik zaś zebrał bardzo duży atak, jednak zabrakło mu chyba dwóhc czy trzech obrażeń do spalenia mnie. 1:0, ufff... Jestem w grze.

Przerwę obiadową spędziłem na Kebabie w, zachwalanym przez Zygiego, Jerusalem. Mi akurat średnio zasmakowało, ale mniejsza z tym. Wróciłem, chwilę pogadałem, a gdy wszyscy się zebrali, ruszyliśmy z następną rundą.

Runda 5
vs Marcin Odziemski, DE 0:2
Kolejny mecz o wszystko. Znów z Marcinem Odziemskim, znów z kombem DE. Tu nie ma się co rozpisywać, przeciwnik, mimo braku Mulligana, w obu grach dobierał tak dobrze, że wystawiał w pierwszej turze dwie baby. No bez jaj... Potem spokojnie wyrzucał mi karty z ręki i wystawiał karty do komba. No nic, do trzech razy sztuka, następnym razem muszę wygrać. Zwłaszcza, że kombo już nie pogra, przynajmniej nie tak łatwo.

Runda 6
vs Zagar, DE 1:2
Marzenia o Topce umarły. Z Zagarem usiedliśmy na stoliku numer 14, jedynym oddzielnym, położonym na dole, w rogu. Bardzo przyjemne gry, w jednej udało mi się skontrolować, ale poza tym traciłem karty z ręki, a mój przeciwnik uzbierał wszystko, no i kombo kociołek. Tym niemniej, gry bardzo przyjemne, wreszcie bez spiny, po prostu, żeby zagrać. Wielkie dzięki.

Z wynikiem 2-0-4 skończyłem na 34 miejscu. Czego zabrakło? Twórczego pomysłu, lepszych testów, nie wiem. To było nudne i za wolne na to meta. Do tego, niestety, nie miałem jakiejś szczególnej radości z gry tym. No trudno, do Krakowa na pewno Imperium nie wezmę, no chyba, że jakieś strasznie innowacyjne (np talia "Wojt Cyganów Król kradnie zasoby, czyli Carroburg Cutthroats i 24 misje").

Rundę zasadniczą wygrał, z kompletem zwycięstw Tobol. Prócz tego z Trójmiasta do TOP 16 załapali się Troll, dowodzący Orkami, Zygi, oraz iławsko-gdański Wojt, jeden z dwóch Chaosów w Topce. Podczas Topki kilkuosobowa ekipa, wśród nich ja i Wujtrator, walczyła między sobą, wcielając się w Potwory z Tokio. Świetna gra, gorąco polecam.

Wróćmy jednak do Inwazji. Jedyny Skaven na turnieju przegrał w 1/8 w Barrym, potem odpadli obaj zieloni wodze. I tak tylko spaczony Król Cyganów trafił do TOP 4, gdzie królowało Destro. Jedyny Order w całej Topce, Selverin, skończył na 10 miejscu. Wojt wywalczył kolejne podium tym razem 3 miejsce, pokonując w "finale pocieszenia" Barrego. Oglądaliśmy ten mecz razem z Matatronem, i było widać ogranie i doświadczenie Wojta. Zagrał niemal bezbłędnie, zatem Trójmiasto było gościnne, ale swój akcent wśród zwycięzców miało. Nie to co Wrocław na pamiętnym turnieju.

A w wielkim Grande Finale spotkali się: warszawianin, Dex, prowadzący ciekawie złożone Orki, oraz Mistrz Europy i król stallingu (4 remisy w zasadniczej, 1 wygrana i BYE), z Mrocznymi Elfami. Tutaj siłę pokazały wiedźmy i niewolnicy, pokonując zielone hordy, tym samym wygrywając kolejny duży turniej. Wielkie gratulacje, dla was obu! Pokazaliście klasę.

Później przyszło rozdawanie nagród, które może trochę trwało, ale chcieliśmy, aby większość osób coś dostała. Mamy nadzieję, że wszyscy byli zadowoleni. Radaner odebrał Trofeum i użył go (ku uciesze gawiedzi).

Potem czekał nas świetny Stand Up Wilka, kto nie był, ten niech żałuje. Było mega. Wielkie dzięki, że przyjechałeś i pokazałeś klasę. Do zobaczenia w Krakowie, liczę, że wreszcie ze sobą zagramy.

No i zaczęła się integracja. Był czas, żeby pogadać, podyskutować. I pooglądać Filka, próbującego skakać po stołach. Uwielbiam ten czas, naprawdę, ciężko jest to opisać. Dla takich chwil warto jeździć na Regio. Ja, Wujtrator, oraz Michnik i Barry, którzy spali u mnie, opuściliśmy lokal o 2. Tata Wojtka podjechał po nas, dzięki czemu nie musieliśmy iść na piechotę. Wielkie dzięki dla taty i dla Ciebie, Wujtrator, że to załatwiłeś.

U mnie szybko się ogarnęliśmy i poszliśmy spać. Rano było okej, Michnik i Barry nie wypili tak dużo, żeby męczył ich kac. Zjedliśmy śniadanie (dzięki mama) i zagraliśmy na szybko w Kataklizm we trójkę. Potem ruszyliśmy na przystanek we dwójkę (Barry już szedł na pociąg i jechał do domu). Na miejscu dowiedzieliśmy się, że gramy 2vs2, zatem razem z Michnikiem zrobiliśmy szybko decki i zaczęliśmy grać. Grałem orkami, mało twórczymi, ale udało nam się jedną grę wygrać (pozdro Virgo) i jedną zremisować (Wujtratorowi i, ciągle pijanemu, Filkowi, nie udało się zrównać z nami dominację, mieliśmy dobrze początki, ale gorsze końcówki). Kataklizm wygrali Tobiaco z Selverinem, którzy wałowali i grali połączeniem destro/order. Ale mniejsza. Dzięki za fajny turniej. No i oczywiście Douse the Flames z Kometą najlepszym zagraniem całego Regio.

I tak, niestety, dotarliśmy do końca naszych zmagań. Przyszły pożegnania z ludźmi. Tego momentu nikt nie lubi, ale ma w sobie to coś. Ciężko coś powiedzieć, w sumie fajnie jeszcze chwilę pogadać.

Regio w Gdańsku odeszło do historii. Mnie osobiście nie zawiodło, daliśmy radę! Co prawda niektórzy mieli problem z dojazdem (ach ten Ksawery), ale 46 osób było, nagrody były, zmagania były, integracja też, chyba było wszystko. A teraz:

Wielkie, wielkie, ogromne podziękowania dla Zygiego, jeszcze raz, po zasłużył. Ogarnął 80% Regio, jak nie więcej. Szacun, że jeszcze miałeś czas, żeby testować i wejść do TOP 8.

Dziękuję również innym organizatorom, mniejszym czy większym. Tobolowi, Tobiaco, Verowi, Wujtratorowi, za to, że pomogliście.

Dzięki dla Wujtrator, jeszcze raz, za powrót i za testy, za wszystko.

I dziękuję wam wszystkim, każdemu z osobna i ogółowi. Inwazja żyje i ma się dobrze, potwierdziliście to! Oby więcej takich turniejów, gratulacje dla zwycięzców i widzimy się w Krakowie, w Warszawie, we Wrocku! Szczęśliwego Nowego Roku, radości z gry i owocnych turniejów! Do zobaczenia! Dzięki!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz