Z racji, że ostatnią relację z Regio (i to dodatkowo z naszego) napisałem długo po rzeczonym wydarzeniu, tą chcę ukończyć jak najszybciej. Bo mam ochotę pisać, bo mam czas, bo było super i chcę podzielić się moimi wrażeniami. Na wstępie tylko wyjaśnię tytuł, bo zaraz jakiś troll, co był niżej na turnieju ode mnie (pozdro panie Chaosowy Szalik) zacznie gadać, że przecież każdy Regionals jest wyjątkowy. To prawda. Ale ten akurat wyróżniał się wieloma rzeczami, które opiszę poniżej.
Już jakiś tydzień temu, podczas testów, wpadłem na pomysł, jak ta relacja będzie wyglądała. Mam nadzieję, że przypadnie wam to do gustu, w końcu coś nowego (tam samo jak moja talia, wreszcie nie grałem tym nudnym Imperium; Virgo też zmienił swój znany i nudny deck na inny -> pierwsze podobieństwo).
Dziennik testów przed Krakowem:
9 stycznia, popołudnie-wieczór
Ostatni turniej 5 edycji naszej Ligi... Gram Orkami na multiataku... 2-0-2... Szału nie ma, trochę brak ogrania... Obok Wujtrator osiąga 4 miejsce Dwarfami na HE Indirectach... Może to wziąć...
Weekend 11-12 stycznia
Testy... Niby sprawdzam startowe ręce, gram z Chaosem... W sumie działa... Ale wychodzi ponad 60 kart... Za dużo...
13 stycznia, popołudnie-wieczór
Pierwszy turniej nowej edycji Ligi... Gram Orkami na Snotach (przed FAQ 2.0 grałem czymś takim, wtedy wygrywało). Wujtrator ma znowu te Krasnoludy... Obaj zawodzimy, ja jestem ostatni, tylko jeden remis, Wujtrator piąty, 2-0-2. Niby okej, ale nie czuję tego... Trzeba myśleć. Podczas powrotu myślimy nad deckiem na Leśnym Smoku (+ All Out War, pali w jedną turę)...
13 stycznia, koło 23
Składam wersję próbną Leśnego Smoka na Imperium. No i tępy skaveński rush. Pakuję dwa deckboxy do plecaka.
14 stycznia, przedpołudnie
W szkole kilka rąk startowych, ogólnie patrzę, w ile by to mogło wygrywać bez opponenta. Jest słabo, za dużo wymaga... A Szczurki jakoś nie sycą, chociaż są zabawne.
14 stycznia, wieczór
Zmiany, burza mózgów... Zmieniam to coś na deck na Baltasarze i Koronie, to da kasę... Ale za dużo wymaga, ciągle. Składam jakiś chaos... Też źle... Nie wiem. Dowiaduję się przy okazji, że będę jechał sam. No cóż, bywa. Nie pamiętam, czy dowiedziałem się tego dokładnie tego dnia. Chyba wcześniej. Nieważne.
15 stycznia
Środa... Wymyślam klasyczne Dwarfy... Chyba nic innego nie wpadnie mi do głowy... No trudno...
16 stycznia
Myślę dalej... Robię startowe ręce,chyba jakaś szybka gra z Chaosem... Nie dużo. Piszę do Filka o karty.
17 stycznia
Piątek, dzień wyjazdu. Trochę zabiegany jestem, pożyczam karty, pakuję się, talia do plecaka i jazda. O 23 wsiadam w Polskiego Busa. Na Kraków...!
Skoro już przy tym jestem, opiszę moją talię. Wyszło coś takiego: http://deckbox.org/sets/585471.
Talia miał zabijać Kazadorem z Siłą Woli, ew innymi, małymi jednostkami (Tan, Elity, Tunelarze). Ekonomia standardowa, Nowe Szlaki, mimo rad Tobiaco, zostawiłem, są świetne. Robiły tutaj większość kasy. Niestety, dużo kart w talii sprawia, że często nie dochodzi to, co jest potrzebne. Ale ogólnie grało się znośnie. Do kontroli Spirit Slayerze, Pielgrzymka, Wyburzenie, Spite i Duregan. No i Dyscyplina, na kluczowe jednostki.
Odnośnie testów, to, wbrew pozorom, bawiłem się świetnie. Podczas takich przemyśleń i gier próbnych odnajduje się wiele ciekawych kart i mechanik. I głód gry rośnie. Ja teraz zamierzam przetestować sporo różnych rozwiązań, zamiast grać oklepanymi deckami. Polecam wszystkim posiedzieć trochę więcej z kartami, przecież też kochacie tą grę.
Droga do dawnej stolicy Polski minęła dosyć przyjemnie, żadnych spięć z ludźmi nie miałem, ogólnie trochę się wynudziłem, trochę pomyślałem o decku, ale nic nowego do głowy nie wpadło. Zrobiłem spis. Klamka zapadła.
9:30 wysiadłem. Szybko do Galerii, przebrać się i na turniej. W domu sprawdziłem jak dojechać na turniej, zatem kupiłem bilety tramwajowe, wsiadłem w 14, na Rondzie Grzegórzeckim się przesiadłem, wysiadłem pod Halą Targową. Potem
już prosta droga, wchodzę w bramę, widzę plakat - wchodzę.
Trójmiasto! Trójmiasto!
Taki to okrzyk wydarł się z mojej piersi po wejściu. A tak, dotarłem. Miałem chyba najdalej (razem z Virgo -> drugie podobieństwo, oboje też jechaliśmy sami ze swoich miast -> trzecie podobieństwo). Sam przez całą Polskę. Chciało mi się. Bo uwielbiam te imprezy. Ten moment, w którym wchodzisz i witasz wszystkich. I nie tylko to. Wszystko. Już teraz dziękuję wszystkim, że byliście, że wam się chce, że tworzycie tą świetną atmosferę! A kto nigdy na Regio nie był, niech żałuje.
Może na szybko o miejscówce - szału nie było, ale klimacik mógł być. Różnica temperatur była, a jak. Przy kominku, a jak przegrasz, to lecisz na dół, do zimna. Panowie, to była skryta motywacja do gry! Spryciarze, pewnie Szymuss to wymyślił. A tak na poważnie, to trochę zimniej czy cieplej - mała różnica, najwyżej ubiorę lub zdejmę bluzę. Nie róbmy problemów tak, gdzie ich nie ma.
Gdy już wszyscy się zapisali, nadeszła tragiczna wiadomość - toaleta nie działa! Przyjęliśmy to z honorem i podniesionymi głowami. Trzeba się spinać i dużo nie pić. Kolejny sprytny manewr, niech oszczędzają alkohol na wieczór. Nieźle, Krakowiacy, ciekawe macie pomysły...
No i po wielu linijkach czczego, ale (mam nadzieję) przyjemnego wstępu, dochodzimy do początku turnieju. Najpierw trochę o tych słabszych, najlepsze (i najlepszych) zostawimy na koniec.
Najlepsi na koniec, więc wypada zacząć od najsłabszych, tzw największych randomów. Czyli od końca patrząc:
Boreas.
Potem długo, długo nic...
BYE
No i reszta graczy.
No dobra, miało być o mnie tak naprawdę, chociaż byłem wyżej od wspomnianego wyżej super-hiper-nie-pro gracza.
Runda 1
vs Dashi, IMP 0:0
Mój gospodarz, bardzo miła osoba. Już teraz bardzo serdecznie dziękuję za nocleg, za transport, za jedzenie, za miłą atmosferę. Dozgonna wdzięczność i zapraszam do Gdańska. Mam nadzieję, że nie sprawiałem szczególnych problemów. A co do gry, to wynik pokazuje, że łatwo nie było. Imperium strasznie szybko się rozwija, potem jest ciężko im cokolwiek zrobić. Wybrańcy blokowali mój atak, potem Verena wyczyściła mi dwie strefy, odbudowałem się, kolejna, i tym razem powstałem. Szło bardzo długo, Imperium dobiera masę kart, jednak ja też brałem bardzo dużo. W końcu oboje kończyliśmy z kilkoma kartami w talii. Ale czas upłynął, a nikt nie mój się przebić (z jednej strony kontratak, z drugiej My Life, albo i dwa na ręce). Dzięki wielkie za najdłuższą grę turnieju.
Runda 2
vs Hobbit, CHA 2:1
Ha, druga runda, a nie trafiłem na kogoś z Gdańska! Plus jeżdżenia samemu. A co do gier, to miałem dosyć dobre podejścia i udało mi się skontrolować. W drugiej już tak dobrze nie było, zostałem skontrolowany i dopalony Unleashem. Trzecia to twarda obrona oraz brutalny Kazador (o silnej woli i jeszcze potężniejszej kuszy - no ale spójrzcie, koksu pełną miarą: http://deckbox.org/whi/King%20Kazador. W każdym razie dali radę i spalili. Dzięki również dla Ciebie, grało się przyjemnie.
Runda 3
vs Archi, DE 0:2
Jedne z nielicznych Mrocznych na turnieju, do tego przedstawiciel świetnego rocznika 96. Gdy jednak raczej bez historii, bardzo jednostronne. Kontrola ręki i stołu, na którym de facto bardzo mało miałem. Wszystko podchodziło mojemu przeciwnikowi, zaś mnie nie specjalnie. Ale i tak super, szkoda, że nie było Topki, bo talia dawała radę.
W tym momencie nastąpiła przerwa na udanie się do pobliskich restauracji i lokali do... toalety. Bo nasza miała być gotowa za jakiś czas. Złoty pięćdziesiąt w pobliskim "chińczyku", szybka rozmowa ze Stachem i wracamy do gry.
Runda 4
vs Ziggy, Ska 2:1
Pierwsza to moja skuteczna gra, mocna obrona i palenia. Druga to Skaveński napór, którego nie miałem jak zatrzymać. No i gra decydująca, która zaczęła się od mojej mocnej obrony, My Life'y, potem chyba Spite, następnie przejście do kontrofensywy i zabicie równo z czasem. Wielki szacun, świetnie gry trzymające w napięciu. Twoja stwierdzenie "obrona Częstochowy: jak najbardziej na miejscu (zwłaszcza, że to w/w miejsca daleko nie było).
Runda 5
vs Xasinus, IMP 1:1
Pierwsza gra, ja zaczynam, przeciwnik ładnie wychodzi, chyba Rasówka i Milicja w Kingdom, Wybraniec na Agenta w Misji. Spirit Slayer, no i przeskocz i się ratuj. Co wystawi do Questa, to musi uciekać. Dosyć szybko poddaje. Druga, jak już kolega napisał, była bardzo intensywna, latające Infiltracja, My Life'y, Osterknachty, Rycerze Morra... Cuda na kiju. Xasinus atakuje, ja się bronię. Powoli kończy mu się deck. Czas także nieubłaganie upływa. Mogłem przystalować, ale nie robię czegoś takiego. Każdy powinien mieć równe szanse. Ostatni tura, koniec czasu, po dobraniu kart mój opp ma jedną kartę w decku. Ale udaje mu się mnie spalić, wszystkie karty obronne spadły. Ale dzięki wielkie, jak dla mnie wynik zasłużony.
Runda 6
vs Przemo, IMP 0:2
Musiałbym wygrać obie, albo wygrać i zremisować, żeby wejść. Nie ma lipy, trzeba się spiąć. Kolejne Smerfy... W pierwszej szybka ekonomia, Karl, a potem mnie zajechali. W drugiej także dobre wyjście Wrocławianina, potem on pali mnie, ja jego, ale widać wyraźnie jego przewagę. Zagrał obronnie, przez co ja miałem się przewinąć. Ale atakował mnie również, dużo obrażeń zadawał. W ostatnich dziesięciu kartach schowały się 2 ratujące mnie karty (0, dwie lojalki, nobody expect). 0:2, marzenia o Topce umierają. Ale dzięki za gry na poziomie.
Runda 7
vs Yotanka, HE 2:0
Pierwsza gra, przeciwnik widzi moje wyjście, zaś dostaje po Mulliganie same taktyki i dodatki. Poddaje. W drugiej grze również w pierwszej nie wychodzi z niczego. Ja się wystawiam, co wyjdzie u niego Dreamer, to go cofam/zabijam. Wiatry wyburzam. Potem zaczął coś grać, ale miałem już tak dużo na stole, że dałem radę spokojnie spalić. Niestety, bywają takie momenty, że nic się nie da zrobić. Szkoda trochę, następnym razem będzie lepiej.
Z bilansem 3-2-2 zająłem 17 miejsce. Jestem nawet zadowolony, byłem o jedno zwycięstwo od Topki. W sumie okej, że nie było TOP 16, bo plułbym sobie w brodę (nie mam takiej, jak bohaterowie z mojej talii, ale mniejsza). Talia dawała radę, ale była po prostu za duża. I trochę nie ogarniałem (z Archim miałem w planie zagrać Kazadora w devke, Tunelarza, po czym wstawić Kazia z SYG-a; położyłem oczywiście inną devkę i nie miałem kogo wskrzeszać). Ale myślałem, że będzie gorzej. Boreasa wyprzedziłem.
W czasie przerw między grami (kilka razy zdarzyło się, że kończyłem przed czasem) siedziałem sobie i oglądałem inne decki. De facto w większości patrzyłem na gry Jego Wszechobecności Admina. I uświadamiałem mu, jak nie ogarnia i nie zna kart: zagrywa Corba, mówi Śledzie, w odpowiedzi Stachu gra tą kartę. Działa ona do końca fazy, czyli na fazę Pola Bitwy by już nie działała. Ale co tam, nie atakuję. Pomijając już to, że jaką kartę wybierasz mówisz w resolvie. Albo druga sytuacja, w 1/4 (dobra, chyba nikomu nie zaspoileruje, że Virgo był w TOP 8). Virgo atakuje Grubym Szczurem i Clawleadera. SoS-u ma 3 kasy. Wyznaczył już wszystkich na atakujących, z akcji Wodza wystawia Clan Ratsy. Odpala akcję tych ostatnich na Clawleadera, Eksperymenty rzuca na Clan Ratsy. I co? Bomba! Gry dał wszystkie dopałki na Grubego, to spaliłby i wygrał. Ale nie, po co. Wygrał ogólnie 2:1, przyfarcił z dwoma top deck Hordami.
Ale o Topce za chwilę. Wrócę jeszcze do tego, co pewnie Wilku opisze. Nie widziałem sytuacji, ale wg mnie rzucanie kostką nie jest odpowiednie. Rozumiem sytuację, gdy ktoś jest skontrolowany do 0, albo ma 2 rzeczy na stole, a spaloną strefę i 2 Snoty w strefie. Ale jeżeli była normalna gra, gdzie ktoś miał tylko lekką przewagę, to nie remisowanie jest nie ma miejscu. W Gdańsku starałem się pilnować, ale wiadomo, wszystkich nie da rady ogarnąć. Takie coś było nie fair w stosunku do Wilka. Jeżeli graliście za wolno, to wasz problem. Okej, każdy może się poddać, ale bez przesady. Są zasady, których trzeba się trzymać. I trochę szacunku dla innych, których wyrzucacie z TOP-ki. Zaznaczę jeszcze raz, że nie widziałem sytuacji na stole, dlatego, jeżeli była inna sytuacja, to nie bierzcie tego do siebie. Sami oceńcie w swoich sumieniach.
W Top 8 znaleźli się: SoSu, Germanus, Stach, Keil, Raskoks, Przemo, Drumdaar i Virgo. Klątwa Metatrona zadziałała, SoSu odpadł. Germanus także, nie obronił tytułu.
Półfinał Virgo-Raskoks zasługuje na oddzielny akapit. Dokładnie trzecia gra i jej końcówka. Obaj gracze zablokowali Śmierć w Cieniach na Polybogu. Ten Virgo jednak zginął, zaś Admin zabił Raskoksowi jego poprzez akcję Sniktcha. Koniec czasu. Virgo ma jedną spaloną strefę i 3 obrażenia w drugiej. Raskoks tylko 3 obrażenia w jednej. Admin rusza do ataku, wystawia osiem młotków i napiera w pusty Kingdom. Raskoks ma 1 kasy i odpaczoną(!) Elitę w Polu Bitwy. I Śmierć w Cieniach na ręce. Ale nie zauważył, że oba Corby umarły. Remis i rzut kością. Virgo w finale...!
A finał to też ciekawa historia. Siedziałem koło Virgo, pierwszą grę jakoś wygrał. W drugiej Stachu skontrolował Virgo i było tylko "no, już, Stachu? Super, mam pusty stół, spaliłeś, jeszcze dwie". A ciągnęło się dosyć długo. Potem organizator udał się na stronę, ja zaś uświadomiłem Adminowi, że źle zagrał, powinien grać eksperymenty na jednostkę z Clanleadera, to ona na discard spadnie i będzie mógł jej użyć znowu. W ostatniej Stach nie mógł nic zagrać w pierwszej turze (zabił go brak mulligana, akurat w finale, niefart...). Virgo przypomniał sobie o moich słowach, wystawił w ostatnim ataku Clan Ratsów z discardu i wygrał. Gratulacje, w sumie należało Ci się zwycięstwo, bo zawsze byłeś wysoko. Robiłeś błędy, ale farta też trzeba mieć. A teraz wygrałeś. Szacun, bo, jak sam zauważyłeś, to pierwszy twój duży turniej nie-Orkami. Drugi Stachu grał właśnie Wurrzagiem, pszypadek? Nie sondze. Trzeci Drumdaar, kolejne podium Krasiami. Najlepszy Order, graty. 4 Raskoks, chyba życiówka, czyż nie? Oby tak dalej.
Po rozdaniu nagród (syte, a jak!) nastąpiła integracja. Wielkie dzięki wszystkim, było świetnie. Ukłon dla Makabrysia, który generalnie był najlepszy. Znacie go, "tutaj nie trzeba wielu słów", powtarzając z piosenki mojego ulubionego zespołu. FAK-JU-TEAM trochę obradował, ale rozumiem ich zaangażowanie. Muszą teraz swoje babole poprawić.
O 2 się zawinęliśmy, pojechaliśmy do Dashiego. Jeszcze raz
serdecznie dziękuję, za wszystko! Rano wstaliśmy wcześnie, poszedłem do
kościoła, wykazując zmysł orientacji (Dashi bardzo prosto wytłumaczył mi
drogę, ale ja i tak poszedłem po swojemu i potem 10 minut szukałem
świątyni). Ale mniejsza, w każdym razie przed 10 byliśmy na miejscu,
jako pierwsi. Wszyscy zaczęli się schodzić i koło 11 chyba zaczęliśmy.
Grałem takim deckiem: http://deckbox.org/sets/585538
Działał dobrze, ale na początku. Potem było krucho, niestety.
Ogólnie gry były wszystkie zaciekłe do samego końca, pierwsza, jak to opisał Solar, epicka. No i świetna mini-synergia Daemon Prince + Eksperymenty + Brutal Offering. Kataklizm wygrał Przemo (Dwarfami, tak się, przechwalał tym "Wrocławskim Destro", a w obu turniejach grał Porządkiem). Drugi był Drumdaar, również Długobrodzi. A na trzecim Keil i Repek, Chaos i Imperium. Gratulacje dla wszyskich, i tutaj nagrody nie zawiodły. Dodatkowo Przemo dostał prezent od Ricardo! Kto był lub słyszał, ten wie, jak wielkie jest to trofeum!
I tak powoli nastał moment pożegnania. Przed 17 zabrałem się, ruszyłem na Dworzec Autobusowy, gdzie wsiadłem w Polskiego Busa. O 4 Gdańsk przywitał mnie mrozem i śniegiem (w Krakowie ani płatka)...
Dzięki wszystkim za świetny turniej. Zauważcie, że wymieniłem kilka podobieństw do Virgo, a mógłbym kolejne: byliśmy wyżej od Boreasa, byliśmy średnio ograni, mają nas za gimbusów, którymi nie jesteśmy... Może dlatego kibicowałem Virgo, bo dostrzegałem podobieństwa w jego grze do mojej. Ale mniejsza.
Dzięki wszystkim i każdemu z osobna, gdybym miał wymieniać wszystkich, byłoby z 50 osób (bo Wujtrator za testy, bo Filku za karty, mama, bo mi jechać pozwoliła, właściciele Hexa, masa...). Do zobaczenia, gratulacje dla zwycięzców.
Inwazja still alive!
Do zobaczenia w Wawie!
Trójmiasto! Trójmiasto!
I trochę zdjęć na koniec:
propsy:) miód relacja.
OdpowiedzUsuńKubala to podpowiadczu jeden :>
OdpowiedzUsuńa 4 ka to nie moja zyciowka rok temu tez gralem z drumdaarem o 3 miejsce i wtedy sie udalo :)
Okej, nie wiedziałem. Gratuluję, Raskoks. Do trzech razy sztuka, w Wawie finał?
OdpowiedzUsuń