środa, 11 września 2013

OMP 2013, czyli wszystko

No i po Mistrzostwach Polski. Gdybym miał je w skrócie opisać, podsumować jednym zdaniem czy senstencją, to chyba nie dałbym rady. Działo się naprawdę sporo, zarówno przed turniejem, jak i podczas niego, a także po jego zakończeniu (tj końcu części oficjalnej). Relacja, jak to relacja, zaczyna się trochę czasu wcześniej. Zatem cofnijmy się do lipca 2013 roku (czyli 2 miesiące wstecz).

Wojt, opisując swój występ w Bydgoszczy, powiedział, że czerwiec nie jest dobrym miesiącem do Inwazji. Zgadzam się z tym, ale dopowiem: wakacje są jeszcze gorszym. Uczniowie i studenci mają wakacje, zaś starsi zazwyczaj biorą urlopy. Zatem większość osób albo jest gdzieś na wyjeździe, albo ewentualnie w pracy (np sezonowej). Przez to naprawdę ciężko było nam, w Trójmieście, sklecić jakieś granie. Wiem, że po wyjściu Kataklizmu sceny odżyły, zaczerpnęły w płuca powietrza. Miło było patrzec na to, że we Wrocławiu czy Warszawie grają co tydzień, i to w dużą liczbę osób. A u nas, niestety, scena umiera.

No a Mistrzostwa coraz bliżej...

Jak to zwykle bywa, miałem dylemat odnośnie talii, którą zagram. W wakacje, prócz kilku gier Wurrzagiem, kiedy sobie w 4 osoby trochę pograliśmy w Polufce, grałem tylko Imperium. Myślałem, co może być dobre na to meta. Spodziewałem się dużo DE i End Timesów. Uznałem, że Verena radzi sobie z tym drugim. A jak z pierwszym? Mając w pamięci mecze z Wrocławia, gdy przegrałem z Metatronem i Radanerem, wiedziałem, że ta talia ma małe szanse. Wujtrator swoimi Dwarfami ostatecznie rozwiał moje płonne nadzieje. Cały niemal sierpień nie było mnie w Gdańsku, nie mogłem testować. Do ostatniej chwili nie byłem pewien, czym grać. W grę wchodziło kontrolne Imperium i Dwarfy, które mają teraz turbo ekonomię i świetnego trzeciego bohatera. W ostatni dzień, jeszcze przed wyjazdem, napisał do mnie Filku i powiedział, żebym wziąć swoje Imperium, żebym nie eksperymentował. To przeważyło szalę. Zresztą w Dwarfach musiałbym dużo kart pożyczać. Zatem, wsiadając do pociągu o 19:20, byłem zdecydowany na Imperium.

Do talii wrócę za chwilę, teraz podróż. Chociaż była długa (mieliśmy chyba najdalej, nie licząc Białegostoku).  Z Gdańska jechałem ja i Tobol (Zygi był już na miejscu). Po wizycie w Macu wsiedliśmy do pociągu no i jedziemy! W przedziale, prócz nas, mieliśmy samą płeć piękną, a mianowicie grupę przyjaciółek, jadących do Zakopanego. Poczytaliśmy, zagraliśmy jedną grę, w której moje Imperium niemal rozjechało kontrolny Chaos Tobola. Co skłoniło jego samego do przemyślenia swojego decku (cały czas miał wątpliwości czym zagrać, kontrolą czy rushem na ET). W Iławie dosiedli się Wojt, Matatron i Barry. Powstało pytanie, gdy by usiąść, żeby w spokoju pogadać. Ich przedziały były zajęte. Gdy ten pierwszy usłyszał, kogo my mamy w przedziale, to od razu zaproponował, żeby iść do nas. Czyżby samotność mu doskwierała? Pozostawiam to do oceny jego bliższym znajomym. Ogólnie Wojt na tym wyjeździe  ukazał swoją naturę podrywacza, ale o tym później. Usiedliśmy sobie w pustym przedziale w I klasie. Trochę pogadaliśmy, na tematy wszelakie. Dopiero po północy, kiedy przyszedł kontroler, grzecznie poszliśmy do pokojów. No i do spania, trzeba zaznać trochę snu przed turniejem. Po 7 wysiedliśmy w Krakowie i rozdzieliliśmy się. Metatron i Barry ruszyli zostawić rzeczy w swoim miejscu (oni nie nocowali w Retro). My zostaliśmy w centrum, Wojt spotkał znajomych z Iławy. Potem poszliśmy na pizzę w tunelu, bardzo smaczną i tanią. Najedzeni ruszyliśmy na Starówkę, gdyż było jeszcze za wcześnie, by jechać na miejsce turnieju. Siedzieliśmy pod pomnikiem Mickiewicza, rozmawiając o polskich filmach. Tobol w międzyczasie pomógł zwiedzającym, robiąc im wspólne zdjęcie pod pomnikiem. Po pewnym czasie ruszyliśmy w stronę przystanku tramwajowego i stamtąd na Komandosów. Stach i ekipa Galakty dopiero szykowali imprezę, więc ruszyliśmy do baru. Tak też spotkaliśmy pierwszych Inwazjowców (po raz kolejny powtórzę, są to dla mnie jedne z najlepszych momentów na takich wyjazdach). Spisaliśmy talie i o 10 poszliśmy z powrotem do budynku. Kolejne przywitania, zapisy, szybka gra testowa z Zygim (której przyglądało się kilkanaście osób, scoutowali mój deck, na pewno). No i znów jesteśmy przy talii...

http://deckbox.org/sets/469888

Jak widać, standardowa kontrola Imperium na Rodrikach + kilka techów: Zbrojny zwiad na przewijarki i ET, Wolna Kompania na wszystko, bardzo zaskakująca i potrafiąca wkurzyć, Dezercje na Klasztory (nie użyłem ani razu, niestety), no i 1 Verena, która, jak zawsze, wchodziła gładko. Jest to w sumie talia identyczna jak moja z Bydgoszczy, tylko że dodałem 2 Dezercje, a wyrzuciłem 1 Huntsmena. Nie będę się rozwodził nad działaniem, talia robi ekonomię, kontroluje, skacze i napiera. Standard.

Wszyscy się zapisali - 78 osób, dużo, jednak termin był trochę niefortunny. Zgodzę się, w innym terminie była możliwa setka. Ale co tam. Pary rozlosowane, czas zaczynać.

Runda 1
vs Zajcu, IMP 1:0
Pierwsza gra i od razu sukces - nie gram z kimś z Trójmiasta! Przedstawiciel licznej Włocławskiej ekipy grał podobnym Imperium do mojego, ale z ukochaną kartą Okonia, Grabieżcą. Rzadko wchodziła, zwykle w odpowiedzi szła Dyscyplina Gra była, jak to Imperium z Imperium, długa, każdy tworzył swoje "sim city", trochę się tylko kontrolując. Zajcu trochę nie ogarniał, zapominał używać pozostawionych sobie żetonów. Jak to zwykle bywa w mirrorach, zadecydowało ogranie, a mój przeciwnik, co sam przyznał, długo nie grał. Na drugą grę nie starczyło czasu. Ale dzięki za pojedynek w miłej atmosferze.

Runda 2
vs Arteusz, DWA 2:0
Wujtrator, z którym testuje decki, zawsze gra Krasnoludami, zatem coś tam rozumiałem. Przeciwnik grał chyba na Innowacji. W pierwszej grze miałem fatalny start, tylko z kościoła. Na moje szczęście nie rozstałem skontrolowany i potem zdołałem mocno przycisnąć i odciąć przeciwnika od kart. W drugiej zacząłem lepiej i mimo naporu dałem radę. Nie pamiętam, czy aby nie weszła w pewnym momencie jakaś Verena. W każdym razie w tym wypadku Rodriki z Wezwaniem robiły gry (takie było założenie)

Runda 3
vs Zyziu, HE 1:2
Deck Wysokich na Sally Forth. Pierwsza gra była tragiczna, nie miałem nic do zagrania po muliganie. Dopiero w trzeciej turze wystawiłem jednostkę, ale i tak dostałem Drewno. Miazga. Poddałem dosyć szybko.W drugiej udało mi się spalić naporowym Hemmlerem. W trzeciej zaś, mimo mojej walki, zostałem spalony. W kluczowym momencie Duel Loeca (Mag + Osąd) rozwiązali sprawę. Gratki za wejście do Topki.

Runda 4
vs Okoń, DWA 2:0
Kolejny z Włocławska, brat Zajca. Przed pojedynkiem postawił koło mnie figurkę Buddy, mówiąc, że on przynosi pecha. Szybko w duchu pomodliłem się o siłę do pokonania złych duchów. No i jedziemy. Okoń grał naporowymi Krasnoludami. Ja wychodzę z jednostki i supportu, on: devka, Dance to Loec, Dance to Loec, Wyburzenie, Pielgrzymka. Haha, dobre żarty. No ale zacząłem jeszcze raz, Okoń co prawda zaczynał palić, ale wyjście Hemmlera na Ukrytego Agenta załatwiło sprawę. W drugiej grze znowu Hemmler był kluczowy, robił ekonomię, palił i bronił. Po pojedynku Okoń uznał, że jego Budda przestał działa. Odetchnąłem. 3-0-1, nie tak źle.

W tym momencie przerwaliśmy grę i udaliśmy się do baru, żeby coś zjeść. Tyle osób na raz w tym lokalu zdarza się chyba tylko raz na rok, kiedy przychodzą tu Inwazjowcy. Ale jedzenie smaczne. Najedzeni, wróciliśmy. Zbliża się czas decydujących bitew...

Runda 5
vs Horsky Skritek (nie pamiętam ksywki, a tak jest na wynikach), DWA 1:2
Naporowe Dwarfy, znowu. No dobra... Pierwsza gra w plecy, zostałem szybko spalony, Serpent nie został skontrolowany. W drugiej ja zajechałem (chyba Verena właśnie tu pokazała niszczycielskie oblicze). No i trzecie gra, gdy po spaleniu pierwszej strefy zaczynałem zbierać karty. Nie ogarnąłem, myślałem, że to druga. Fail... No ale kolejna strefa padła chwilę potem. Porażka oznaczała, że musiałbym wygrać obie gry, żeby wejść do Topki...

Runda 6
vs Rodzyn, DE 1:2
Ciężkie gry o wszystko, DE na kontroli ręki, która przewija (Corsair Tower) i pali (Konwenty). Zazwyczaj to drugie. Pierwszą znacznie przegrałem, druga zdołałem szybko spalić. No i gra numer 3. Ja palę, ale jestem przewijany. Pod koniec gry mam dwa kasy, Hemmlera i Lincolna w polu bitwy, taxi z Panterą w queście. Zamiast zagrać kościół o pozbawić się kart na ręce (stały 3 Konwenty), ja skoczyłem do Pola Bitwy. Zabrakło mi jednej kasy, by spalić (potrzebowałem dwóch młotków, raz mogłem dopalić Pantery). W turze przeciwnika straciłem dwie karty i wisiałem na 2 obrażeniach. Dobieram jedną kartę i idzie akcja wiedźmy. Jeśli to taktyka, to zagram ją i wygram. Inaczej ją stracę i przegram. Kościół... Mogłem to wygrać, ale zagrałem źle. Ale cóż, szczęście sprzyja lepszym, no i to mój błąd. No i po Topce.

Runda 7
vs Kris, DE 2:0
Opuściłem gościnną "salę najlepszych". Mecz, już bez spiny, na głównej sali. Chociaż dostawałem Hate-y i Kulty, to udawało się jednak dwa razy spalić. Jakoś dużo mi się nie zachowało już w głowie z tych gier, a szkoda. No, ale zdarza się.

Co zawiodło w talii? Po pierwsze, ja, mogłem lepiej zagrać. No i chyba za dużo techów chciałem włożyć, w kluczowych momentach nie dochodziło to, co trzeba. Mniejsza o mnie.

Po rundzie zasadniczej prowadził Metatron, do Topki weszli też (wg kolejności): Boreas, Przemo, Keil, dex, Jaszczur, Alpharius, Stach, Virgo, Zyziu, Rodzyn, GilGalad, Sawar, Farba, Majesty i Borin. Chwilę później rozegrano pierwszą rundę (1/8), i na placu boju pozostali (pary ćwierćfinałowe):
Gilgalad - Keil
Metatron - Virgo
Boreas - Zyzio
Przemo - Jaszczur

Skoro już przy wynikach jesteśmy, chcę powiedzieć jedną rzecz, która mnie osobiście zdenerwowała. Otóż postawa naszego Mistrza Europy, który 3 lub 4 rundy, kończąc remisem, rzucał kością o wynik. Rozumiem, ostatnia czy przedostatnia runda. Ale w trzeciej, czwartej? Ludzie, po to są zasady, żeby ich przestrzegać. Radaner nie wszedł do Topki, i bardzo sprawiedliwie, bo nie zasłużył. Skoro grał wolno, to nie powinien na tym koszystać. Okej, to Mistrzostwa, ale takie spiny o wynik są żałosne.

No i tak kończymy pierwszy dzień turnieju. Przychodzi zatem pora na integrację...

Ruszyliśmy do New Retro, dostaliśmy klucze, sprawdziliśmy przy okazji Msze w pobliskim kościele. Gdy mieliśmy już iść na górę, Wojt spytał się recepcjonistki, cytuję: "A pani nie idzie z nami?" Wywołało to u nas salwę śmiechu. No, podryw był, jaki był, ale brawa za odwagę. Poszliśmy we trójkę na górę, zostawiliśmy nasze rzeczy, ogarnęliśmy się i, popędzani przez Włocławek, wyszliśmy. Germanus był zmęczony, zatem został w hostelu. Ja z Wojtem, Okoniem i resztą Włocławskiej ekipy ruszyliśmy. Trochę to trwało, zanim znaleźliśmy lokal. Najpierw zaszliśmy na kebaba, o którym Wojt powiedział, że jest "jak gruz" (inni byli podobnego zdania). Potem, prowadzeni przez Okonia, o mało co się nie zgubiliśmy. Ale w końcu dotarliśmy na miejsce ("Róg Brackiej i Reformackiej").

Na integracji, jak zwykle, była bardzo fajnie. Ja co prawda nie piłem (tylko Colę), ale nie przeszkadzało to w rozmowach na tematy wszelakie, od Inwazji, przez forum, po politykę. Wielki dzięki wszystkim za ten wieczór (i noc). Koło 2 chyba opuściliśmy bar w poszukiwaniu innego. Pierwszy napotkany zwał się bodaj "pod Jaszczurem", i Darker, który go wypatrzył, od razu pokazał go naszemu Jaszczurowi. Do środka jednak nie weszliśmy. Później chodziliśmy trochę po Krakowie aż znaleźliśmy jakiś inny bar. Tam jednak nie wpuścili mnie, Barrego i Alana. Mnie, oczywiście, z racji niepełnoletności, zaś Barry nie miał dowodu, a Alan był ubrany zbyt "na sportowo". Zatem większość osób wyszła z baru i rozeszliśmy się: część, w tym ja, wracała do hostelu, reszta została. Po drodze byliśmy w sklepie, gdzie zrobiliśmy zakupy (wiadomo, ja jedzenie i picie, reszta piwo). No i ruszyliśmy już do hostelu, a w czasie przechadzki Tobol, który był już wstawiony, wyśpiewywał pieśni na część Wojta, do refrenu "Ore, ore, szabadabada". Okoń stwierdził, że to hymn tych OMP-ków. Podpisuję się pod tym. Bo w sumie innych piosenek nie śpiewaliśmy. Ale wrócmy do drogi. Dotarliśmy do hostelu, nasza międzymiastowa ekipa została jeszcze chwilę na dworze, po czym wszyscy poszli spać.

Rano wstaliśmy i poszliśmy we trójkę (ja, Wojt i Germanus) na Mszę do Kościoła na Skałce, pod drugiej stronie Wisły. Świątynia bardzo mi się spodobała, no ale to nie jest blog o budowlach sakralnych, zatem powstrzymam się od opisów. Po Mszy wróciliśmy do hostelu, zabraliśmy rzeczy, oddaliśmy klucze i, obładowani bagażem, skierowaliśmy się z powrotem na miejsce rozgrywek. A tam toczyły się już ćwierćfinały. Prócz sporej grupy obserwatorów, 16 osób grało w Kataklizm (ostatecznie wygrał Alan, gratulacje dla ustępującego wicemistrza Polski). Pozostali albo pykali w jakieś planszówki w sali obok, albo w Inwazję na głównej sali. O, tak, bo mało im było.

Co do finiszu Mistrzostw, to liczyłem na Metatrona, ale sprawdziło się to, co powiedział Germanus: nikt, kto wygrał zasadniczą, nie wygrał potem całego turnieju. Tak było i tym razem. Metatron odpadł w 1/2 z GilGaladem, który z finale zagrał z Jaszczurem. Finał był nagrywany, zatem full professional. No i zwyciężył Jaszczur, ze swoim kombem, które szczegółowo zostało opisane na forum. Zatem MAMY NOWEGO MISTRZA POLSKI! Wielkie gratulacje! Rok temu większość obstawiała twoje zwycięstwo, tym razem może nie byłeś głównym faworytem, ale przełamałeś syndrom 2 miejsca.
Potem odbył się finał rankingu, który wygrało to samo kombo, różniące się jedną kartą. Zwycięzcą został Przemo. Wyniki końcowe obu topek poniżej:

OMP-ki (TOP 16):
1 Jakub "Jaszczur" Serafin
2 Hubert "GilGalad" Żabik
3 Paweł "Metatron" Leszuk
4 Paweł "Boreas" Żochowski
5 Przemysław "Przemo" Zub
6 Piotr "Keil" Pędzik
7 Wojciech "Virgo" Grochowski
8 Grzegorz "Zyziu" Kałczuga
9 Krzysztof "dex" Bober
10 Patryk "Alpharius" Peciak
11 Stanisław "Stach" Błaszkiewicz
12 Łukasz "Rodzyn" Biegun
13 Grzegorz "Sawar" Bieńkowski
14 Tomasz "Farba" Farbiszewski
15 Rafał "Majesty" Walczak
16 Jakub "Borin" Biegun

Finał rankingu (TOP 4)
1 Przemysław "Przemo" Zub
2 Stanisław "Stach" Błaszkiewicz
3 Tomasz "Selverin" Fedorczyk
4 Paweł "Metatron" Leszuk

Pociąg dopiero po 23 (bilety mieliśmy kupione, dzięki uprzejmości pani recepcjonistki z New Retro). Zatem chwilę pograliśmy (a w sumie zaczęliśmy tylko grać w Grę o Tron), i zagraliśmy dwie gry w Kataklizm. Potem przyszły pożegnania no i opuściliśmy miejsce zmagań.

Skierowaliśmy się do McDonalda w Galerii Krakowskiej w podaj piątkę: ja, Wojt, Metatron, Barry i Tobol. Potem ten ostatni nas opuścił, my zaś siedziliśmy tam dosyć długo, rozmawiając o wszystkim (wspomnienia, plany etc). Jedliśmy różnorakie jedzenie (Big Maci za 5 zł!), aż przyszła 21, kiedy zamykali galerię. Potem włóczyliśmy się po Krakowie w poszukiwaniu jakiegoś baru, aż w końcu wróciliśmy na peron i tam spędziliśmy ostatnie pół godziny oczekiwania. O 23:20 wsiedliśmy do pociągu i ruszyliśmy w drogę powrotną. My w Wojtem mieliśmy miejsca w innym wagonie niż olsztyńska dwójka, zatem pożegnaliśmy się już na peronie, przed wejściem. Oni wysiedli w Działdowie, a Wojt w Iławie, zatem ostatnie bodajże 2 godziny jechałem sam. Przedział też powoli się opróżniał, zatem było więcej luzu. Około 11 dotarłem do Gdańska. Wyjazd skończony...

No i parę słów podsumowania: gratulacje i podziękowania dla wszystkich, dla każdego z osobna, dla zwycięzców, dla pokonanych, dla Jaszczura, wygrał zasłużenie, dla GilGalada, gra przecież dopiero 2 miesiące, dla Metatrona za mega wysoki poziom, dla Boreasa za 4 miejsce zwyczajnym, kontrolnym Chaosem. Dla Przema, za wymyślenie komba i przekonanie Jaszczura do gry nim, dla Selverina, który był trzeci w finale rankingu, a ponadto wygrał Mistrzostwa w Netrunnera, dla całej ekipy, która była na integracji, dla Wojta za ogarnięcie wyjazdu, dla całej ekipy włocławskiej za wspólne wyjście na integrację  i wspólny powrót,  dla Germanusa za miłe towarzystwo, dla Tobola za śpiewy, dla Wojta, Metatrona i Barrego za towarzystwo przed większość czasu poza turniejowego (droga do Krakowa, niedzielny wieczór w Krakowie, powrotna droga). I dla was wszystkich. Do zobaczenia!

 PS. Przepraszam za jakiekolwiek błędy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz