Zapraszam na wywiad z "Królem Cyganów" - Wojtem, który zajął trzecie miejsce podczas pierwszego Regionalsa w Warszawie:
Kubala: Chciałbym Ci pogratulować świetnego wyniku. Na ostatnich 4 dużych turniejach, na
których byłeś (Bydgoszcz, OMP-ki, Gdańsk i Warszawa) raz wygrałeś, a dwa
razy byłeś trzeci. Zgodzisz się, że osiągnąłeś swój szczyt formy? Co
zaważyło na sukcesach, szczęście, talia, doświadczenie czy może coś
innego?
Wojt: Dzięki. No zdecydowanie w ostatnim czasie osiągałem swoje
najlepsze wyniki na turniejach regionalnych, więc nie mogę się nie
zgodzić, że to mój, jak to nazwałeś, szczyt formy. Na pewno największe
znaczenie miało to, że do Bydgoszczy i do Warszawy wziąłem znakomicie
przygotowane i ograne talie. Doświadczenie w tej grze też mam spore i
raczej niewiele jest talii, które są w stanie mnie całkowicie zaskoczyć i
to też na pewno pomogło. Szczęście też było ze mną, szczególnie w
Warszawie.
Kubala: Jak ocenisz poziom organizacji na pierwszym
Regionalsie w Stolicy? Coś Ci się nie podobało, czy też wszystko było
dopięte na ostatni guzik?
Wojt: Wszystko było przygotowane naprawdę świetnie, nawet jakbym bardzo chciał się do czegoś przyczepić to nie mogę niczego znaleźć.
Kubala: Zdecydowałeś się na grę Nieumarłymi, które (po ukróceniu komba) nie są
aż tak popularne. Dlaczego wybrałeś akurat tą rasę? Opisałbyś pokrótce
działanie swojego decku?
Wojt: Od zawsze chciałem stworzyć deck, który
grałby na tzw. grubasach czyli drogich jednostkach z mocnymi
statystykami i umiejętnościami. Próbowałem parę razy w warunkach
domowych taki deck sklecić, ale nic mi nie wychodziło. Specyfika Inwazji
powoduje, że takie talie są na ogół nieskuteczne, bo co z tego, że ja
się namęczę żeby wystawić gościa za 5-6 skoro zaraz zejdzie od
pielgrzymki za 0 lub seedesów za 1. Dopiero Nieumarli dali możliwość
wystawiania drogich i mocnych jednostek odpowiednio tanio i odpowiednio
szybko. Głównie chodzi mi tu o karty: Inwokacja Neheka i Raise Dead,
który co prawda pojawił się już bardzo dawno, ale w Nieumartych, dzięki
zrzutowi pięciu kart i Innowacji może działać już od pierwszej tury.
Ogólnie moja talia miała dużo ciekawych opcji w zależności od tego jak
układała się gra można było skupić się, albo na kontroli albo na mocnym
ataku. Za każdym razem musiałem też dostosować sposób swojej gry do
przeciwnika i do tego co spadło mi na discard przed wzięciem ręki
startowej.
Kubala: W jaki sposób składasz talie? Budujesz je wokół konkretnej karty, synergii; zaczynasz od drogich kart, czy najtańszych?
Wojt: Wszystko
zaczyna się od jakiegoś konkretnego pomysłu lub chęci wykorzystania
danej karty. Potem dobieram resztę talii, tak aby wpasowała się w ogólny
zamysł i stworzyła dobrą synergię. Zawsze staram się żeby talia nie
miała zbyt wiele drogich kart (czego akurat talia z Wawy może być
zaprzeczeniem, hehe), ważne dla mnie jest też żeby nie mieć za dużo kart
bez młotkowych i taktyk, żeby łapa się nie zapychała.
Kubala: Czy
grało Ci się w tym roku najprzyjemniej? Jakim typem talii najbardziej
lubisz grać? Masz już jakieś nowe pomysły na nietypowe decki?
Wojt: Zdecydowanie
największą przyjemność sprawiła mi gra Nieumarłymi, dawno tak dobrze
się nie bawiłem żadną talią. Było to coś zupełnie nowego i ciekawego.
Mój ulubiony typ talii to kontrola, często jak chcę złożyć deck jakiegoś
innego typu to ciężko mi się wyrwać z mojego „kontrolnego” rozumowania.
Parę dziwnych pomysłów mam i pewnie po Wrocławiu wprowadzę je w życie.
Mimo, że nowe karty już nie wychodzą to ze starych można złożyć jeszcze
masę ciekawych talii.
Kubala: Jak ocenisz scenę w swoim mieście? Czy miejscowi pomagają Ci w składaniu decków lub rozwijaniu umiejętności?
Wojt: Scenę
trójmiejską oceniam bardzo pozytywnie. Nasze turnieje zwykle są
rozgrywane w dobrej atmosferze, czasem zdarzy się jakaś mała spinka, ale
to nic dziwnego. Ludzie mają raczej luźne podejście i przynoszą często
decki nie koniecznie będące na topie, ale jakieś swoje wynalazki. Poziom
może nie zawsze jest najwyższy, ale zabawa zawsze jest przednia. Ja
swoje talie składam sam, ale wiadomo, że czasem podpatrzę się od kogoś
jakiś fajny pomysł, który później samemu wykorzystuję. Jeśli chodzi o
rozwijanie umiejętności to wiadomo, że każda rozegrana gra daje Ci
jakieś nowe doświadczenie, które potem pomaga. Szkoda, że nie grają już z
nami tacy zawodnicy jak Fortep czy Teo, bo oni zawsze mieli świetne
pomysły i można było się od nich sporo nauczyć.
Kubala: Jak będzie z tym dwudniowym turniejem w Iławie? Planujecie go w końcu zorganizować?
Wojt: Niestety ostatnio iławska scena mocno podupadła i jakoś na razie nie ma widoków na odrodzenie, więc temat zawieszony.
Kubala: Czego oczekujesz po najbliższym FAQ? Chciałbyś, żeby coś zostało
ukrócone, uważasz, że coś trzeba wzmocnić? Jakieś bany, restrykcje?
Wojt: W
momencie jak odpowiadam na te pytania FAQ już jest, więc pozwolę sobie
skomentować. Dobrze, że Skaveny dostały restrykcję na Hordę, to powinno
je trochę zastopować, myślę, że i tak cały czas będą mocne, ale z
Innowacją / Warpstonem były zdecydowanie zbyt silne. Czas pokaże czy
taki manewr wystarczy, czy będzie trzeba im uwalić coś jeszcze.
Restrykcje Dwarfów nieco mnie dziwią i nie wiem czy ich zamierzenie
czyli urozmaicenie krasnoludzkich buildów zostanie spełnione. Ja np. nie
wyobrażam sobie decku na Rangerach bez My life for the hold. Obawiam
się, że może skończyć się na tym, że będzie grał ten sam deck, w którym
Valaya zastąpi My life, a Tunele po prostu wylecą. To co mi się nie
podoba to nowy zestaw restrykcji dla orków. Jakoś Wurrzag z Hordą mi
śmierdzi, bo to oznacza rzygi, które nie mają żadnej negatywnej
konsekwencji dla rzucającego. Żeby wstawiać Grimgora zawsze można z
powrotem wziąć Raise deada, który w orkach od zawsze działał świetnie.
Siła ofensywna szamana znacznie wzrośnie, ale osłabią się jednak jego
możliwości obronne, bo rytuał i w tym celu był wykorzystywany. Zawsze
jednak zostają śledzie, które dla niektórych decków są nie do
przeskoczenia.
Kubala: Jak oceniasz przyszłość Inwazji? Czy gra w najbliższym czasie "umrze", czy też dalej będzie tak popularna w Polsce?
Wojt: Myślę,
że popularność będzie malała. Jest to niestety nieuniknione, bo bez
nowych kart powoli zacznie się nam Inwazja nudzić. Lokalne sceny w wielu
miastach już zaczynają słabnąć, co można zaobserwować na stronie
Galakty. Mimo wszystko ostatnie turnieje regionalne pokazują, że cały
czas jest bardzo duża grupa osób, które chcą się w tę grę bawić i nie ma
dla nich przeszkód. Poza tym mamy sprawnie działający FAQ team, który
wprowadza zmiany dające ciągłe urozmaicenie.
Kubala: Czy oczekujesz Conquesta, karcianki w uniwersum Warhammera 40K? Masz jakieś odczucia odnośnie obecnej wiedzy o grze?
Wojt: Szczerze
mówiąc, kompletnie się tym nie interesowałem i nie mam poglądu.
Uniwersum 40k jednak nigdy szczególnie mi się nie podobało.
Kubala: Planujesz jechać na Assault? Czy ktoś z Iławy planuje przyjazd?
Wojt: Tak,
wybieram się. Być może dołączy do mnie jeszcze jeden iławianin, którego
wszyscy dobrze znają, a dawno go na żadym regio nie było.
Kubala: Skąd pochodzi twoja ksywka "Król Cyganów"?
Wojt: Zaczęło
się na AoW 2013, kiedy gdańska ekipa kierowała się do centrum Wrocławia
pomstując na mnie za to, że namówiłem ich na przechadzkę zamiast jazdy
tramwajem. Zygi złożył wtedy jakieś Dark elfy, które kradły kasę i
nazwałem go przez to Królem cyganów. Potem graliśmy w McDonaldzie,
grałem prototypem talii z Bydgoszczy i pognębiłem Zygiego Infiltracją,
więc on powiedział, że to ja jestem prawdziwym Królem cyganów. Na
następnym turnieju lokalnym kiedy nas sparowało stwierdziliśmy, że
trzeba wreszcie rozstrzygnąć kwestię i kto wygra ten zostaje królem.
Infiltracja znów zrobiła grę i ksywa została przy mnie, Zygi na
pocieszenie otrzymał tytuł księcia.
Kubala: Dziękuję za udzielenie
wywiadu, jeszcze raz gratuluję wyniku. Życzę powodzenia podczas
kolejnych turniejów. I do zobaczenia na turniejach. Chciałbyś coś
jeszcze powiedzieć, przekazać coś od siebie graczom Inwazji?
Wojt: Również dzięki za wywiad. Pozro pincet dla wszystkich graczy i do zobaczenia na AoW. Przybywajcie tłumnie.
poniedziałek, 21 kwietnia 2014
piątek, 18 kwietnia 2014
Gracz Miesiąca - Marzec
Najlepszym gracze Marca został wybrany znany i lubiany Jaszczur, czyli Jakub Serafin.
W marcu zagrał on w 3 turniejach lokalnych oraz wziął udział w pierwszym Turnieju Regionalnym w Warszawie. Jego statystyki zapierają dech w piersiach:
25 rozegranych meczów:
21 zwycięstw
2 remisy
2 porażki;
12 zwycięstw pod rząd
18 gier pod rząd bez porażki
2 wygrane i jedno drugie miejsce na turniejach lokalnych, 2 miejsce na turnieju "Twierdza Warszawa".
Obok takich osiągnięć nie można przejść obojętnie.
Jaszczur niedawno udzielał wywiadu odnośnie Regionalsa w Warszawie, zaś ogólnie jest on najczęściej "pytanym" graczem ze sceny. Poniżej linki do wywiadów z tym znanym na całym świecie graczem:
http://warhammer-inwazja.pl/index.php?p=91&id_n=146 - wywiad z okazji włączenia do "Galerii Sław"
http://warhammer-inwazja.pl/index.php?p=81&id_n=193 - wywiad na temat Mistrzostwa Polski
http://warhammer-inwazja.pl/index.php?p=81&id_n=203 - wywiad o turnieju Angrif na Hołda
http://warhammer-inwazja.pl/index.php?p=81&id_n=216 - wywiad odnośnie "Twierdzy Warszawy"
Szczere gratulacje! Życzymy dalszych sukcesów i do zobaczenia na Assault on Wrocław!
W marcu zagrał on w 3 turniejach lokalnych oraz wziął udział w pierwszym Turnieju Regionalnym w Warszawie. Jego statystyki zapierają dech w piersiach:
25 rozegranych meczów:
21 zwycięstw
2 remisy
2 porażki;
12 zwycięstw pod rząd
18 gier pod rząd bez porażki
2 wygrane i jedno drugie miejsce na turniejach lokalnych, 2 miejsce na turnieju "Twierdza Warszawa".
Obok takich osiągnięć nie można przejść obojętnie.
Jaszczur niedawno udzielał wywiadu odnośnie Regionalsa w Warszawie, zaś ogólnie jest on najczęściej "pytanym" graczem ze sceny. Poniżej linki do wywiadów z tym znanym na całym świecie graczem:
http://warhammer-inwazja.pl/index.php?p=91&id_n=146 - wywiad z okazji włączenia do "Galerii Sław"
http://warhammer-inwazja.pl/index.php?p=81&id_n=193 - wywiad na temat Mistrzostwa Polski
http://warhammer-inwazja.pl/index.php?p=81&id_n=203 - wywiad o turnieju Angrif na Hołda
http://warhammer-inwazja.pl/index.php?p=81&id_n=216 - wywiad odnośnie "Twierdzy Warszawy"
Szczere gratulacje! Życzymy dalszych sukcesów i do zobaczenia na Assault on Wrocław!
wtorek, 8 kwietnia 2014
Wywiad z Jaszczurem - II graczem na turnieju "Twierdza Warszawa"
Jaszczur - Mistrz Polski, były Mistrz Europy, aktualny Wicemistrz Świata i Mistrz Globu w Kataklizm. Oto wywiad odnośnie turnieju "Twierdza Warszawa", na którym zajął drugie miejsce.
Kubala: Cześć! Chciałbym Ci pogratulować wyniku. Na 4 dużym turnieju pod rzad, na którym jesteś, występujesz w finale. Bardzo mało graczy może pochwalić się takim osiągnięciem. Czy sadzisz, ze to przede wszystkim kwestia doświadczenia, umiejętności, talii czy może szczęścia?
Jaszczur: Hej. Może nie na 4 z rzędu (w Krakowie w top25 byłem ), ale rzeczywiście całkiem niezłą serię mam. Jest to głównie spowodowane masą szczęścia, którą Ciotka Verena mnie ostatnio obdarowywuje. Umiejętności i doświadczenie się z czasem wyrównało wśród graczy, może troche pomaga mi fakt, że sporo razy grałem pod presją i ze sporą publicznością i chyba w ten element najbardziej pomaga mi w grach w TOPce (no i oczywiście szczęście).
Kubala: Jak ocenisz organizacje na pierwszym Regionalsie w Warszawie? Czy było coś, co zawiodło, czy też wszystko było idealnie? Co Ci się najbardziej podobało podczas tego turnieju?
Jaszczur: Do niczego nie mogę się przyczepić, bo organizacja Wilka była bez zarzutu. Brak jakiś większych spinek, świetna miejscówka i atmosfera sprawiły, że był to jeden z najlepszych turniejów na jakich byłe. Wielkie graty dla Wilka i ekipy Warszawskiej.
Kubala: Grałeś kontrola krasnoludzką. Dlaczego zdecydowałeś się na taka talie, skoro (jak wiadomo) twoim ulubionym typem talii są komba. Dlaczego zatem wybrałeś "nudna kontrole"?
Jaszczur: Wziąłem Dwarfy, bo uznałem że na pierwszy turniej regionalny w Warszawie należy się nie wygłupiać i pojechać z poważną talią. Drugą opcją była kontrola Imp na Verenie, ale miałem ją średnio przetestowaną.
Kubala: Jaki masz sposób na składanie talii? Rozpisujesz sobie karty, rozkładasz je, budujesz deck wokół konkretnej synergii, czy może robisz jeszcze inaczej?
Jaszczur: Za każdym razem inny Część powstaje jak mam chwilę czasu (np. w autobusie do pracy) część robię rozkładając karty. Zawsze, ale to ZAWSZE robię testy "pierwszych rąk" i patrzę co talia może zrobić w pierwszych dwóch turach. Dlatego też moje talie mają sporo (czasem za dużo) kart wspierających ekonomie.
Kubala: Jaka talia w tym sezonie najprzyjemniej Ci się grało? Czy masz jakieś pomysły na nowe i niestandardowe decki?
Jaszczur: Napór indirectowy na Alith Anarze. To ostatnio moja ulubiona talia. Pomysły zawsze są, tylko czasu na przetestowanie nie ma. Cały czas chodzi mi po głowie talia bez jednostek na Voice of Command.
Kubala: Czy scena w twoim mieście pomaga Ci w polepszaniu umiejętności lub składaniu decków? Jak oceniasz poziom i frekwencje rozgrywek w twoim mieście?
Jaszczur: Wystarczy popatrzeć z kim muszę co tydzień grać - Przemo, SoSu, Farba, Czarny, Johhny itd... Z fun talią, albo crapboxem nie mam co w ogóle z domu wychodzić.Poziom jest jak zwykle wysoki, jeśli chodzi o frekwencje to bywa różnie. Jak na razie to Gdańsk, Warszawa i Kraków biją nas z frekwencją na głowę.
Kubala: Jak na razie nie grałeś turniejowo żadnymi rasami neutralnymi. Ma to jakis konkretny powód? Przed wyjściem HK pisałeś, ze będziesz grał "ukochanymi Jaszczurami"?
Jaszczur: Nie kupiłem jeszcze HK Jaszczurami jak najbardziej będę chciał grać i zobaczymy, czy uda się zdobyć top45 na jakimś regionalsie
Kubala: Czy mógłbyś uchylić rąbka tajemnicy odnośnie obrad FAQ Teamu? Czy będzie jakaś nowa restrykcja? I czy zostaną ukrócone Skaveny?
Jaszczur: Obrady są burzliwe, inwektywy lecą na lewo i prawo, krew pot i łzy leją się strumieniami. Wiele dobrych znajomości się tam skończyło jak i wiele Grudge'ów powstało A tak na serio, to mamy raczej podobne zdanie na większość tematów.
Kubala: Czy uważasz, ze Inwazja będzie jeszcze długo żywa? Czy za rok gra "umrze" albo podupadnie, czy tez ilość grających utrzyma się?
Jaszczur: Będzie żyła tak długo, jak długo będziemy grać. Jak widać po liczbie graczy na regionalsach daleko jest do jej śmierci
Kubala: Czy oczekujesz karcianki LCG w uniwersum Warhammera 40K? Jak oceniasz gre na podstawie obecnych informacji?
Jaszczur: Oczekuję z niecierpliwością. Jak widać większość naszej świetnej sceny WH:I też się raczej powoli będzie przestawiało na nową karciankę. Podejrzewam, że w tym roku na regionalsach królować będzie Inwazja (turniej w sobotę), a drugiego dnia będzie WH40k. W przyszłym roku pewnie role i dni turniejów się zmienią
Kubala: Co z Assaultem? Wiemy już, ze będzie, ale czy wiadomo coś więcej? Odnośnie miejscówki, rangi lub czegoś innego?
Jaszczur: Już wiadomo
Kubala: Dziękuję za udzielenie wywiadu, jeszcze raz gratuluje wyniku. Życzę powodzenia podczas kolejnych turniejów. I do zobaczenia na Regio we Wrocławiu. Czy chciałbyś coś dodać od siebie, przekazać coś społeczności Inwazji?
Jaszczur: Dzięki za wywiad. Do zobaczenia na Assault on Wrocław!!
PS. Oczywiście niektóre pytania, jak te o FAQ/Assault wyjaśniły się w między czasie na scenie. Ale jest to de facto wywiad "zaraz po", kiedy jeszcze powyższe było nieznane.
Kubala: Cześć! Chciałbym Ci pogratulować wyniku. Na 4 dużym turnieju pod rzad, na którym jesteś, występujesz w finale. Bardzo mało graczy może pochwalić się takim osiągnięciem. Czy sadzisz, ze to przede wszystkim kwestia doświadczenia, umiejętności, talii czy może szczęścia?
Jaszczur: Hej. Może nie na 4 z rzędu (w Krakowie w top25 byłem ), ale rzeczywiście całkiem niezłą serię mam. Jest to głównie spowodowane masą szczęścia, którą Ciotka Verena mnie ostatnio obdarowywuje. Umiejętności i doświadczenie się z czasem wyrównało wśród graczy, może troche pomaga mi fakt, że sporo razy grałem pod presją i ze sporą publicznością i chyba w ten element najbardziej pomaga mi w grach w TOPce (no i oczywiście szczęście).
Kubala: Jak ocenisz organizacje na pierwszym Regionalsie w Warszawie? Czy było coś, co zawiodło, czy też wszystko było idealnie? Co Ci się najbardziej podobało podczas tego turnieju?
Jaszczur: Do niczego nie mogę się przyczepić, bo organizacja Wilka była bez zarzutu. Brak jakiś większych spinek, świetna miejscówka i atmosfera sprawiły, że był to jeden z najlepszych turniejów na jakich byłe. Wielkie graty dla Wilka i ekipy Warszawskiej.
Kubala: Grałeś kontrola krasnoludzką. Dlaczego zdecydowałeś się na taka talie, skoro (jak wiadomo) twoim ulubionym typem talii są komba. Dlaczego zatem wybrałeś "nudna kontrole"?
Jaszczur: Wziąłem Dwarfy, bo uznałem że na pierwszy turniej regionalny w Warszawie należy się nie wygłupiać i pojechać z poważną talią. Drugą opcją była kontrola Imp na Verenie, ale miałem ją średnio przetestowaną.
Kubala: Jaki masz sposób na składanie talii? Rozpisujesz sobie karty, rozkładasz je, budujesz deck wokół konkretnej synergii, czy może robisz jeszcze inaczej?
Jaszczur: Za każdym razem inny Część powstaje jak mam chwilę czasu (np. w autobusie do pracy) część robię rozkładając karty. Zawsze, ale to ZAWSZE robię testy "pierwszych rąk" i patrzę co talia może zrobić w pierwszych dwóch turach. Dlatego też moje talie mają sporo (czasem za dużo) kart wspierających ekonomie.
Kubala: Jaka talia w tym sezonie najprzyjemniej Ci się grało? Czy masz jakieś pomysły na nowe i niestandardowe decki?
Jaszczur: Napór indirectowy na Alith Anarze. To ostatnio moja ulubiona talia. Pomysły zawsze są, tylko czasu na przetestowanie nie ma. Cały czas chodzi mi po głowie talia bez jednostek na Voice of Command.
Kubala: Czy scena w twoim mieście pomaga Ci w polepszaniu umiejętności lub składaniu decków? Jak oceniasz poziom i frekwencje rozgrywek w twoim mieście?
Jaszczur: Wystarczy popatrzeć z kim muszę co tydzień grać - Przemo, SoSu, Farba, Czarny, Johhny itd... Z fun talią, albo crapboxem nie mam co w ogóle z domu wychodzić.Poziom jest jak zwykle wysoki, jeśli chodzi o frekwencje to bywa różnie. Jak na razie to Gdańsk, Warszawa i Kraków biją nas z frekwencją na głowę.
Kubala: Jak na razie nie grałeś turniejowo żadnymi rasami neutralnymi. Ma to jakis konkretny powód? Przed wyjściem HK pisałeś, ze będziesz grał "ukochanymi Jaszczurami"?
Jaszczur: Nie kupiłem jeszcze HK Jaszczurami jak najbardziej będę chciał grać i zobaczymy, czy uda się zdobyć top45 na jakimś regionalsie
Kubala: Czy mógłbyś uchylić rąbka tajemnicy odnośnie obrad FAQ Teamu? Czy będzie jakaś nowa restrykcja? I czy zostaną ukrócone Skaveny?
Jaszczur: Obrady są burzliwe, inwektywy lecą na lewo i prawo, krew pot i łzy leją się strumieniami. Wiele dobrych znajomości się tam skończyło jak i wiele Grudge'ów powstało A tak na serio, to mamy raczej podobne zdanie na większość tematów.
Kubala: Czy uważasz, ze Inwazja będzie jeszcze długo żywa? Czy za rok gra "umrze" albo podupadnie, czy tez ilość grających utrzyma się?
Jaszczur: Będzie żyła tak długo, jak długo będziemy grać. Jak widać po liczbie graczy na regionalsach daleko jest do jej śmierci
Kubala: Czy oczekujesz karcianki LCG w uniwersum Warhammera 40K? Jak oceniasz gre na podstawie obecnych informacji?
Jaszczur: Oczekuję z niecierpliwością. Jak widać większość naszej świetnej sceny WH:I też się raczej powoli będzie przestawiało na nową karciankę. Podejrzewam, że w tym roku na regionalsach królować będzie Inwazja (turniej w sobotę), a drugiego dnia będzie WH40k. W przyszłym roku pewnie role i dni turniejów się zmienią
Kubala: Co z Assaultem? Wiemy już, ze będzie, ale czy wiadomo coś więcej? Odnośnie miejscówki, rangi lub czegoś innego?
Jaszczur: Już wiadomo
Kubala: Dziękuję za udzielenie wywiadu, jeszcze raz gratuluje wyniku. Życzę powodzenia podczas kolejnych turniejów. I do zobaczenia na Regio we Wrocławiu. Czy chciałbyś coś dodać od siebie, przekazać coś społeczności Inwazji?
Jaszczur: Dzięki za wywiad. Do zobaczenia na Assault on Wrocław!!
PS. Oczywiście niektóre pytania, jak te o FAQ/Assault wyjaśniły się w między czasie na scenie. Ale jest to de facto wywiad "zaraz po", kiedy jeszcze powyższe było nieznane.
poniedziałek, 7 kwietnia 2014
Twierdza Warszawa 2014 oczami Wojta - zdobywcy III miejsca
Wojt - znany i lubiany gracz, który ostatnio przeżywa szczyt formy (na 3 z 4 dużych turniejów, na jakich ostatnio był, zajmował miejsce na podium). Zdecydował się napisać relację i opublikować ją na moim blogu, czym jestem bardzo mile zaskoczony i czuję się tym zaszczycony. Oto relacja Wojta, miłego czytania:
"Pierwszy warszawski regionals na tyle mi się podobał, że postanowiłem zdać wam z niego dłuższą relację.
Najpierw powiem parę słów o talii. Pierwotna wersja tego decku powstała już na koniec grudnia 2013, kiedy to w Iławie mieliśmy turniej, na którym graliśmy tylko neutralnymi stolicami. Postanowiłem złożyć coś fajnego, co będzie grało na grubasach, więc do talii automatycznie wlecieli Grimgor i Bloodthirster, kolejny w kolejce był Monster of the deep (który genialnie stopował skaveny). Wziąłem też, oczywiście, nieumarłych twardzieli: Lorda upiorów, Wampira i Akolitę. Stawkę uzupełnili: bardzo silny i uniwersalny Mannfred von Carstein i Gruby szczur (ze swoim 5 w plecach i dwoma młotkami pasował do reszty). Ostatecznie wyszło, że nie miałem w talii żadnej jednostki z HP poniżej 3 i tylko 5 kopii z nadrukowanym jednym młotkiem, reszta powyżej – jest grubo w rzeczy samej. Co było powodem nagromadzenia takiej masy koksów? Przede wszystkim to, że widziałem pincet sposobów na ich wystawienie: Inwokacja Neheka była właściwie moją inspiracją do stworzenia tej talii, stary poczciwy Raise dead miał ogromne pole do popisu już od pierwszej tury, dzięki Innowacji (Grimgor lub Bloodek za 4 to dość promocyjna cena), Rip też bardzo fajnie się sprawdzał (szczególnie z Bloodthirsterem). Kolejnym elementem, który idealnie współgrał z grubasami był Akolita – musiałem mieć naprawdę dużego pecha, jeżeli ten gość miał poniżej 3 młotków, a 7-9 kasy w drugiej turze to, z Akolitą w kingdomie, była norma. Jako wsparcia wybrałem Zamek Drakenhof, który daje parę fajnych możliwości, Symbol Orki/De – Ripa za 1 zawsze fajniej się rzucało, Wiochę niczyją bo za 1. Perełką pośród suportów była wyciągnięta z czeluści klasera, w dawnych czasach podpatrzona od mistrza Fortepa (Grzybłowcy – kojarzy ktoś???) Zaawansowana inżynieria, która w Neheku zakochała się od pierwszego wejrzenia. Miałem też eksperymenty, które wzmagały wcisk, a czasami pozwalały dobrać parę kart więcej.
Wspomniany turniej w Iławie wygrałem w cuglach, przegrywając po drodze tylko 1 grę. Pomyślałem sobie: fajnie, ale tu nie było Inkruzji, Seedsów, Lobberów i Rzygów, od których moje grubasy padają jak muchy. Gra tą talią sprawiła mi jednak tak wielką frajdę, że mimo obaw postanowiłem zagrać tym na kolejnych turniejach. Zagrałem parę dni później w Gdańsku i znowu wygrałem turniej, tym razem co prawda po ciężkich walkach i z jedną porażką (ze słynnymi Skavenami Tobola). Wniosek był taki, że, ku mojemu zaskoczeniu, talia całkiem dobrze radziła sobie w normalnym meta. Powziąłem decyzję, że będę ostrzył ten deck i jak będzie ładnie działał to biorę go na regio. Po kolejnych szlifach i następnych dwóch tryumfach turniejowych (muszę zaznaczyć, że ani razu nie trafiłem na chaos), talia była ostra jak maczeta i gotowa na podbój Twierdzy Warszawa, a jej ostateczna wersja wyglądała tak:
http://deckbox.org/sets/635147
Zmiany jakie zaszły od prototypu to: Monastyr zamiast Zamku aby trochę zabezpieczyć się przed kontrolą, wywalenie eksperymentów (musiałem szanować swoje jednostki), wrzucenie Wzroku Nagasha (który czasami potrafi ustawić grę) i Hrabiego Włada (bo z monastyrem w kingdomie może być bardzo irytujący dla oponenta) oraz zamiana Potwora z głębin na Hydrę (absolutny strzał w dziesiątkę). Mimo dopracowania, talia miała straszną czope na ryj ze strony chaosu na inkruzji, potwierdzenie: 1:4 w testach z Melomanem. A chodziły słuchy, że takiego chaosu będzie na turnieju dużo…
Runda I Selverin DWA 2:1
Pierwsza runda i od razu przeciwnik z wysokiej półki. Mimo, że ja zaczynałem, to dostałem na rękę taki szrot, że w pierwszej grze nic nie wystawiłem do 4 tury, popatrzyłem trochę co tam Selverin ma w decku i poddałem. Druga to już dużo lepsze wyjście z mojej strony, szybkie wampiry i mocny napór w końcu dopięły swego mimo potężnej obrony oponenta, który rozbijał moje ataki pielgrzymkami na Bloodthirstery, My lifem i Valayą. Na ostatnią grę zostało bodaj nie całe 10 minut. Tym razem Selverin ma kiepski start, u mnie nieźle, szybko przechodzę do szturmu z nadzieją, że się uda. Konsekwentnie napieram, przy okazji kontrolując Wampirami, przeciwnik nie daje rady obronić i na styk udaje się spalić. Szacun dla Selverina, że nie stalował, mógł trochę dłużej się pozastanawiać i nikt by mu nie mógł nic powiedzieć, ale zachował się naprawdę w porządku. Już pierwsze starcie przyniosło sporo emocji, ale to nic w porównaniu do tego co działo się później.
Runda II Boreas DWA 1:1
Kolejne dwarfy i kolejny mocny przeciwnik. Szczegółów tych gier za bardzo nie pamiętam. Pierwsza gra zdecydowanie dla mnie, druga zdecydowanie dla Boreasa. Na trzecią po raz kolejny było mało czasu. Boreas ma bardzo słaby start – tylko kanonka w kingdoma (chyba jeszcze nic nie wyciągnęła, z tego co pamiętam). Ja od razu wampir w przód i czyścimy krasnoludka. Potem Boreas bardzo długo kontempluje nad swoimi czterema kartami na ręce, na początku mojej czas się kończy. Zabrakło z dwóch rund i byłoby moje.
Runda III kowalx DWA 1:1
Trzecia runda, trzecie dwarfy. No cóż, dobrze, że nie chaos. W pierwszej grze szybko przejmuję inicjatywę i palę nieco zaskoczonego oponenta. Druga również układa się po mojej myśli, rozbujałem się niesamowicie był na stole Wład, był Grimgor, latały Inwokacje (rzucane na pałę i nie wyciągające niczego). Beztroska skończyła się w momencie gdy zauważyłem, że przeciwnik, mimo że skontrolowany, nie ma spalonej ani jednej strefy, w mojej tali pozostało 5 kart, a w następnej turze dobiorę 7. Zaczynamy decydująca grę, mnie szybko udaje się spalić jedną strefę, potem cisnę po Queście przeciwnika i wbijam w niego z 10 obrażeń (w międzyczasie psując Kowalowi SYGa na Kazadora Mannfredem), stoi na dewkach. Na początku tury Kowala koniec czasu, ja mam dwa kasy i inwokację na łapie. On nie ma szans mnie spalić. Zwijamy karty. Potem odkrywam 5 wierzchnich kart w talii i oczywiście znajduję tam Grimgora! Czemu nie rzuciłem tej inwokacji? Nie wiem. Gwar dookoła chyba przyćmił mi umysł.
Runda VI OlaDeo DWA 2:0
Kolejne dwarfy, tym razem prowadzone przez sympatyczną koleżankę. Jedyna runda, w której udało mi się odnieść zdecydowane zwycięstwo, czego zasługą były znakomite starty z Akolity na 9 i 7 kasy, po takiej petardzie na początek później już jakoś szło. Ułatwieniem było to, że Ola nie znała większości moich kart i nie wiedziała czego się spodziewać.
Runda V Majesty SKA 1:2
To co zrobił Majesty w pierwszej grze trochę powiało patolą. W pierwszej rzucił hordę, misję i spaczeń. W drugiej wywalił drugą misję po czym na nie po zerówce, jeszcze jedna zerówka gratis, Clanrat do batka, przy ataku na imprezę wpadł Night runner, a na misjach odpowiednio 4 i 5 żetonów. Szczena mi opada. Majesty dopala kolegę na 8 młotków pali, ciśnie indirekty. Zagapił się, bo gdyby dopalił za wszystko co miał to gra zakończyłaby się w drugiej turze… W kolejnej grze udało mi się otrząsnąć z szoku, a Rafał nie dobrał już takiej imby. Po wyrównanej walce zostaję chyba na dwóch dewkach i udaje mi się spalić. Trzecia gra od początku rozwijała się pod dyktando przeciwnika, który szybko spalił mi jedną strefę i mocno cisnął w drugą, broniłem się dzielnie, dopóki nie dobrał dwóch eksperymentów w jednej turze.
Runda VI Valathorn DE 2:1
Po porażce ze szczurami Majesty’ego nie było zmiłuj, żeby zagrać dalej musiałem wygrać dwie kolejne gry. Tu zaczęły się prawdziwe emocje, które trwały dla mnie już do końca turnieju. Pierwsza gra nie dawała nadziei na to, że uda mi się znaleźć w topce. Valathorn zasypał mnie masą Scoutów i Informantów, którzy bezlitośnie czyścili mi łapę i do społu z dwoma konwentami spalili mnie w ekspresowym tempie. Nie pomogła nawet hydra zagrana z ręki. Druga gra, wychodzę standardowo: inżynieria i 1 kabony przyszykowane na Inwokację. Valathorn gra swoje, potem ja podglądam wierzch i widzę BDK, zostawiam Wąpierza na topie i wzywam Neheka, który okazał się nieograniczony w swojej łaskawości, otóż w pozostałych czterech kartach z wierzchu były kolejne 2 wampiry! Valathorn nie może uwierzyć w mojego farta, ja też. Wesoła kompania wędruje do batla, nie zastanawiam się i dostawiam Szczura - jedna strefa spalona. Po dobraniu kart przeciwnik poddaje. Decydująca gra była prawdziwym thrillerem. Zaczęło się w miarę spokojnie, na moje szczęście Valathornowi nie doszło zbyt wiele kart czyszczących rękę i mogłem wystawić swoich zakapiorów w postaci Wampira i dwóch Elit do pola bitwy dość szybko udało mi się spalić chyba królestwo. Oponent poszedł mocno w dociąg, a ja zacząłem go atakować w pole bitwy, co było wielkim błędem, bo ten wystawił Mortellę, która wykorzystywała przeciwko mnie moje Raise deady, wkładając w batka Hydrę. Również dzięki moim innowacjom Valathorn miał sporo kasy na dostawianie innych obrońców i stopniowe pozbywanie się moich jednostek (co nie było dla niego łatwe – jednak 4, 5 w plecach robi swoje, a Shattereda się nie bałem, bo miałem stabilny dociąg 3). Konsekwentnie parłem w przód. Po paru turach takiej przepychanki doszliśmy do momentu, że on miał w batku hydrę, nie miał kasy i stał na dwóch dewkach, a mi pozostał jeden Gruby szczur, Kulty rozkoszy i jakieś 8 kart w decku. Niestety przez całą grę miałem jedynie 4 kasy, a dla mnie to niestety było trochę mało i już przestałem wierzyć w to, że uda mi się wygrać. I co się dzieje dalej? Dobieram dwie innowacje, które Valathorn cofnął mi z Mortelli! – niech to będzie miara epickości tej gry. Rzucam innowacje gram Wight lorda z grobu, Hydra idzie w piach, a samotny Szczur atakuje za dwa potrzebne do spalenia! Naprawdę niesamowity mecz. Nadzieja na topkę utrzymana.
Runda VII Dex CHA 2:1
Tak, to chyba było przeznaczenie. Dex był bardzo ciekawy mojej talii i przed regionalsem pisał do mnie z zapytaniem jaki to deck, potem na piątkowej integracji też wypytywał. Ja oczywiście odpowiedziałem, że przekona się w sobotę. I przekonał się na własnej skórze. Dodatkowo była to dla mnie okazja do rewanżu za półfinał Bitwy o Ostatnią beczkę Bugmana. Pierwsza gra zaczęła się od dużego błędu Dexa, który po wystawieniu Ptasiora (ma go = nie ma Inkruzji = I’m lucky bastard) strzelił sam w siebie. No to ja, co prawda z małą obawą o Seduceda, wywaliłem Wampira, zaatakowałem żeby zczyścić czarnoksiężnika i udało się. Potem on poszedł w dociąg, a ja dopaliłem kingdoma. W następnej na stole pojawił się Sigvald, ale ja już na niego jak na zeszłoroczny śnieg, dostawiłem Mannfreda, dopaliłem za tyle ile było potrzeba i spaliłem niebronionego battlefielda. Druga gra już tak dobrze się dla mnie nie ułożyła. Bardzo szybko pojawił się Sigvald, którego spróbowałem zabić dwoma elitami, ale tym razem Seduced doszedł Dexowi. Potem przeciwnik już bardzo mocno się rozbudował, w końcu zabiłem jego legendę, ale co z tego, skoro w następnej pojawiła się druga. Poddałem gdy Dex dołożył Liber mortis. Ostatnia gra fazy zasadnicza i mega spina – wygrany gra dalej, przegrany zostaje z niczym. Zaczyna się dobrze dla mnie i udaje mi się szybko spalić kingdoma Dexa, w tym czasie na misji pojawia się Czarnoksiężnik i zaczyna strzelanie. W następnej turze dochodzi drugi Ptak i robi się nieciekawie. Tu moment na drugi duży błąd Dexa: zagrał rozwinięcie, zagrał coś tam dalej – zapomniał strzelić z Ptasiorów, potem mu się przypomniało, ale nie pozwoliłem cofnąć, bo to mogło mieć kluczowe znaczenie dla gry. Od następnej tury jadę w questa żeby Wampirem naruszyć Ptaka z żetonem, a w następnej go dobić. Udało mi się wygenerować Wampirem, Akolitą i dwoma szczurami taki wcisk, że Dex był zmuszony do obrony Ptasiorem bez żetonu, żeby nie spłonąć – główny problem udało się rozwiązać, jeden ptak to nie dwa. W następnej idzie chyba Bomba i strzał z Ptaka, co mocno uszczupla moje wojsko, ponadto obronę misji wzmacniają dwa Horrory. Dochodzi mi drugi wampir i atakuję, mimo osłabienia chyb ciągle za 7 – teraz czas na mojego babola, zamiast Wampirem strzelić w Horrora, z dwoma HP i już w tym momencie wygrać grę, wolałem ubić Czarnoksiężnika, któremu został 1 HP. Dex w następnej umacnia obronę, ale i tak stoi już tylko na dewkach. Na początku mojej tury czas się skończył, ale dobieram to co potrzeba – Raise dead na Grimgora. Wygrałem i jestem w topce.
TOP 16 Czarny CHA 2:1
Od razu pomyślałem sobie, że przyszła kryska na Matyska, bo Czarny grał Chaosem i to tym, którego obawiałem się najbardziej, czyli na Inkruzji. Przeciwnik, jako lepszy po fazie zasadniczej, zaczyna – wioska rasowa do kingdoma i dwa horrory do questa, rozwinięcie w batla, grasz. Ja biorę kaskę i już w tym momencie rozpoczynam analizę: jak on będzie miał w następnej 4 kasy i weźmie 3 karty to skontroluje mnie do zera, a potem spali jak szmatę. Cóż, ta perspektywa nie przypadła mi do gustu, trzeba spróbować zrobić coś niestandardowego i liczyć na farta. Rzucam Neheka przed wzięciem kart i mówię Toksyczna hydra, inwokacja po raz kolejny zadziałała i kreatura wylądowała w queście dając mi 3 karty oraz, co najważniejsze, czyszcząc misję Czarnego. Dokładam jeszcze inżynierię do kingdoma. Czarny w następnej dokłada kolejna dewkę, rzuca Burna na inżynierię i Psa w questa, strzelając w Hydrę. Ja Monastyr w królestwo, Czarny dwa Dzikie gory i za 6 w batka, wybrał strefę najgorzej jak mógł – w następnej Wight lord czyści jednego Gora i daje obronę nadpalonego pola bitwy. W ten sposób udało się uzyskać sporą przewagę, której nie oddałem do końca. Druga gra dała obraz tego jak powinny wyglądać gry chaosu z nieumarłymi – od początku do końca bezlitosna kontrola Czarnego, ogólnie gra bez historii. To co spadło mi na discard w trzeciej grze to jakiś ponury żart: 2x Raise dead, Innowacja, Inwokacja, Wzrok Nagasha. Trudno, trzeba walczyć. Zaczynam ja i daję chyba inżynierię do kingdoma i wiochę do questa. Czarny z tego co pamiętam stawia wioskę i częstuje mnie inkruzją w królestwo. Ja się jej pozbywam w kolejnej turze za pomocą Mannfreda. Maniek obrywa Seedsami, jest nieciekawie, ale dochodzi mi chyba Innowacja dzięki, której mogłem coś wysypać w batla, był to chyba Wampir, który wyczyścił Czarnemu jakiegoś unita. Potem wychodzą chaosowi Raiderzy i bezkarnie atakują przez 3-4 tury, bo ja w tym czasie skupiałem się żeby spalić napoczętego questa, kiedy już mi się udało i zacząłem napierać w battlefielda i naruszam Maruderów wampirem, w moim batku wylądowała inkruzja. Ja dołożyłem Szczura na paskudną misję i atakuję, nie ma czasu na poświęcanie Zwierzoludzi – Raider nareszcie pada. W następnej obrywam brutal offeringiem (duże zaskoczenie) na DP, mój batek przestaje istnieć – przeżywa tylko Szczur na Inkruzji i udaje się ją zdjąć. Następnie w jakiś sposób daję radę dopalić BF Czarnego i wygrywam. Radość była tak duża, że szczegóły mi umknęły. Podołałem najtrudniejszemu przeciwnikowi, jaki mógł mnie czekać.
TOP 8 Majesty SKA 2:1
Czyżby miała się powtórzyć historia z Torunia 2012, kiedy to Majesty najpierw pokonał mnie w fazie zasadniczej, a potem gdy spotkaliśmy się w TOP8, po bardzo wyrównanym boju zamknął mi drogę do półfinału. Wszystko na to wskazywało. Jego Skaveny zabijały niesamowici szybko, ale jak zabić coś co już jest martwe? Pierwsza gra sprawiła, że już miałem wypowiedzieć Kmicicowe „Kończ waść, wstydu oszczędź”, ale zawahałem się i nie zdążyłem. W drugiej potyczce, robotę zrobił Wampir, który od drugiej tury skutecznie psuł plany przeciwnika i tryby jego machiny zagłady mocno się zacięły. Te dwie gry nie były za nadto emocjonujące, ale decydująca nadrobiła wszystko z nawiązką. Od samego początku zostałem zepchnięty do defensywy, jednak pierwsza z moich stref (BF) zapłonęła dość późno, jak na szczurze standardy. Questa miałem mocno obsadzonego, przez Hydrę i jeszcze jakąś jednostkę, więc Rafał zaczął atakować na kingdom, tam leżało za to parę rozwinięć, ale także kilka obrażeń z indirectów. Każdy swój ruch kontemplowałem bardzo długo, bo wiedziałem, że nawet małe zagapienie się może mnie drogo kosztować. Dołożyłem coś, żeby wziąć więcej kasy w następnej i zostawiłem 1 pieniążek – zgadnijcie na co? Majesty atakuje w kingdoma – na razie nie ma tyle żeby spalić, ale kto wie ile eksperymentów skrywa się na jego ręce. W tym momencie przeglądam wszystko co mogę: rękę, discard, każdą dewkę, okazuje się, że jedyną jednostką, która została w talii w trzech sztukach jest Mroczny Akolita. Inwokacja. Wychodzi dwóch łysych krwiopijców, którzy wciągają wszystkie obrażenia i zabijają obu atakujących czyli Klanrata i Elitę. W następnej mam 5 hajsu i bardzo dużo kart na łapie, zastanawiam się dłuższą chwilę i podejmuję decyzję, że muszę przejść do ofensywy, na stolicy przeciwnika jedynie 4 obrażenia w misji, a czas też pomału się kończy. Stawiam von Carsteina do BF dopalam go za 4 czyli tyle ile było unitów na stosie kart odrzuconych przeciwnika, palę misję na styk. Za pozostałe dwa kasy, po dobraniu kart przez Majesty’ego rzucam wzrok Nagasha, on w odpowiedzi Horda, ale ku swojemu nieszczęściu dobiera tylko jedną kartę i to w ogóle niepotrzebny w tym czasie Dystrykt. Patrzę na jego karty i dziwię się bo, nie było tam nic groźnego – wyrzucam jedyną jednostkę jaką miał – Corba i misję. Oponent nie mógł mi nijak zagrozić w tej turze, więc położył coś w eko i rozwinięcie. Nie mogłem przepuścić takiej okazji, dołożyłem Elitę dopaliłem Mannfreda za jeszcze 1 i spaliłem strefę bez rozwinięć. Półfinał mój. Majesty po meczu powiedział mniej więcej coś takiego „Gratulacje. Cieszę się, że to wygrałeś. Wziąłem te Skaveny, ale gra tym to żadna przyjemność, deck grał za mnie.” (Sorki jeżeli coś przekręciłem).
TOP 4 Jaszczur DWA 1:2
Pierwszy raz miałem okazję mierzyć się z wielokrotnym mistrzem i finalistą wszystkiego co możliwe i sprawiłem mu trochę problemów, może sprawiłbym więcej gdyby nie to, że w tym meczu szczęśćcie się ode mnie odwróciło. W pierwszej grze dostałem kiepską rękę, ale był Akolita i Bloodek na górze discardu – raz kozie śmierć, w końcu nie musi mieć tej pielgrzymki. Nie miał, miał za to Master rune of spite, Akolita w piach - zostaję z pustym stołem i Jaszczur zostawia mnie daleko w tyle. Potem w batku pojawia się wesoła kompania – Tunnel i Kazador z SYGa - gra nie do odratowania. W drugiej to ja szybko przejmuję inicjatywę – dzięki symbolowi w kingdoma i Ripowi na Bloodka w Queście, wszyscy na sali wiedzieli, że to zagram, ale tym razem Jaszczur nie miał odpowiedzi. Potem ton rywalizacji nadał niezawodny Wampir. Brak majlajfów spowodował, że udało mi się dość szybko wygrać. Jaszczur miał nieco zdziwioną minę. W decydującej grze niestety dostaję znowu tragiczną rękę i po raz kolejny muszę postawić wszystko na jedną kartę – Akolita w kingdoma i liczę na 9 kaski w następnej. Jaszczurowi nawet brewka nie tykła, gdy po raz kolejny potraktował mnie spajtem. Potem Mistrzu disował mnie jak Rychu Tedego. Próbowałem chyba jeszcze Ripa – dostałem pielgrzymkę. Ostatnia szansa, mam Innowację, Raise deada, Grimgora na discardzie i dewkę w kingdomie, Jaszczur bez kasy – musi się udać. Biorę 3, rzucam Inno, a Jaszczur na to Długa zima – „No i w pizdu i wylądował i cały misterny plan też w pizdu”. Potem jeszcze w agonii udało się wyciągnąć Hydrę z Neheka i rzucić tego Raise deada, co spowodowało, że kingdom przeciwnika został zrównany z ziemią, ale na to było już za późno, miał pole bitwy pełne brodatych zabijaków i duży dociąg, co pozwoliło mu bez trudu zadać decydujący cios. Po grze Jaszczur powiedział mi, że Pielgrzymki, Spite’a i Długiej zimy ma po jednej kopii w decku. No cóż, taki lajf.
Mecz o 3 miejsce Sobczas HE 2:1
W pierwszej grze udało mi się bardzo szybko przejść do ofensywy i spalić Sobczasa nim ten zorientował się co się dzieje. Próbował stopować mnie Loekiem, jeden z moich Wampirów zdrewniał, ale to nie wystarczyło żeby się obronić. Chyba w tej grze też przeciwnik nie odpowiedział na Neheka Learned magem, mimo, że wierzch podejrzałem inżynierią, więc BDK wyszedł bezkarnie. Decydujący cios zadały szczury, Bloodthirster z ripa i Grimgor. Druga gra wyglądała już zupełnie inaczej. Bardzo szybko pojawił się Alith Anar, który wyrzucał co raz to nowych zakapturzonych długouchych, ponadto na stół wszedł też paskudny mag Loeka, który był dla mnie totalną zaporą. Kiedy moja stolica była już mocno obłożona czaszkami, weszli Sea masterzy i zakończyli zabawę. Ostatnia gra na tym turnieju zaczęła się dość wyrównanie, obaj postawiliśmy na rozwój. Decydujący był chyba moment, gdy Sobczas miał w Queście Monastyr, Łucznika naruszonego przez wampira i świeżego Learned mage, którego przed wzięciem kart doładował szarżą, co dałoby mu dociąg 8 kart, trochę mnie to przeraziło i jako, że miałem 1 kasy, wiadomą kartę na ręce i 3 Hydry w obiegu, postanowiłem znów przyzwać moją ulubioną kreaturę. Ta po raz ostatni przybyła z pomocą i ograniczyła dociąg przeciwnika do 3, a mój powiększyła o 2. Złapałem przewagę. Potem udało mi się spalić jedną za stref, pomogło to, że Sobczasowi nie doszedł Alith i nie musiałem marnować ataków na pozbycie się go. Kiedy Sobczas dobrał karty w kolejnej turze, odpaliłem moją niespodziankę – ostatnie spojrzenie Nagasha na Twierdzę Warszawa przesądziło o moim zwycięstwie, dobrani właśnie Alith Anar i Mag Loeca poszli na discard i w następnej turze udało mi się dokończyć dzieła. Szacun dla Sobczasa, że zagrał niestandardowym, ciekawym deckiem i osiągnął tak dobry wynik.
Zająłem trzecie miejsce. Zagrałem oryginalną talią, którą sam od podstaw stworzyłem i prowadzenie jej dało mi ogromną frajdę, nie było tu ani krztyny nudy, czy rutyny. Jeśli chodzi o poziom emocji w pojedynkach to był to najlepszy regionals w jakim brałem udział, tu chciałem podziękować wszystkim z którymi grałem, rywalizowanie z wami było wielką przyjemnością. Deck zmuszał mnie do podejmowania dużego ryzyka, które jednak najczęściej przynosiło pozytywne rezultaty. Podsumowując jestem ze swojego wyniku bardzo zadowolony.
Jeśli chodzi o dobrą grę w ten weekend, to wyprztykałem się w sobotę. W niedzielnym kataklizmie byłem tłem dla innych graczy i zająłem zaszczytne ostatnie miejsce. Mimo tego dobrze się bawiłem, a gra na stoliku z Makabrysiem, Przemem i Wujtratorem to był mega fun. Zapadła mi w pamięć taka sytuacja:
Przemo: Makabrysiu, dam Ci spokój w tej turze jeżeli mnie nie zaatakujesz.
Makabrysio: Ok.
Przemo zagrał swoje, Wujtrator zagrał swoje, przychodzi atak Makabrysia.
Makabrysio: Dobra Przemo, napierdalam cię.
Przemo: Jak to? Przecież był uład.
Makabrysio: No był. Był, ale już nie ma.
Przemo za kasę, która mu została rozwalił wszystkie jednostki Brysia, ten siedzi ze smutną miną.
Przemo: Złamałeś układ dziadu i masz za swoje.
Na koniec chciałbym podziękować Wilkowi za organizację tego świetnego turnieju, naprawdę było elegancko, miejscówka, nagrody, wszystko na najwyższym poziomie. Wielkie dzięki dla Nilisa i jego dziewczyny Aniki za serdeczne przyjęcie i gościnę, którą zaoferowali mi i Zygiemu. Dzięki dla całej ekipy trójmiejskiej, która wyruszyła na podbój stolicy, obyśmy zawsze w takiej sile stawiali się na regionalsach. Dzięki dla Dykty za wstępną integrację i dla Dexa za podwózkę. Dzięki za wszystkie miłe słowa, gratulacje, które usłyszałem w ten weekend i za gromkie Ore ore szabadabada amore podczas odbierania nagród. Gratulacje dla całej topki za świetne wyniki. Na koniec wielkie dzięki dla wszystkich graczy, którzy uczestniczyli w tym turnieju i znakomicie się razem bawili. Ta frekwencja pokazuje, że nasza Inwazja trzyma się mocno i gramy dalej. Tak trzymać. Mam nadzieję, że zobaczymy się we Wrocławiu. Pozdro.
Dzięki Kubali za publikację tej relacji na swoim blogu."
Ja również serdecznie dziękuję jeszcze raz.
"Pierwszy warszawski regionals na tyle mi się podobał, że postanowiłem zdać wam z niego dłuższą relację.
Najpierw powiem parę słów o talii. Pierwotna wersja tego decku powstała już na koniec grudnia 2013, kiedy to w Iławie mieliśmy turniej, na którym graliśmy tylko neutralnymi stolicami. Postanowiłem złożyć coś fajnego, co będzie grało na grubasach, więc do talii automatycznie wlecieli Grimgor i Bloodthirster, kolejny w kolejce był Monster of the deep (który genialnie stopował skaveny). Wziąłem też, oczywiście, nieumarłych twardzieli: Lorda upiorów, Wampira i Akolitę. Stawkę uzupełnili: bardzo silny i uniwersalny Mannfred von Carstein i Gruby szczur (ze swoim 5 w plecach i dwoma młotkami pasował do reszty). Ostatecznie wyszło, że nie miałem w talii żadnej jednostki z HP poniżej 3 i tylko 5 kopii z nadrukowanym jednym młotkiem, reszta powyżej – jest grubo w rzeczy samej. Co było powodem nagromadzenia takiej masy koksów? Przede wszystkim to, że widziałem pincet sposobów na ich wystawienie: Inwokacja Neheka była właściwie moją inspiracją do stworzenia tej talii, stary poczciwy Raise dead miał ogromne pole do popisu już od pierwszej tury, dzięki Innowacji (Grimgor lub Bloodek za 4 to dość promocyjna cena), Rip też bardzo fajnie się sprawdzał (szczególnie z Bloodthirsterem). Kolejnym elementem, który idealnie współgrał z grubasami był Akolita – musiałem mieć naprawdę dużego pecha, jeżeli ten gość miał poniżej 3 młotków, a 7-9 kasy w drugiej turze to, z Akolitą w kingdomie, była norma. Jako wsparcia wybrałem Zamek Drakenhof, który daje parę fajnych możliwości, Symbol Orki/De – Ripa za 1 zawsze fajniej się rzucało, Wiochę niczyją bo za 1. Perełką pośród suportów była wyciągnięta z czeluści klasera, w dawnych czasach podpatrzona od mistrza Fortepa (Grzybłowcy – kojarzy ktoś???) Zaawansowana inżynieria, która w Neheku zakochała się od pierwszego wejrzenia. Miałem też eksperymenty, które wzmagały wcisk, a czasami pozwalały dobrać parę kart więcej.
Wspomniany turniej w Iławie wygrałem w cuglach, przegrywając po drodze tylko 1 grę. Pomyślałem sobie: fajnie, ale tu nie było Inkruzji, Seedsów, Lobberów i Rzygów, od których moje grubasy padają jak muchy. Gra tą talią sprawiła mi jednak tak wielką frajdę, że mimo obaw postanowiłem zagrać tym na kolejnych turniejach. Zagrałem parę dni później w Gdańsku i znowu wygrałem turniej, tym razem co prawda po ciężkich walkach i z jedną porażką (ze słynnymi Skavenami Tobola). Wniosek był taki, że, ku mojemu zaskoczeniu, talia całkiem dobrze radziła sobie w normalnym meta. Powziąłem decyzję, że będę ostrzył ten deck i jak będzie ładnie działał to biorę go na regio. Po kolejnych szlifach i następnych dwóch tryumfach turniejowych (muszę zaznaczyć, że ani razu nie trafiłem na chaos), talia była ostra jak maczeta i gotowa na podbój Twierdzy Warszawa, a jej ostateczna wersja wyglądała tak:
http://deckbox.org/sets/635147
Zmiany jakie zaszły od prototypu to: Monastyr zamiast Zamku aby trochę zabezpieczyć się przed kontrolą, wywalenie eksperymentów (musiałem szanować swoje jednostki), wrzucenie Wzroku Nagasha (który czasami potrafi ustawić grę) i Hrabiego Włada (bo z monastyrem w kingdomie może być bardzo irytujący dla oponenta) oraz zamiana Potwora z głębin na Hydrę (absolutny strzał w dziesiątkę). Mimo dopracowania, talia miała straszną czope na ryj ze strony chaosu na inkruzji, potwierdzenie: 1:4 w testach z Melomanem. A chodziły słuchy, że takiego chaosu będzie na turnieju dużo…
Runda I Selverin DWA 2:1
Pierwsza runda i od razu przeciwnik z wysokiej półki. Mimo, że ja zaczynałem, to dostałem na rękę taki szrot, że w pierwszej grze nic nie wystawiłem do 4 tury, popatrzyłem trochę co tam Selverin ma w decku i poddałem. Druga to już dużo lepsze wyjście z mojej strony, szybkie wampiry i mocny napór w końcu dopięły swego mimo potężnej obrony oponenta, który rozbijał moje ataki pielgrzymkami na Bloodthirstery, My lifem i Valayą. Na ostatnią grę zostało bodaj nie całe 10 minut. Tym razem Selverin ma kiepski start, u mnie nieźle, szybko przechodzę do szturmu z nadzieją, że się uda. Konsekwentnie napieram, przy okazji kontrolując Wampirami, przeciwnik nie daje rady obronić i na styk udaje się spalić. Szacun dla Selverina, że nie stalował, mógł trochę dłużej się pozastanawiać i nikt by mu nie mógł nic powiedzieć, ale zachował się naprawdę w porządku. Już pierwsze starcie przyniosło sporo emocji, ale to nic w porównaniu do tego co działo się później.
Runda II Boreas DWA 1:1
Kolejne dwarfy i kolejny mocny przeciwnik. Szczegółów tych gier za bardzo nie pamiętam. Pierwsza gra zdecydowanie dla mnie, druga zdecydowanie dla Boreasa. Na trzecią po raz kolejny było mało czasu. Boreas ma bardzo słaby start – tylko kanonka w kingdoma (chyba jeszcze nic nie wyciągnęła, z tego co pamiętam). Ja od razu wampir w przód i czyścimy krasnoludka. Potem Boreas bardzo długo kontempluje nad swoimi czterema kartami na ręce, na początku mojej czas się kończy. Zabrakło z dwóch rund i byłoby moje.
Runda III kowalx DWA 1:1
Trzecia runda, trzecie dwarfy. No cóż, dobrze, że nie chaos. W pierwszej grze szybko przejmuję inicjatywę i palę nieco zaskoczonego oponenta. Druga również układa się po mojej myśli, rozbujałem się niesamowicie był na stole Wład, był Grimgor, latały Inwokacje (rzucane na pałę i nie wyciągające niczego). Beztroska skończyła się w momencie gdy zauważyłem, że przeciwnik, mimo że skontrolowany, nie ma spalonej ani jednej strefy, w mojej tali pozostało 5 kart, a w następnej turze dobiorę 7. Zaczynamy decydująca grę, mnie szybko udaje się spalić jedną strefę, potem cisnę po Queście przeciwnika i wbijam w niego z 10 obrażeń (w międzyczasie psując Kowalowi SYGa na Kazadora Mannfredem), stoi na dewkach. Na początku tury Kowala koniec czasu, ja mam dwa kasy i inwokację na łapie. On nie ma szans mnie spalić. Zwijamy karty. Potem odkrywam 5 wierzchnich kart w talii i oczywiście znajduję tam Grimgora! Czemu nie rzuciłem tej inwokacji? Nie wiem. Gwar dookoła chyba przyćmił mi umysł.
Runda VI OlaDeo DWA 2:0
Kolejne dwarfy, tym razem prowadzone przez sympatyczną koleżankę. Jedyna runda, w której udało mi się odnieść zdecydowane zwycięstwo, czego zasługą były znakomite starty z Akolity na 9 i 7 kasy, po takiej petardzie na początek później już jakoś szło. Ułatwieniem było to, że Ola nie znała większości moich kart i nie wiedziała czego się spodziewać.
Runda V Majesty SKA 1:2
To co zrobił Majesty w pierwszej grze trochę powiało patolą. W pierwszej rzucił hordę, misję i spaczeń. W drugiej wywalił drugą misję po czym na nie po zerówce, jeszcze jedna zerówka gratis, Clanrat do batka, przy ataku na imprezę wpadł Night runner, a na misjach odpowiednio 4 i 5 żetonów. Szczena mi opada. Majesty dopala kolegę na 8 młotków pali, ciśnie indirekty. Zagapił się, bo gdyby dopalił za wszystko co miał to gra zakończyłaby się w drugiej turze… W kolejnej grze udało mi się otrząsnąć z szoku, a Rafał nie dobrał już takiej imby. Po wyrównanej walce zostaję chyba na dwóch dewkach i udaje mi się spalić. Trzecia gra od początku rozwijała się pod dyktando przeciwnika, który szybko spalił mi jedną strefę i mocno cisnął w drugą, broniłem się dzielnie, dopóki nie dobrał dwóch eksperymentów w jednej turze.
Runda VI Valathorn DE 2:1
Po porażce ze szczurami Majesty’ego nie było zmiłuj, żeby zagrać dalej musiałem wygrać dwie kolejne gry. Tu zaczęły się prawdziwe emocje, które trwały dla mnie już do końca turnieju. Pierwsza gra nie dawała nadziei na to, że uda mi się znaleźć w topce. Valathorn zasypał mnie masą Scoutów i Informantów, którzy bezlitośnie czyścili mi łapę i do społu z dwoma konwentami spalili mnie w ekspresowym tempie. Nie pomogła nawet hydra zagrana z ręki. Druga gra, wychodzę standardowo: inżynieria i 1 kabony przyszykowane na Inwokację. Valathorn gra swoje, potem ja podglądam wierzch i widzę BDK, zostawiam Wąpierza na topie i wzywam Neheka, który okazał się nieograniczony w swojej łaskawości, otóż w pozostałych czterech kartach z wierzchu były kolejne 2 wampiry! Valathorn nie może uwierzyć w mojego farta, ja też. Wesoła kompania wędruje do batla, nie zastanawiam się i dostawiam Szczura - jedna strefa spalona. Po dobraniu kart przeciwnik poddaje. Decydująca gra była prawdziwym thrillerem. Zaczęło się w miarę spokojnie, na moje szczęście Valathornowi nie doszło zbyt wiele kart czyszczących rękę i mogłem wystawić swoich zakapiorów w postaci Wampira i dwóch Elit do pola bitwy dość szybko udało mi się spalić chyba królestwo. Oponent poszedł mocno w dociąg, a ja zacząłem go atakować w pole bitwy, co było wielkim błędem, bo ten wystawił Mortellę, która wykorzystywała przeciwko mnie moje Raise deady, wkładając w batka Hydrę. Również dzięki moim innowacjom Valathorn miał sporo kasy na dostawianie innych obrońców i stopniowe pozbywanie się moich jednostek (co nie było dla niego łatwe – jednak 4, 5 w plecach robi swoje, a Shattereda się nie bałem, bo miałem stabilny dociąg 3). Konsekwentnie parłem w przód. Po paru turach takiej przepychanki doszliśmy do momentu, że on miał w batku hydrę, nie miał kasy i stał na dwóch dewkach, a mi pozostał jeden Gruby szczur, Kulty rozkoszy i jakieś 8 kart w decku. Niestety przez całą grę miałem jedynie 4 kasy, a dla mnie to niestety było trochę mało i już przestałem wierzyć w to, że uda mi się wygrać. I co się dzieje dalej? Dobieram dwie innowacje, które Valathorn cofnął mi z Mortelli! – niech to będzie miara epickości tej gry. Rzucam innowacje gram Wight lorda z grobu, Hydra idzie w piach, a samotny Szczur atakuje za dwa potrzebne do spalenia! Naprawdę niesamowity mecz. Nadzieja na topkę utrzymana.
Runda VII Dex CHA 2:1
Tak, to chyba było przeznaczenie. Dex był bardzo ciekawy mojej talii i przed regionalsem pisał do mnie z zapytaniem jaki to deck, potem na piątkowej integracji też wypytywał. Ja oczywiście odpowiedziałem, że przekona się w sobotę. I przekonał się na własnej skórze. Dodatkowo była to dla mnie okazja do rewanżu za półfinał Bitwy o Ostatnią beczkę Bugmana. Pierwsza gra zaczęła się od dużego błędu Dexa, który po wystawieniu Ptasiora (ma go = nie ma Inkruzji = I’m lucky bastard) strzelił sam w siebie. No to ja, co prawda z małą obawą o Seduceda, wywaliłem Wampira, zaatakowałem żeby zczyścić czarnoksiężnika i udało się. Potem on poszedł w dociąg, a ja dopaliłem kingdoma. W następnej na stole pojawił się Sigvald, ale ja już na niego jak na zeszłoroczny śnieg, dostawiłem Mannfreda, dopaliłem za tyle ile było potrzeba i spaliłem niebronionego battlefielda. Druga gra już tak dobrze się dla mnie nie ułożyła. Bardzo szybko pojawił się Sigvald, którego spróbowałem zabić dwoma elitami, ale tym razem Seduced doszedł Dexowi. Potem przeciwnik już bardzo mocno się rozbudował, w końcu zabiłem jego legendę, ale co z tego, skoro w następnej pojawiła się druga. Poddałem gdy Dex dołożył Liber mortis. Ostatnia gra fazy zasadnicza i mega spina – wygrany gra dalej, przegrany zostaje z niczym. Zaczyna się dobrze dla mnie i udaje mi się szybko spalić kingdoma Dexa, w tym czasie na misji pojawia się Czarnoksiężnik i zaczyna strzelanie. W następnej turze dochodzi drugi Ptak i robi się nieciekawie. Tu moment na drugi duży błąd Dexa: zagrał rozwinięcie, zagrał coś tam dalej – zapomniał strzelić z Ptasiorów, potem mu się przypomniało, ale nie pozwoliłem cofnąć, bo to mogło mieć kluczowe znaczenie dla gry. Od następnej tury jadę w questa żeby Wampirem naruszyć Ptaka z żetonem, a w następnej go dobić. Udało mi się wygenerować Wampirem, Akolitą i dwoma szczurami taki wcisk, że Dex był zmuszony do obrony Ptasiorem bez żetonu, żeby nie spłonąć – główny problem udało się rozwiązać, jeden ptak to nie dwa. W następnej idzie chyba Bomba i strzał z Ptaka, co mocno uszczupla moje wojsko, ponadto obronę misji wzmacniają dwa Horrory. Dochodzi mi drugi wampir i atakuję, mimo osłabienia chyb ciągle za 7 – teraz czas na mojego babola, zamiast Wampirem strzelić w Horrora, z dwoma HP i już w tym momencie wygrać grę, wolałem ubić Czarnoksiężnika, któremu został 1 HP. Dex w następnej umacnia obronę, ale i tak stoi już tylko na dewkach. Na początku mojej tury czas się skończył, ale dobieram to co potrzeba – Raise dead na Grimgora. Wygrałem i jestem w topce.
TOP 16 Czarny CHA 2:1
Od razu pomyślałem sobie, że przyszła kryska na Matyska, bo Czarny grał Chaosem i to tym, którego obawiałem się najbardziej, czyli na Inkruzji. Przeciwnik, jako lepszy po fazie zasadniczej, zaczyna – wioska rasowa do kingdoma i dwa horrory do questa, rozwinięcie w batla, grasz. Ja biorę kaskę i już w tym momencie rozpoczynam analizę: jak on będzie miał w następnej 4 kasy i weźmie 3 karty to skontroluje mnie do zera, a potem spali jak szmatę. Cóż, ta perspektywa nie przypadła mi do gustu, trzeba spróbować zrobić coś niestandardowego i liczyć na farta. Rzucam Neheka przed wzięciem kart i mówię Toksyczna hydra, inwokacja po raz kolejny zadziałała i kreatura wylądowała w queście dając mi 3 karty oraz, co najważniejsze, czyszcząc misję Czarnego. Dokładam jeszcze inżynierię do kingdoma. Czarny w następnej dokłada kolejna dewkę, rzuca Burna na inżynierię i Psa w questa, strzelając w Hydrę. Ja Monastyr w królestwo, Czarny dwa Dzikie gory i za 6 w batka, wybrał strefę najgorzej jak mógł – w następnej Wight lord czyści jednego Gora i daje obronę nadpalonego pola bitwy. W ten sposób udało się uzyskać sporą przewagę, której nie oddałem do końca. Druga gra dała obraz tego jak powinny wyglądać gry chaosu z nieumarłymi – od początku do końca bezlitosna kontrola Czarnego, ogólnie gra bez historii. To co spadło mi na discard w trzeciej grze to jakiś ponury żart: 2x Raise dead, Innowacja, Inwokacja, Wzrok Nagasha. Trudno, trzeba walczyć. Zaczynam ja i daję chyba inżynierię do kingdoma i wiochę do questa. Czarny z tego co pamiętam stawia wioskę i częstuje mnie inkruzją w królestwo. Ja się jej pozbywam w kolejnej turze za pomocą Mannfreda. Maniek obrywa Seedsami, jest nieciekawie, ale dochodzi mi chyba Innowacja dzięki, której mogłem coś wysypać w batla, był to chyba Wampir, który wyczyścił Czarnemu jakiegoś unita. Potem wychodzą chaosowi Raiderzy i bezkarnie atakują przez 3-4 tury, bo ja w tym czasie skupiałem się żeby spalić napoczętego questa, kiedy już mi się udało i zacząłem napierać w battlefielda i naruszam Maruderów wampirem, w moim batku wylądowała inkruzja. Ja dołożyłem Szczura na paskudną misję i atakuję, nie ma czasu na poświęcanie Zwierzoludzi – Raider nareszcie pada. W następnej obrywam brutal offeringiem (duże zaskoczenie) na DP, mój batek przestaje istnieć – przeżywa tylko Szczur na Inkruzji i udaje się ją zdjąć. Następnie w jakiś sposób daję radę dopalić BF Czarnego i wygrywam. Radość była tak duża, że szczegóły mi umknęły. Podołałem najtrudniejszemu przeciwnikowi, jaki mógł mnie czekać.
TOP 8 Majesty SKA 2:1
Czyżby miała się powtórzyć historia z Torunia 2012, kiedy to Majesty najpierw pokonał mnie w fazie zasadniczej, a potem gdy spotkaliśmy się w TOP8, po bardzo wyrównanym boju zamknął mi drogę do półfinału. Wszystko na to wskazywało. Jego Skaveny zabijały niesamowici szybko, ale jak zabić coś co już jest martwe? Pierwsza gra sprawiła, że już miałem wypowiedzieć Kmicicowe „Kończ waść, wstydu oszczędź”, ale zawahałem się i nie zdążyłem. W drugiej potyczce, robotę zrobił Wampir, który od drugiej tury skutecznie psuł plany przeciwnika i tryby jego machiny zagłady mocno się zacięły. Te dwie gry nie były za nadto emocjonujące, ale decydująca nadrobiła wszystko z nawiązką. Od samego początku zostałem zepchnięty do defensywy, jednak pierwsza z moich stref (BF) zapłonęła dość późno, jak na szczurze standardy. Questa miałem mocno obsadzonego, przez Hydrę i jeszcze jakąś jednostkę, więc Rafał zaczął atakować na kingdom, tam leżało za to parę rozwinięć, ale także kilka obrażeń z indirectów. Każdy swój ruch kontemplowałem bardzo długo, bo wiedziałem, że nawet małe zagapienie się może mnie drogo kosztować. Dołożyłem coś, żeby wziąć więcej kasy w następnej i zostawiłem 1 pieniążek – zgadnijcie na co? Majesty atakuje w kingdoma – na razie nie ma tyle żeby spalić, ale kto wie ile eksperymentów skrywa się na jego ręce. W tym momencie przeglądam wszystko co mogę: rękę, discard, każdą dewkę, okazuje się, że jedyną jednostką, która została w talii w trzech sztukach jest Mroczny Akolita. Inwokacja. Wychodzi dwóch łysych krwiopijców, którzy wciągają wszystkie obrażenia i zabijają obu atakujących czyli Klanrata i Elitę. W następnej mam 5 hajsu i bardzo dużo kart na łapie, zastanawiam się dłuższą chwilę i podejmuję decyzję, że muszę przejść do ofensywy, na stolicy przeciwnika jedynie 4 obrażenia w misji, a czas też pomału się kończy. Stawiam von Carsteina do BF dopalam go za 4 czyli tyle ile było unitów na stosie kart odrzuconych przeciwnika, palę misję na styk. Za pozostałe dwa kasy, po dobraniu kart przez Majesty’ego rzucam wzrok Nagasha, on w odpowiedzi Horda, ale ku swojemu nieszczęściu dobiera tylko jedną kartę i to w ogóle niepotrzebny w tym czasie Dystrykt. Patrzę na jego karty i dziwię się bo, nie było tam nic groźnego – wyrzucam jedyną jednostkę jaką miał – Corba i misję. Oponent nie mógł mi nijak zagrozić w tej turze, więc położył coś w eko i rozwinięcie. Nie mogłem przepuścić takiej okazji, dołożyłem Elitę dopaliłem Mannfreda za jeszcze 1 i spaliłem strefę bez rozwinięć. Półfinał mój. Majesty po meczu powiedział mniej więcej coś takiego „Gratulacje. Cieszę się, że to wygrałeś. Wziąłem te Skaveny, ale gra tym to żadna przyjemność, deck grał za mnie.” (Sorki jeżeli coś przekręciłem).
TOP 4 Jaszczur DWA 1:2
Pierwszy raz miałem okazję mierzyć się z wielokrotnym mistrzem i finalistą wszystkiego co możliwe i sprawiłem mu trochę problemów, może sprawiłbym więcej gdyby nie to, że w tym meczu szczęśćcie się ode mnie odwróciło. W pierwszej grze dostałem kiepską rękę, ale był Akolita i Bloodek na górze discardu – raz kozie śmierć, w końcu nie musi mieć tej pielgrzymki. Nie miał, miał za to Master rune of spite, Akolita w piach - zostaję z pustym stołem i Jaszczur zostawia mnie daleko w tyle. Potem w batku pojawia się wesoła kompania – Tunnel i Kazador z SYGa - gra nie do odratowania. W drugiej to ja szybko przejmuję inicjatywę – dzięki symbolowi w kingdoma i Ripowi na Bloodka w Queście, wszyscy na sali wiedzieli, że to zagram, ale tym razem Jaszczur nie miał odpowiedzi. Potem ton rywalizacji nadał niezawodny Wampir. Brak majlajfów spowodował, że udało mi się dość szybko wygrać. Jaszczur miał nieco zdziwioną minę. W decydującej grze niestety dostaję znowu tragiczną rękę i po raz kolejny muszę postawić wszystko na jedną kartę – Akolita w kingdoma i liczę na 9 kaski w następnej. Jaszczurowi nawet brewka nie tykła, gdy po raz kolejny potraktował mnie spajtem. Potem Mistrzu disował mnie jak Rychu Tedego. Próbowałem chyba jeszcze Ripa – dostałem pielgrzymkę. Ostatnia szansa, mam Innowację, Raise deada, Grimgora na discardzie i dewkę w kingdomie, Jaszczur bez kasy – musi się udać. Biorę 3, rzucam Inno, a Jaszczur na to Długa zima – „No i w pizdu i wylądował i cały misterny plan też w pizdu”. Potem jeszcze w agonii udało się wyciągnąć Hydrę z Neheka i rzucić tego Raise deada, co spowodowało, że kingdom przeciwnika został zrównany z ziemią, ale na to było już za późno, miał pole bitwy pełne brodatych zabijaków i duży dociąg, co pozwoliło mu bez trudu zadać decydujący cios. Po grze Jaszczur powiedział mi, że Pielgrzymki, Spite’a i Długiej zimy ma po jednej kopii w decku. No cóż, taki lajf.
Mecz o 3 miejsce Sobczas HE 2:1
W pierwszej grze udało mi się bardzo szybko przejść do ofensywy i spalić Sobczasa nim ten zorientował się co się dzieje. Próbował stopować mnie Loekiem, jeden z moich Wampirów zdrewniał, ale to nie wystarczyło żeby się obronić. Chyba w tej grze też przeciwnik nie odpowiedział na Neheka Learned magem, mimo, że wierzch podejrzałem inżynierią, więc BDK wyszedł bezkarnie. Decydujący cios zadały szczury, Bloodthirster z ripa i Grimgor. Druga gra wyglądała już zupełnie inaczej. Bardzo szybko pojawił się Alith Anar, który wyrzucał co raz to nowych zakapturzonych długouchych, ponadto na stół wszedł też paskudny mag Loeka, który był dla mnie totalną zaporą. Kiedy moja stolica była już mocno obłożona czaszkami, weszli Sea masterzy i zakończyli zabawę. Ostatnia gra na tym turnieju zaczęła się dość wyrównanie, obaj postawiliśmy na rozwój. Decydujący był chyba moment, gdy Sobczas miał w Queście Monastyr, Łucznika naruszonego przez wampira i świeżego Learned mage, którego przed wzięciem kart doładował szarżą, co dałoby mu dociąg 8 kart, trochę mnie to przeraziło i jako, że miałem 1 kasy, wiadomą kartę na ręce i 3 Hydry w obiegu, postanowiłem znów przyzwać moją ulubioną kreaturę. Ta po raz ostatni przybyła z pomocą i ograniczyła dociąg przeciwnika do 3, a mój powiększyła o 2. Złapałem przewagę. Potem udało mi się spalić jedną za stref, pomogło to, że Sobczasowi nie doszedł Alith i nie musiałem marnować ataków na pozbycie się go. Kiedy Sobczas dobrał karty w kolejnej turze, odpaliłem moją niespodziankę – ostatnie spojrzenie Nagasha na Twierdzę Warszawa przesądziło o moim zwycięstwie, dobrani właśnie Alith Anar i Mag Loeca poszli na discard i w następnej turze udało mi się dokończyć dzieła. Szacun dla Sobczasa, że zagrał niestandardowym, ciekawym deckiem i osiągnął tak dobry wynik.
Zająłem trzecie miejsce. Zagrałem oryginalną talią, którą sam od podstaw stworzyłem i prowadzenie jej dało mi ogromną frajdę, nie było tu ani krztyny nudy, czy rutyny. Jeśli chodzi o poziom emocji w pojedynkach to był to najlepszy regionals w jakim brałem udział, tu chciałem podziękować wszystkim z którymi grałem, rywalizowanie z wami było wielką przyjemnością. Deck zmuszał mnie do podejmowania dużego ryzyka, które jednak najczęściej przynosiło pozytywne rezultaty. Podsumowując jestem ze swojego wyniku bardzo zadowolony.
Jeśli chodzi o dobrą grę w ten weekend, to wyprztykałem się w sobotę. W niedzielnym kataklizmie byłem tłem dla innych graczy i zająłem zaszczytne ostatnie miejsce. Mimo tego dobrze się bawiłem, a gra na stoliku z Makabrysiem, Przemem i Wujtratorem to był mega fun. Zapadła mi w pamięć taka sytuacja:
Przemo: Makabrysiu, dam Ci spokój w tej turze jeżeli mnie nie zaatakujesz.
Makabrysio: Ok.
Przemo zagrał swoje, Wujtrator zagrał swoje, przychodzi atak Makabrysia.
Makabrysio: Dobra Przemo, napierdalam cię.
Przemo: Jak to? Przecież był uład.
Makabrysio: No był. Był, ale już nie ma.
Przemo za kasę, która mu została rozwalił wszystkie jednostki Brysia, ten siedzi ze smutną miną.
Przemo: Złamałeś układ dziadu i masz za swoje.
Na koniec chciałbym podziękować Wilkowi za organizację tego świetnego turnieju, naprawdę było elegancko, miejscówka, nagrody, wszystko na najwyższym poziomie. Wielkie dzięki dla Nilisa i jego dziewczyny Aniki za serdeczne przyjęcie i gościnę, którą zaoferowali mi i Zygiemu. Dzięki dla całej ekipy trójmiejskiej, która wyruszyła na podbój stolicy, obyśmy zawsze w takiej sile stawiali się na regionalsach. Dzięki dla Dykty za wstępną integrację i dla Dexa za podwózkę. Dzięki za wszystkie miłe słowa, gratulacje, które usłyszałem w ten weekend i za gromkie Ore ore szabadabada amore podczas odbierania nagród. Gratulacje dla całej topki za świetne wyniki. Na koniec wielkie dzięki dla wszystkich graczy, którzy uczestniczyli w tym turnieju i znakomicie się razem bawili. Ta frekwencja pokazuje, że nasza Inwazja trzyma się mocno i gramy dalej. Tak trzymać. Mam nadzieję, że zobaczymy się we Wrocławiu. Pozdro.
Dzięki Kubali za publikację tej relacji na swoim blogu."
Ja również serdecznie dziękuję jeszcze raz.
niedziela, 6 kwietnia 2014
Finał 6 Ligi - Chwalebny Powrót Filka
No i stało się. Rozegraliśmy ostatni turniej naszej Ligi - to już szósta edycja. Z pierwszej zostało 7 osób. Ale nieważne, przeszłość zostawiamy za sobą.
Na ostatnim turnieju zjawiło się 10 osób. Progres, jeśli chodzi o poprzednie spotkania. No i pojawił się Filku, który po narodzinach syna nie mógł nas odwiedzać (co logiczne). Tym razem przybył. W końcu finał zobowiązuje. Laptopa nie było, zatem trzeba było parować systemem "Kubala kości kartka". Jakoś się ogarnęliśmy i mogliśmy zaczynać.
Na szybko o mojej talii: http://deckbox.org/sets/655833
Nie chciałem grać kontrolą (bo mnie nudzi), więc postanowiłem zagrać delikatnym naporem. Jednak gry wyglądały tak, jakbym miał normalny deck kontrolny, ale z Hemmlerem. Niestety.
Runda 1
vs ŹleX, SKA 1:1
Skaveny przed FAQ były imbą porównywalną ze starym Imperium (Derricksburg, Rodrik, Verena, Warpstone...). Urwać punkt to jak wygrać. Udało mi się raz zwyciężyć, kontrolując od początku. W pozostałych byłem zmuszany do obrony, Sniktch wybijał moich obrońców, zaś napór robiły zerówki z misjami. W trzeciej przeciwnikowi zabrakło jednego obrażenia, żeby mnie spalić. I skończył się czas. Uf... Dzięki za grę i gratulacje, niestandardowym deckiem (Mutant z Klanu Eshin, Wojna Totalna...) udało Ci się wygrać. I farciłeś na Innowacji.
Runda 2
vs Markus, WE 0:1
Markus jednak się pojawił, sprawiając, że jest nas parzyście. Pierwsza gra długo się ciągnęła, latające Infiltracje z mojej strony stopowały Leśne, ale nie wykorzystałem tego. Potem sytuacja się odwróciła. Broniłem się, jak mogłem, ale nie udało się. Zostały może dwie minuty do końca. No trudno, jedziemy dalej.
Runda 3
vs Filku, DE 2:0
Obydwaj braliśmy udział w pierwszej lidze, obydwaj największe sukcesy odnieśliśmy właśnie rasami, które mieliśmy na tym turnieju. I co? I nic. Strasznie wtapialiśmy. Filku grał naporem na neutralnych, ja szczęśliwie miałem dobre wyjścia i Osterknachtów, dzięki czemu Wampir Filka co chwilę wracał na rękę. Udało się wygrać dwie w ten sposób. Przydały się Wolne Kompanie, gdyż przeciwnik prawie nie miał dociągu, zatem po pewnym czasie grał bez kart na ręce. Dzięki za grę. Przerwa w Inwazji nie pomogła, ale w siódmej Lidze się odegrasz.
Runda 4
vs Wojt, HE 1:2
W pierwszej dosyć szybko objąłem prowadzenie, kontrolowałem niemal do zera. W drugiej było odwrotnie, Wojt dobierał co chciał, po czym zasypał mnie indirectami i atakami Alitha. I trzecia gra... Zacząłem ze słabą ręką (miałem kontrolę, ale słabe karty pod eko). No i zacząłem stopować Wojta, ale sam nie dobierałem prawie nic. I niestety, w końcu mi skończyły się opcje, po czym zostałem rozjechany. Dobierałem po 1 karcie, na moje jednostki Wojt miał Drewna i Reprymendy. Szkoda, ale dzięki za grę.
Zająłem 9 miejsce, wyprzedzając tylko Filka. Wygrał (znowu) ŹleX, który zdołał dzięki temu wskoczyć na 3 miejsce. I zgarnął matę (zgarnie w sumie, podczas następnego turnieju). Dzięki wszystkim za grę, kolejna Liga za nami, zaczynamy następną, trochę przemyśleń odnośnie samych rozgrywek w tygodniu (mam nadzieję). Do zobaczenia!
Na ostatnim turnieju zjawiło się 10 osób. Progres, jeśli chodzi o poprzednie spotkania. No i pojawił się Filku, który po narodzinach syna nie mógł nas odwiedzać (co logiczne). Tym razem przybył. W końcu finał zobowiązuje. Laptopa nie było, zatem trzeba było parować systemem "Kubala kości kartka". Jakoś się ogarnęliśmy i mogliśmy zaczynać.
Na szybko o mojej talii: http://deckbox.org/sets/655833
Nie chciałem grać kontrolą (bo mnie nudzi), więc postanowiłem zagrać delikatnym naporem. Jednak gry wyglądały tak, jakbym miał normalny deck kontrolny, ale z Hemmlerem. Niestety.
Runda 1
vs ŹleX, SKA 1:1
Skaveny przed FAQ były imbą porównywalną ze starym Imperium (Derricksburg, Rodrik, Verena, Warpstone...). Urwać punkt to jak wygrać. Udało mi się raz zwyciężyć, kontrolując od początku. W pozostałych byłem zmuszany do obrony, Sniktch wybijał moich obrońców, zaś napór robiły zerówki z misjami. W trzeciej przeciwnikowi zabrakło jednego obrażenia, żeby mnie spalić. I skończył się czas. Uf... Dzięki za grę i gratulacje, niestandardowym deckiem (Mutant z Klanu Eshin, Wojna Totalna...) udało Ci się wygrać. I farciłeś na Innowacji.
Runda 2
vs Markus, WE 0:1
Markus jednak się pojawił, sprawiając, że jest nas parzyście. Pierwsza gra długo się ciągnęła, latające Infiltracje z mojej strony stopowały Leśne, ale nie wykorzystałem tego. Potem sytuacja się odwróciła. Broniłem się, jak mogłem, ale nie udało się. Zostały może dwie minuty do końca. No trudno, jedziemy dalej.
Runda 3
vs Filku, DE 2:0
Obydwaj braliśmy udział w pierwszej lidze, obydwaj największe sukcesy odnieśliśmy właśnie rasami, które mieliśmy na tym turnieju. I co? I nic. Strasznie wtapialiśmy. Filku grał naporem na neutralnych, ja szczęśliwie miałem dobre wyjścia i Osterknachtów, dzięki czemu Wampir Filka co chwilę wracał na rękę. Udało się wygrać dwie w ten sposób. Przydały się Wolne Kompanie, gdyż przeciwnik prawie nie miał dociągu, zatem po pewnym czasie grał bez kart na ręce. Dzięki za grę. Przerwa w Inwazji nie pomogła, ale w siódmej Lidze się odegrasz.
Runda 4
vs Wojt, HE 1:2
W pierwszej dosyć szybko objąłem prowadzenie, kontrolowałem niemal do zera. W drugiej było odwrotnie, Wojt dobierał co chciał, po czym zasypał mnie indirectami i atakami Alitha. I trzecia gra... Zacząłem ze słabą ręką (miałem kontrolę, ale słabe karty pod eko). No i zacząłem stopować Wojta, ale sam nie dobierałem prawie nic. I niestety, w końcu mi skończyły się opcje, po czym zostałem rozjechany. Dobierałem po 1 karcie, na moje jednostki Wojt miał Drewna i Reprymendy. Szkoda, ale dzięki za grę.
Zająłem 9 miejsce, wyprzedzając tylko Filka. Wygrał (znowu) ŹleX, który zdołał dzięki temu wskoczyć na 3 miejsce. I zgarnął matę (zgarnie w sumie, podczas następnego turnieju). Dzięki wszystkim za grę, kolejna Liga za nami, zaczynamy następną, trochę przemyśleń odnośnie samych rozgrywek w tygodniu (mam nadzieję). Do zobaczenia!
Subskrybuj:
Posty (Atom)